Wolno mu wpychać ulicę Lecha Kaczyńskiego do każdego miasta. Najbardziej drastycznie widać to na przykładach Łodzi i Warszawy.
W obu tych miastach opozycyjni radni postanowili stanąć po stronie mieszkańców i zablokować decyzję o wtrynieniu Lecha Kaczyńskiego do centrum. W obu przypadkach wojewodowie żachnęli się: „to decyzja polityczna!”. Zarówno radni Łodzi, jak i Warszawy, jak na razie ponieśli porażkę. Choć przynajmniej z podniesionym czołem.
Łódź
2 lutego wojewoda Zbigniew Rau stwierdził nieważność uchwały łódzkich radnych, którzy zmienili nazwę placu im. Lecha Kaczyńskiego na pl. Zwycięstwa. Do drugiej wojny światowej nosił nazwę Wodnego Rynku. Po wojnie został przemianowany i upamiętniał właśnie pobicie nazistów. Aż do końca 2017 roku. Radnym do głowy nie przyszło, że może podlegać ustawie dekomunizacyjnej, więc nie widzieli potrzeby nazwy na hurra zmieniać. Tym bardziej, że lokalny IPN nic na ten temat nie mówił.
Ale Rau nadgorliwie uznał, że „Zwycięstwo” promuje totalitaryzm, będąc de facto zwycięstwem Armii Czerwonej i zwycięstwem komunizmu nad Polską. Zmienił w sumie 26 nazw ulic – i jeden plac. Otrzymał on oczywiście imię… no, zgadnijcie!
Łodzianie są zgodni: chodziło o to, żeby lokalnemu PiS-owi zrobić dobrze. Gdyby Lech Kaczyński dostał uliczkę gdzieś na obrzeżach, to byłaby zniewaga wymagające krwi.
Na takie dictum radni postawili się wojewodzie. 5 stycznia zaskarżyli wszystkie jego zmiany do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a potem wzięli się na sposób: zwołali nadzwyczajną sesję, aby uchwalić zmianę pl. Kaczyńskiego z powrotem na pl. Zwycięstwa. Tylko tym razem zwycięstwo miało być… „wygraną w wojnie polsko-bolszewickiej”.
Zadziałali na tyle sprytnie, że zdążyli wnieść swoją uchwałę jeszcze przed nowelizacją ustawy dekomunizacyjnej.
Po noweli bowiem mogą zmienić decyzję wojewody jedynie w porozumieniu z IPN albo… właśnie za zgodą wojewody.
Rau zgody bynajmniej nie wyraził. „To działanie polityczne!” – zbulwersował się i przeszedł do kontrofensywy. Wszczął postępowanie nadzorcze w celu zbadania legalności podjęcia uchwały.
W piątek, 2 lutego, wydał rozstrzygnięcie nadzorcze, w którym stwierdził nieważność uchwały z 5 stycznia. Drążył, drążył, aż znalazł dziurę w przepisach: nazwa przywrócona przez radnych miałaby obowiązywać od 7 lutego – a więc już „po noweli”.
Uznał również, że radni podłożyli się, zmieniając jego zarządzenie, choć WSA nie zdążył jeszcze podjąć decyzji. W dodatku na 15 stycznia zaplanowano konsultacje społeczne. „W dniu podjęcia unieważnionej uchwały konsultacje społeczne jeszcze trwały, zaś Rada Miejska nie dysponowała ich wynikami. Takie postępowanie organów samorządowych stanowi rażące naruszenie zasad demokratycznego państwa prawa oraz funkcjonujących w nim instytucji prawnych” – wyzłośliwił się wojewoda.
Triumf radnych PO okazał się więc przedwczesny.
Warszawa
– To żadna Trasa Łazienkowska. Obowiązująca nazwa to ulica Lecha Kaczyńskiego! – stwierdził wojewoda Zdzisław Sipiera, ten sam, który „przejął” plac Piłsudskiego w centrum stolicy (oficjalna wersja jest taka, że wcale nie chodziło o to, by ustawić tam smoleńskie pomniki).
– Prezydent i radni nie mają woli do przeprowadzenia dekomunizacji w Warszawie. Mieli rok, by zmienić nazwy ulic. Decyzję oddali w moje ręce, więc teraz niech jej nie zmieniają – bulwersował się na spotkaniu z dziennikarzami, podczas którego zapowiedział, że osobiście, razem ze swoimi najbliższymi współpracownikami, ma zamiar zmieniać tabliczki.
Radni PO zrobili mu taką samą siurpryzę jak radni z Łodzi: również zaskarżyli zmiany do sądu (w stolicy było ich więcej, bo aż 52) i niezależnie od tego podczas sesji „wykopali” Lecha z mapy miasta. Uznali, że skoro już klamka zapadła i Aleja Armii Ludowej nie przetrwa, niech chociaż będzie to Trasa Łazienkowska.
Sipiera zwołał briefing prasowy, na którym stwierdził, że unieważnia decyzję radnych i odbiera ją jako brak politycznej woli do współpracy: „Lech Kaczyński to osoba godna tego, by mieć swe miejsce w przestrzeni publicznej”.
Warszawscy radni mieli gorszy punkt wyjścia niż łódzcy. Obowiązuje ich już bowiem nowela.
Cała stolica im. Lecha Kaczyńskiego
Natomiast radna Aleksandra Gajewska z PO stwierdziła, że mieszkańcy i tak będą używać nazwy „Trasa Łazienkowska”:
– Będą używać takiej nazwy niezależnie od tego, jak siłowo forsować będzie próbował wojewoda i jego partia zmianę tej nazwy.
Dzisiaj mamy taką sytuacje, że mamy ulicę Lecha Kaczyńskiego, jej przedłużeniem jest Wawelska, a na Wawelskiej jest Krajowa Szkoła Administracji Publicznej, która również nosi imię Lecha Kaczyńskiego. To nie jest przyjmowane pozytywnie przez mieszkańców, w konsultacjach społecznych nigdzie nie padła propozycja, by takie zmiany wprowadzać – powiedziała.
Wsparł ją Jarosław Szostakowski, szef klubu radnych PO:
– Wojewoda dzisiaj zapowiedział, że wstrzymanie wykonania uchwały to jest pierwszy krok przed uchyleniem tej uchwały.
Podobnie, jak odwoływaliśmy się do administracyjnego w sprawie orzeczeń zastępczych wojewody wprowadzonych w sprawie ustawy dekomunizacyjnej, również od tej decyzji wojewody będziemy się odwoływać.
Klub radnych Platformy złoży takie projekt. Mamy nadzieję, że rada miasta stołecznego Warszawy go poprze. Będziemy walczyć o Trasę Łazienkowską w sądzie.
Inne
Wojewodowie wtryniają Lecha Kaczyńskiego, gdzie tylko się da.
W Bydgoszczy wojewoda kujawsko-pomorski Mikołaj Budzanowski unieważnił uchwały radnych, którzy przywrócili zdekomunizowane Aleję Planu Sześcioletniego i Przodowników Pracy.
W Katowicach centralny punkt miasta również upamiętniał będzie Lecha i Marię Kaczyńskich, mimo że mieszkańcy wyraźnie dali do zrozumienia, że sobie tego nie życzą. Wolą dotychczasowego patrona – Wilhelma Szewczyka, śląskiego pisarza, którego przynależność do PZPR jest solą w oku PiS.