Więcej odpisów podatkowych – to większy wpływ obywateli na wydatkowanie publicznych pieniędzy.
W tym roku kalendarz był łaskawy dla podatników. Ponieważ ostatni dzień kwietnia przypadał w niedzielę, zeznania podatkowe za rok 2016 można było składać jeszcze 2 maja. Wypełniających PIT-y w ostatniej chwili było wielu, bo tydzień temu urzędy skarbowe we Wrocławiu alarmowały, że jeszcze niemal połowa podatników nie złożyła zeznań. Ja sam wysłałem swój PIT przez internet dopiero 1 maja wieczorem.
Podatkowy Owsiak
Większość z nas przyzwyczaiła się do przekazywania 1 proc. podatku na rzecz organizacji pożytku publicznego. Dzięki tym organizacjom pieniądze trafiają do osób potrzebujących wsparcia: kosztownego leczenia, długotrwałej rehabilitacji, przebywających w hospicjach.
Z odpisów podatkowych za rok 2015, na konta fundacji i stowarzyszeń wpłynęło ponad 600 milionów złotych. Na przekazanie części swojego podatku dla jednej z 8108 organizacji pożytku publicznego zdecydowało się ponad 13 milionów podatników. To połowa wszystkich składających zeznania podatkowe. Pierwsze szacunki dotyczące rozliczeń za rok 2016 wskazują, że w tym roku rekord zostanie pobity. Gdy przyjrzymy się kwotom odpisów podatkowych przez 14 lat, od początku ich wprowadzenia, rosną one z każdym rokiem. Dokładnie tak samo, jak kwoty zbierane rokrocznie przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.
Jeden procent Millera
Początki były skromne. W 2004 roku, pierwszym roku obowiązywania ustawy pozwalającej na przekazanie 1 proc. podatku na cele społeczne, zaledwie 80 tysięcy podatników zadeklarowało odpisy, dające w sumie 10 milionów zł. Od tamtego czasu ilość wpłacających wzrosła 150 razy, a zbierana kwota 60 razy. Dane te pokazują, jak trafna i społecznie potrzebna była inicjatywa ówczesnych władz.
Możliwość dokonywania odpisów podatkowych na rzecz fundacji i stowarzyszeń wprowadził rząd Leszka Millera w 2003 roku. Ustawa o działalności pożytku publicznego i woluntariacie weszła w życie 1 stycznia 2004 roku i dotyczyła również rozliczeń podatkowych za rok 2003. Warto pamiętać o tej ważnej inicjatywie rządu SLD. Szczególnie powinni pamiętać ci, którym z tamtego okresu utkwiła w pamięci jedynie nieszczęsna likwidacja dotacji dla barów mlecznych.
Rządząca przez lata Platforma Obywatelska, z posiadającym „węża w kieszeni” ministrem finansów Jackiem Rostowskim, nie odważyła się zlikwidować odpisu 1 procenta. Zabierającego rocznie kilkaset milionów wpływów budżetowych. Ale PO nie zrobiła nic, aby ułatwić podatnikom przekazywanie pieniędzy potrzebującym.
PO ocenia negatywnie
Początkowo, by odliczyć 1 proc. podatku na rzecz organizacji pożytku publicznego, trzeba było przelać konkretną kwotę na konto wybranej organizacji, a następnie uwzględnić przelew w rozliczeniu podatkowym. Od 2007 roku przekazywanie 1 proc. podatku było prostsze. Wystarczyło w zeznaniu podatkowym wskazać organizację, do której miały trafić pieniądze, a przelewy robił samodzielnie urząd skarbowy.
Niestety, ułatwienie nie dotyczyło ponad 10 milionów podatników – między innymi emerytów i rencistów. Zdecydowana większość z nich nie wypełnia samodzielnie PIT-ów. Robi to za nich organ rentowy. Również część pracowników nie trudzi się „pitologią”, zeznanie podatkowe wysyła za nich pracodawca. Wszyscy oni mieli możliwość odliczenia 1 proc. podatku, pod jednym wszakże warunkiem. Musieli zrezygnować z wypełnienia zeznania przez ZUS lub pracodawcę i zająć się tym samodzielnie. Decydowali się na to nieliczni.
Na początku 2015 roku prowadziłem w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o podatku dochodowym, złożony przez Klub Poselski SLD. Króciutki projekt, mieszczący się na jednej kartce formatu A4. Chodziło o to, by rencista, emeryt lub pracownik, który nie wypełnia zeznania samodzielnie, mógł poinformować ZUS lub pracodawcę o chęci odliczenia 1 proc. podatku. A urząd lub zakład pracy robił resztę, nie zmuszając podatnika do samodzielnego rozliczania podatku. Jasne i proste.
Rząd Ewy Kopacz zastanawiał się przez 4 miesiące, co zrobić z ułatwieniem życia podatnikom, zaproponowanym przez posłów SLD. W końcu odpisał, że „negatywnie ocenia projekt”. Uzasadniając, że uproszczenie odliczania 1 proc. podatku, doprowadzi do zmniejszenia wpływów budżetowych o 83 miliony. Ot, cała filozofia rządów PO-PSL!
Rozwiązanie zaproponowane dwa lata temu przez posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej, zostało wprowadzone w życie w tym roku.
2 procent
Sukces odpisów podatkowych na rzecz fundacji i stowarzyszeń, wskazuje oczekiwany przez podatników kierunek zmian w prawie podatkowym. Przypominałem wielokrotnie, również na łamach „Trybuny”, powiedzenie Beniamina Franklina, że na świecie pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. Wiedzą o tym również polscy podatnicy. Ale chcieliby w jeszcze większym stopniu decydować o tym, do kogo trafiają ich pieniądze.
W roku 2015 posłowie SLD zainicjowali w Sejmie dyskusję o zwiększeniu odpisów podatkowych. Proponowaliśmy podwojenie kwoty odpisów – do 2 proc. podatku. Zdając sobie sprawę, że większy odpis oznacza zredukowanie wpływów budżetowych o kilkaset milionów, uznaliśmy jednak takie zmiany podatkowe za ważny przyczynek w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. „Kapitał społeczny, to aktywność nas wszystkich, tworzenie różnych organizacji, aktywność w nich. Warto, naszym zdaniem, dyskutować o tym, (…) by budować wyższy kapitał społeczny, społeczeństwo obywatelskie” – uzasadniałem projekt SLD podczas konferencji prasowej w kwietniu 2015 roku.
Jaka była reakcja rządu i większości parlamentarnej? Jak powyżej: „PO ocenia negatywnie”. Warto te fakty przypominać, gdy przed wyborami Platforma będzie obiecywała „gruszki na wierzbie”.
Procent na Kościół
Na początku 2011 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej złożył projekt ustawy likwidującej fundusz kościelny. „Nie ma dzisiaj najmniejszej podstawy ku temu, by dalej funkcjonował – mówiła posłanka SLD, Katarzyna Piekarska. A ówczesny rzecznik prasowy, Tomasz Kalita dodawał, że „zaoszczędzone pieniądze powinniśmy przeznaczyć na finansowanie zabiegów in-vitro”.
W roku 2013 wydawało się, że dni funduszu kościelnego są policzone. W prasie pojawiła się informacja, że „rząd zaakceptował odpis podatkowy na Kościoły w wysokości 0,5 proc.”. Jednak w Polsce, oprócz rządu, rządzą też biskupi. A Ci, po głębszym zastanowieniu, nie zgodzili się na tak ryzykowne dla nich rozwiązanie. Odpis na Kościół byłby dobrowolny. Zatem wszyscy, od prymasa począwszy, a na wiejskim wikarym skończywszy, musieliby zabiegać o przychylność wiernych. Po co im „jeść tę żabę”?
Fundusz kościelny istnieje nadal. I z każdym rokiem ma się coraz lepiej. Pochłania rocznie ponad 100 milionów złotych. To zresztą tylko maleńki procent z kilku miliardów złotych, jakie przeznacza budżet państwa na finansowanie instytucji kościelnych (katecheci, kapelani, Świątynia Opatrzności Bożej itd.). Osobiście jestem zwolennikiem rozwiązania, w którym szczodrość państwa zostałaby zastąpiona szczodrością samych wiernych. Zaś możliwość dobrowolnego odpisu podatkowego na rzecz swojego kościoła byłaby jedyną formą wsparcia instytucji religijnych z pieniędzy publicznych.
Można się spodziewać, że po wprowadzeniu odpisów na Kościół, księża chodzący „po kolędzie”, byliby bardzo zainteresowani PIT-ami swoich parafian.
Co łaska dla partii?
W poprzedniej kadencji, w Sejmie toczyła się debata nad zmianą zasad finansowania partii politycznych. Jedną z propozycji było wprowadzenie odpisów podatkowych, w miejsce stałego finansowania z budżetu. Korzyść z takiego rozwiązania byłaby oczywista – politycy musieliby zabiegać o wyborców każdego roku, a nie jedynie przy okazji wyborów. Jednak, jak zwykle, „diabeł tkwi w szczegółach”.
Jeden procent, jednemu procentowi nierówny. Odpis prezesa firmy, zarabiającego miliony, liczony byłby w tysiącach złotych, a biedaka, w pojedynczych złotówkach. To preferowałoby partie ludzi bogatych. Poza tym, wiemy z praktyki, że w Polsce poufność dokumentów, to pojęcie względne. I mogłoby się zdarzać, że po rozliczeniu PIT-ów, szefowie niektórych urzędów dysponowaliby wykazami swoich pracowników, zaopatrzonymi w adnotacje o preferencjach partyjnych.
Z powyższych względów Sojusz Lewicy Demokratycznej nie jest zwolennikiem finansowania partii z odpisów podatkowych.
Obywatele decydują
Odpis podatkowy dla fundacji, stowarzyszeń, finansowanie kościołów lub partii z odpisów, nie wyczerpują wszystkich wydatków budżetowych, na które podatnicy chcieliby mieć bezpośredni wpływ. I to zarówno na poziomie centralnym, jak i lokalnym.
Coraz większą popularnością cieszą się w wielu miastach budżety partycypacyjne, w ramach których to mieszkańcy decydują o niektórych wydatkach i projektach. Choć na razie nie są to duże kwoty. Władze Wrocławia przeznaczyły w tym roku na ten cel 25 milionów złotych. To zaledwie 0,8 proc. wszystkich wydatków. Ale kierunek z pewnością jest słuszny. Zarówno budżety obywatelskie, jak i odpisy podatkowe budują demokrację i naszą współodpowiedzialność za kraj i lokalne ojczyzny. Marzy mi się sytuacja, w której to ja, obywatel i podatnik, mógłbym bezpośrednio decydować przynajmniej o 10 proc. wydatków z budżetu mojego państwa i miasta.
Jednoprocentowy biznes
Gdzie są pieniądze, tam też jest biznes do zrobienia. Odpis 1 proc. podatku, to nie tylko pomoc potrzebującym. W tej „branży” mogą pojawiać się zwykli biznesmeni. Na szczęście, na razie nieliczni. Gdyby wszyscy podatnicy chcieli wykorzystać możliwość odpisu podatkowego, „do wzięcia” byłby ponad miliard złotych. Gigantyczne pieniądze.
W okresie rozliczeń podatkowych bombardowani jesteśmy tonami reklam, zachęcających do zadeklarowania wpłaty 1 proc. na rzecz reklamodawcy. Podobnie nachalne bywają programy komputerowe, pomagające w rozliczaniu PIT-ów. Pewne ograniczenia są właśnie wprowadzane. Dotyczą dodatkowych informacji, które będą musiały pojawiać się podczas emisji reklam. Moim zdaniem, to za mało. Aby nieuczciwi „zbieracze” naszych jednoprocentowych odpisów nie wykoleili cennego projektu, należy bardzo dokładnie patrzeć im na ręce. Ostatecznie to są NASZE pieniądze.