„Wprowadzamy do naszego systemu standardy europejskie” – ogłosił poseł PiS Andrzej Matusiewicz, chociaż mamy grudzień, a nie 1 kwietnia.
Od dawna dochodzą nas słuchy, że PiS majstruje przy ordynacji wyborczej. Ale nie wiemy, co nam realnie grozi. Spieszę wyjaśnić. Czeka nas prawdziwa rewolucja, zarówno przy zbliżających się wyborach samorządowych, jak i przy późniejszych, parlamentarnych. PiS ma wszelkie szanse rządzić wiecznie, a dokona tego poprzez:
Całkowite upolitycznienie Państwowej Komisji Wyborczej
Nadzwyczajna Komisja do spraw zmian w ordynacji 4 i 5 grudnia pracowała pełną parą, z porażającą skutecznością odrzucając wszystkie poprawki zgłaszane przez opozycję.
Nie na darmo klasyk powiadał, że nie ważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy. PiS domaga się, by siedmiu na dziewięciu członków PKW powoływał Sejm. Dwaj pozostali – jak do tej pory – będą sędziami powołanymi przez niezawisłe (dotąd) organy: Naczelny Sąd Administracyjny wespół z Trybunałem Konstytucyjnym. Brzmi jak cudowny sen Jarosława Kaczyńskiego – który prawdopodobnie spełni się w 2019 roku. PiS chce, żeby wraz z wejściem w życie nowych przepisów wygasła obecna kadencja PKW – bo „nie ma uzasadnienia dla utrzymania obecnego składu PKW na kolejne kampanie wyborcze”.
Teraz zasiadają w niej wyłącznie sędziowie powoływani przez TK, NSA, Sąd Najwyższy… ale PiS uważa, że to musi się zmienić. Dlaczego? Bo „sędziowie powinni głównie orzekać”.
Tak stwierdził poseł Matusiewicz, ten od „europejskich standardów”. Według niego w Europie przeważa „system rządowy, gdzie ministrowie spraw wewnętrznych wyznaczają całą administrację wyborczą”. Zaś przebrzmiały system sędziowski obowiązuje już tylko w Polsce i Włoszech.
Na poniedziałkowym posiedzeniu opozycja przepadła z kretesem ze swoimi poprawkami dotyczącymi składu PKW. Platforma idealistycznie domagała się wykreślenia całego zapisu:
– Nie możecie uzależniać PKW od polityków, nieważne, kto ma większość w parlamencie – zwracał się do posłów Prawa i Sprawiedliwości Jacek Protas z PO. Oponować próbowali również posłowie Kukiz’15. Okazali się większymi od Platformy realistami: nie mieli wielkiej nadziei, że PiS oszczędzi Komisję, ale usiłowali przeforsować przynajmniej tyle, by swoich siedmiu członków Sejm wybierał większością kwalifikowaną zamiast zwykłej.
Kadencja członków PKW według wizji PiS miałaby zaczynać się i kończyć równolegle z kadencją Sejmu. Każdy klub poselski mógłby zgłosić do trzech kandydatów „mających kwalifikacje do zajmowania stanowiska sędziego”, a liczba członków w PKW miałaby być proporcjonalna do obecności w poselskich ławach. To kwintesencja upolitycznienia: większe i silniejsze partie zyskają większy wpływ na skład komisji przy wyborach, staną się jeszcze większe i silniejsze… i tak w nieskończoność.
Napisanie okręgów od nowa
Co jeszcze do tej pory przeszło w Sejmie? Nowe granice okręgów wyborczych ustalą komisarze polityczni – to znaczy, chciałam powiedzieć, wojewódzcy. Przejmą tę funkcję od samorządów. To oni specjalnie na życzenie PiS upłynnią granice okręgów oraz będą szachrować ilością mandatów.
– Wprowadzając komisarzy politycznych będziecie robili wszystko, by te wybory zawłaszczyć – oburzał się na to Tomasz Szymański z Platformy. – Zostawcie to samorządowcom. To rady gmin i powiatów wiedzą najlepiej, jak przygotować te wybory, a nie powiatowi czy wojewódzcy komisarze!
Wykreślenia tej propozycji z projektu chciała nie tylko Platforma, ale również Nowoczesna i PSL. Zgadnijcie, na czym stanęło.
Rozwałka w terenie
W terytorialnych i obwodowych komisjach wyborczych będzie mogło zasiadać 9 osób. Większość z nich obsadzą te komitety, które mają już w Sejmie swoich posłów lub chociażby radnych w sejmikach wojewódzkich. Po jednej osobie będą mogły zgłosić pozostałe komitety – te słabsze.
Informatycy? A po co?
Decyzja dotycząca wykorzystania systemów informatycznych przy liczeniu głosów została odłożona w czasie. Nowoczesna i PO chciały poprosić członków PKW o opinię, czy „obecny system informatyczny w pełni zabezpiecza przeprowadzenie przyszłorocznych wyborów w oparciu o proponowane w projekcie rozwiązania”. Ale przewodnicząca komisji Anna Milczanowska z PiS uznała, że nie ma co ich pytać, bo kilka dni temu sami przecież odmówili brania udziału w dalszych pracach komisji (oskarżono ich o sfałszowanie ostatnich wyborów samorządowych).
Według projektu PiS „do obsługi wyborów będzie można stosować urządzenia i oprogramowanie, do których prawa majątkowe przysługują wyłącznie Skarbowi Państwa”. Co to oznacza w praktyce, dopiero się przekonamy.
Na samorządy marsz!
Jednak najwięcej emocji budzi ta część projektu, która dotyczy wyborów najbliższych, samorządowych.
Oto propozycje PiS, które są już „klepnięte”: przede wszystkim likwidacja JOWów w samorządach i zastąpienie ich ordynacją proporcjonalną do rad gmin. Sprzeciwiają się temu oczywiście posłowie Kukiz’15. Uważają, że wpłynie to negatywnie na frekwencję, a przede wszystkim nie zapewni należytej reprezentacji.
Aktualna ordynacja zakłada, że w miastach, które nie występują na prawach powiatu, wybory odbywają się JOWach. W innych jednostkach administracji samorządowej funkcjonuje system proporcjonalny z wielomandatowymi okręgami. I tak ma być wszędzie. Plus – zlikwidowane zostanie głosowanie korespondencyjne.
Wcześniej wymieniony zapis o komisarzach wyborczych również dotyczyć będzie wyborów samorządowych. Oni podzielą gminy na stałe obwody.
Do rady gminy, powiatu i sejmiku wojewódzkiego będzie mogła kandydować osoba, która stale zamieszkuje na obszarze województwa (a nie jak dotychczas na terenie, gdzie działa aktywnie rada, do której chce się dostać). Czyli może być lokalnym aktywistą z teczki.
Obwodowa komisja będzie teraz de facto składała się z dwóch komisji: ds. przeprowadzenia głosowania w obwodzie oraz ds. ustalenia jego wyników. Zwiększone zostaną kompetencje przewodniczącego. Będzie zobligowany do sprawdzenia każdej karty do głosowania i ogłoszenia reszcie członków, czy głos jest ważny. Kara więzienia grozić ma za wyniesienie kart wyborczych z lokalu. Mężowie zaufania zaś będą od tej pory „brać czynny udział w pracach komisji”. PKW natomiast otrzyma możliwość kontroli kart do głosowania.
Każde głosowanie podlegać będzie obowiązkowi transmisji, a w najgorszym razie – gdy popsuje się sprzęt – rejestracji i późniejszego odtworzenia. Taśmy mają być przechowywane 2 lata.
Wybory pośrednie nawet PiS-owi nie w smak
Waży się jeszcze los dwóch najbardziej kontrowersyjnych samorządowych zapisów: skrócenia do dwóch kadencji urzędowania wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, a także możliwości ich wyboru… pośrednio: przez radnych miejskich i gminnych (polecam wrócić do punktu mówiącego o tym, jak będziemy wybierać radnych). Tak już było – 15 lat temu.
Tych zapisów PiS nie zdążyło już przeforsować 5 grudnia, gdyż trzeba zbadać ich zgodność z Konstytucją. Wiadomo nieoficjalnie, że wielkim admiratorem pomysłu pośrednich wyborów na samorządowe stołki jest Jarosław Kaczyński.
„Gdyby te plany stały się faktem, oznaczałoby rewolucję przed zbliżającą się kampanią wyborczą, powrót do zasad sprzed 2002 roku i osłabienie roli wyborców” – twierdzą komentatorzy RMF Fm.
PiS-owi bardzo zależy na czasie, gdyż najbliższe wybory samorządowe mogłyby już odbywać się na nowych zasadach.
Z ostatniej chwili
W czwartek 7 grudnia sejmowa komisja cichaczem, korzystając z tego, że oczy wszystkich komentatorów zwrócone są na Beatę Szydło i Mateusza Morawieckiego, przyklepała wszystkie dotychczasowe zmiany w Kodeksie wyborczym, także wspomniana dwukadencyjność samorządowców.
Ale uwaga, przyklepano też całkiem nową propozycję: „Dopisanie na karcie do głosowania dodatkowych numerów list i nazw lub nazwisk albo poczynienie innych znaków lub dopisków na karcie do głosowania, w tym w kratce lub poza nią, nie wpływa na ważność oddanego na niej głosu”. Czy to już prosta droga do kreślenia kart po godzinach przez specjalnie do tego wynajętych politycznych działaczy?
Nie dowiemy się, Komisja wcześniej odrzuciła wnioski o przeprowadzenie w sprawie zmian wyborczych wysłuchania publicznego w Sejmie z udziałem wszystkich zainteresowanych. Środowiska akademickie zorganizowały debatę na własną rękę. Wnioski, jak można było przypuszczać, nie napawały optymizmem.