„Musimy ten obecny, bardzo ułomny stan ordynacji wyborczej i całej organizacji wyborów zmienić, poprawić” – zapowiedział Jarosław Kaczyński.
W weekendy prezes PiS rzuca hasło „w Polskę idziemy”, po kolei odwiedza swe polityczne dziedziny zagrzewając wojów do walki. Tym razem zapowiada zmiany w ordynacji wyborczej. Co prawda, jak ujawnił Puls Biznesu już 1000 (słownie tysiąc!) działaczy, wujów, sióstr, pociotków, chrześniaków, kumpli i kumpelek dostało z ręki PiS najbardziej intratne posady Polsce, ale przecież chętnych nie ubywa. Wielkim rezerwuarem posad jest przecież samorząd – rady, sejmiki, urzędy – bajka. No, i to prezes obiecuje, obiecując zmianę ordynacji wyborczej. Czy można go nie kochać? Czy „prosty człowiek” może nie pójść za nim choćby w dym? Oto politolog w wykształcenia, wykształcony był tak bardzo, że świetnie sprawdził się w kebabie. Teraz jest ważniakiem w PGNiG-ie. W Polsce PiS każdy może być każdym salowa dyrektorką, sklepowa – ho, ho – sklepowa, może wybierać w posadach jak w ulęgałkach… Ale najpierw trzeba pogonić konkurencję z samorządów.
– To są zmiany, które są z jednej strony bardzo oczekiwane przez społeczeństwo, a z drugiej strony to mają być zasady, które zabezpieczą wybory przed nadużyciami. Pił w ten sposób do poprzednich wyborów, gdzie – jego zdaniem – nadużycia nie tylko miały miejsce, ale i wpłynęły na końcowy wynik wyborów.
Platforma oczywiście czuje pismo nosem i jest przeciw.
– To jest jedno wielkie oszustwo.
Opozycja obawia się, że wprowadzenie limitu dwóch kadencji będzie oznaczać, że osoby obecnie pełniące funkcje dłużej niż jedną kadencję nie mogłyby wystartować ponownie w wyborach w 2018 roku. To znaczy, że wielu popularnych wójtów, burmistrzów i prezydentów z opozycji musiałoby odpaść z wyścigu wyborczego być może z korzyścią dla kandydatów PiS.
Prezes PiS deklaruje, że zmiany w ordynacji wyborczej zostaną wprowadzone najszybciej jak tylko będzie to możliwe.
Zdecydowanie przeciwne zmianom w ordynacji jest także Polskie Stronnictwo Ludowe, mające bardzo silną pozycję na wsiach i w mniejszych miejscowościach. Na początku stycznia posłowie Polskiego Stronnictwa Ludowego powołali Ruch Obrony Polskiej Samorządności, którego działanie ma chronić samorządy przed odbieraniem im kompetencji. PSL zapowiedział, że powstanie także zespół parlamentarny, którego celem będzie monitorowanie wszelkich działań i zmian wokół samorządów. W wyborach samorządowych w 2014 PSL zdobył 23,88 proc. głosów na terenie Polski. I właśnie ten wynik, który PSL uważa za normalny, obserwatorzy za sensacyjny, a PiS (i wtedy również SLD) za podejrzany.