PRAWA LOKATORÓW. Obrońcy praw lokatorów zapowiadają zwiększoną mobilizację przeciwko procesowi reprywatyzacji, nie tylko w Warszawie. Jeden z ostatnich protestów w tej sprawie odbył się w czwartek pod siedzibą firmy, która od lat zarabia na odzyskiwaniu kamienic.
Tym razem działacze Komitetu Obrony Praw Lokatorów zorganizowali protest pod siedzibą firmy Feniks, specjalizującej się w odzyskiwaniu i sprzedaży przedwojennych nieruchomości. Co ciekawe, jej siedziba znajduje się w słynnej kamienicy, skradzionej w czasie wojny przez szmalcowników i kupionej przed laty przez rodzinę prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz-Waltz, przy ul. Noakowskiego 16. Sprawa ta do dziś nie została wyjaśniona, zaś osoby odpowiedzialne za nieprawidłowości nie poniosły konsekwencji.
– Feniks to firma, które skupuje zreprywatyzowane kamienice, czasem kamienice z dzikiej reprywatyzacji opartej na sfałszowanych testamentach i kuratorach nieżyjących osób. Odnawia budynki dla bogatych nabywców i wykurza dotychczasowych lokatorów – wyjaśniają działacze Komitetu. – Obecnie Feniks nęka lokatorów jednocześnie w wielu budynkach w Warszawie i mamy już tego serdecznie dość! – dodają.
Ujawnione przekręty
O tym, jak wielka jest skala nieprawidłowości, a wręcz pospolitych przestępstw, towarzyszących procesowi reprywatyzacji, opinia publiczna dowiedziała się niedawno – dzięki działalności stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. To jego aktywiści w ubiegłym roku wyśledzili powiązania różnej maści biznesmenów i prawników z miejskimi urzędnikami, niekiedy wysokiego szczebla i ogłosili w Internecie tzw. mapę warszawskich reprywatyzacji. Wykazali na niej powiązania między kancelariami adwokackimi, urzędnikami i firmami dowodząc, że jest to proceder trwający w stolicy od lat, i to niezależnie od tego, jaka opcja polityczna aktualnie zarządza Warszawą. Działaczom stowarzyszenia MJN wytoczono nawet proces sądowy w tej sprawie, ale miejscy aktywiści udowodnili w nim swoje racje i wygrali.
Kolejną „mapę reprywatyzacji stołecznych nieruchomości działacze MJN ogłosili w tym roku zaznaczając, że nie boją się kolejnych procesów, ponieważ są w stanie udowodnić swoje racje. Dodali, że aby wyśledzić owe powiązania i je wykazać nie musieli sięgać do narzędzi, jakimi dysponuje np. policja czy odpowiednie instytucje państwowe, które mają obowiązek bronić obywateli przed przestępcami, a wystarczył im jedynie dostęp do oficjalnych informacji zamieszczanych m.in. w Internecie. Stojący na czele MJN radny Jan Śpiewak poinformował jakiś czas temu, że otrzymuje pogróżki, ale nie skłonią go one do wycofania się z dotychczasowej aktywności w sprawie ujawniania nieprawidłowości, jakie towarzyszą oszukańczej reprywatyzacji.
Mafia
Działaczom Miasto Jest Nasze udało się nagłośnić proceder, o którym organizacje broniące praw lokatorów mówią od lat. Wiedzę na ten temat mają one od samych lokatorów, którzy zgłaszają się do nich o pomoc, gdy są, nierzadko bezprawnie, wyrzucani z mieszkań. Organizacje lokatorskie udzielają im przede wszystkim bezpłatnej pomocy prawnej, ale gdy zachodzi taka konieczność, fizycznie blokują eksmisje. Jedną z takich organizcji jest właśnie Komitet Obrony Praw Lokatorów, który również dysponuje dokumentacją wielu przypadków bezprawnych eksmisji, głównie starszych ludzi. Komitet od dawna mówi o istnieniu w Warszawie (ale nie tylko) wręcz mafii reprywatyzacyjnej, która korzysta z faktu, że do dzisiaj żaden z kolejnych składów parlamentu nie uchwalił całościowej ustawy reprywatyzacyjnej. – Nie jest żadną tajemnicą, że wielu polityków, i to wszystkich możliwych opcji, było i pozostaje beneficjentami tego procederu. Może fakt, że sprawa stała się w ostatnim czasie głośna, jakoś to zmieni, ale nie łudzimy się, że nastąpi to szybko. Stoją za tym zbyt wielkie pieniądze – powiedzieli nam szykujący się do protestu aktywiści.
Dla osób mieszkających w reprywatyzowanych budynkach największym koszmarem są tzw. czyściciele kamienic, czyli grupy osiłków, wynajmowanych po to, by nękać lokatorów i zmuszać ich do tego, by sami wynosili się ze swoich mieszkań. Najczęściej „czyściciele doprowadzają do dewastacji takich budynków, uniemożliwiając lokatorom codzienne funkcjonowanie. Jest to o wiele prostszy sposób na opróżnienie kamienicy niż eksmisje, które muszą być poprzedzone prawomocnym wyrokiem sądu. Co nie oznacza, że ludzi nie wyrzuca się z mieszkań i bez oglądania się na wyrok sądu.
Pospieszne czyszczenie kamienic
– Gdy zaczęliśmy naszą pikietę, pracownicy firmy Feniks nagle gdzieś poznikali – informuje Jakub Żaczek z KOPL. – Studenci Politechniki przystawali, by poszydzić z „oszołomów”, ale ironiczne uśmieszki im sztywniały na buźkach, gdy słyszeli, co lokatorzy mówili o swojej sytuacji – dodaje.
Jak tłumaczą działacze lokatorscy, w najbliższym czasie będą organizować więcej tego rodzaju protestów, ponieważ w ostatnich miesiącach wyraźnie nasilił się proceder wyrzucania niewygodnych lokatorów. Z jednej strony wzmożona aktywność nowych właścicieli oraz czyścicieli kamienic spowodowana jest zbliżającym się terminem, gdy lokatorzy są chronieni przed eksmisją na bruk (okres ochronny trwa od 1 listopada do 1 kwietnia), z drugiej zaś – zapowiedziami, że reprywatyzacja zostanie wreszcie uregulowana prawnie. W dodatku zarówno rządzące PiS, jak i władze stołecznego Ratusza zapowiedziały, pod wpływem opinii publicznej, przeprowadzenie audytu dotychczas przeprowadzonych reprywatyzacji. Dla niektórych „biznesmenów” może być to więc ostatni dzwonek, by jak najszybciej pozbyć się niechcianych lokatorów. – Można z góry założyć, że wyrzuceni lokatorzy znajdą sobie bezpieczniejsze miejsce i nie będą już mieli ochoty wracać do zdewastowanych nierzadko lokali, z których zostali w brutalny sposób usunięci. Będą też tacy, którzy po prostu nie przeżyją zimy – oceniają aktywiści.
„Dość nękania lokatorów! Dość paserstwa!” – takie hasło przyświecało protestowi pod siedzibą Feniksa. Obrońcy praw lokatorów zapowiadają więcej tego rodzaju akcji oraz ujawnianie kolejnych powiązań. Nagłośnienie problemu reprywatyzacji i napiętnowanie związanych z nim nieprawidłowości ośmieliło również tych lokatorów, którzy dopiero są zagrożeni eksmisjami. Coraz częściej zdarza się, że w tego rodzaju akcjach i protestach uczestniczą lokatorzy spod różnych adresów, łącząc siły i dzieląc się swoimi doświadczeniami. Następny protest zaplanowano na 17 października.
KOMENTARZ
Rabunek jako akt dziejowej sprawiedliwości
Wyobraźmy sobie, że gdzieś w Polsce dokonano napadu na transport pieniędzy. Zrabowano 105 worków banknotów stuzłotowych, każdy o wadze 25 kg, czyli w sumie ponad dwie i pół tony. Gigantyczna góra forsy.
Informacja o napadzie natychmiast pojawiła by się na czerwonych paskach w telewizyjnych wiadomościach, a temat trafił na czołówki największych, nie tylko polskich mediów.
Na nogi postawiono by całą polską policję i interpol. Komenda Główna powołała by specjalny zespół wyłącznie dla rozwiązania tej sprawy. Telefony polityków i dziennikarzy nie milkły by ani na chwilę. O rabunku rozmawiał by nieomal każdy i z każdym: – Tyle forsy – 160 mln zł.
160 mln – to wartość jednej z działek zrabowanych Warszawie i Polakom w ramach tzw. „reprywatyzacji”.
Słowo „reprywatyzacja” to tylko eufemizm, pod którym kryje się grabież majątku państwa i samorządów na wielką skalę. Takich „przejęć” dokonano w ostatnim dwudziestoleciu tysiące. W przypadku niektórych wyłudzono walizki banknotów, w większych – ciężarówki albo nawet wagony. Nie trzeba dokonywać napadu na bank lub transport pieniędzy, kiedy państwo na oścież otworzyło wrota dla kradzieży w białych rękawiczkach na skalę, o jakiej nawet nie marzyli bossowie mafii amerykańskich.
Wcześniej była „prywatyzacja”, dziś jest reprywatyzacja, od lat tocząca się w zaciszu adwokackich, urzędniczych i sądowych gabinetów, rzadko wypływająca na powierzchnię medialnych informacji. Zjawisko dotyczy dziesiątek tysięcy nieruchomości nie tylko w Warszawie, ale w zasadzie w całej Polsce, poza może tzw. „ziemiami odzyskanymi”. Afery dotknęły Poznania, Krakowa, Łodzi i wielu innych miast i miejscowości. Straty z tytułu owej przemilczanej afery idą w dziesiątki miliardów złotych. To sumy niewyobrażalne, ponieważ z rabunkiem jest tak samo jak z morderstwem. Zabicie przez bandytę pojedynczego człowieka jest czynem odrażającym godnym najwyższej kary. Zabójstwo milionów to już tylko statystyka, lub częściej polityka.
Być może kogoś oburzy ten tekst. Przecież reprywatyzacja to tylko akt dziejowej sprawiedliwości. Odzyskanie przez właścicieli mienia, które im właśnie zostało zrabowane.
Ktoś może sobie wyobrazić jak do własnego utraconego za młodu domku wchodzi dziś zgrzybiała staruszka, aby na swoim dożyć godnie swych ostatnich lat. Niestety, to znów tylko iluzja. Nieruchomości warte dziesiątki milionów lub wielomilionowe odszkodowania otrzymują prawie wyłącznie handlarze roszczeń, kancelarie adwokackie a właściwie „spółki” adwokatów, urzędników i innych ludzi wpływowych, nie mające nic wspólnego z byłymi właścicielami nieruchomości. Te współczesne mafie, których przedstawicieli często widzimy na ekranach w charakterze prominentów i autorytetów moralnych, wykorzystują kruczki prawne i celowo pozostawione luki w prawie, aby pod pozorem procesu sprawiedliwości dziejowej zrabować majątek, przy którym bajeczny sezam to tylko kasetka z zaskórniakami. Reprywatyzacja to nie tylko place, pałace i kamienice, to także reaktywowane pozornie przedwojenne spółki.
Wszystko to dzieje się oparach korupcji, o której wszyscy wiemy, a której jakoś nikt nie potrafi ani nie chce udowodnić. A w tle tej całej afery pozostają dziesiątki tysięcy biedaków, których nowi właściciele, nowymi czynszami doprowadzili do ruiny, a później jak śmieci wyrzucili na bruk. A jaka jest od lat reakcja na ten gigantyczny rabunek i gigantyczną skalę ludzkiej krzywdy i niesprawiedliwości? Cisza i milczenie. W końcu zrabowane dziesiątki miliardów to tylko statystyka. Co innego ukradziona w markecie kostka masła…
Andrzej Górzny
17 października w Warszawie ma się odbyć spotkanie organizacji lokatorskich, których celem będzie omówienie wspólnej strategii walki z dziką reprywatyzacją. Spotkanie organizują Kolektyw „Syrena”, Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów, Komitet Obrony Lokatorów oraz Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej. Głównym postulatem ma być utworzenie Funduszu Odszkodowawczego dla osób, które w wyniku reprywatyzacji popadły w kłopoty finansowe, utraciły dach nad głową, bądź mieszkają w substandardowych lokalach. – Skoro miasto miało 38 mln zł dla pani Kruk (warszawskiej urzędniczki, zaangażowanej w proceder dzikiej reprywatyzacji – przyp. M.O.), znajdzie i pieniądze na odszkodowania – uważają aktywiści.
Spotkanie odbędzie się w Teatrze Kamienica, Al. Solidarności 93. Początek godz. 17.00.
Postulaty Ruchu Lokatorskiego:
1. Powołać fundusz odszkodowawczy dla lokatorów pokrzywdzonych przez reprywatyzację
Ponad 40 tysięcy rodzin po prywatyzacji zostało poddanych drastycznym wzrostom czynszu, zadłużonych, wysiedlonych. Dla tych osób, reprywatyzacja oznacza utratę podstawowych środków do życia. Żądamy zadośćuczynienia.
2. Zatrzymać zwroty i eksmisje
Reprywatyzacja to największa grabież w powojennej Polsce. To transfer wielomiliardowych środków od biedniejszych warstw społeczeństwa dla bogatych, którzy uwłaszczają się na tytanicznej darmowej pracy społecznej, jaką była odbudowa Warszawy. Żądamy powstrzymania zwrotów „w naturze” i wypłacania „odszkodowań finansowych” dla właścicieli. Żądamy powstrzymania eksmisji lokatorów.
3. Anulować długi lokatorskie – Odwrócić aspołeczne reformy i cięcia wywołane potrzebą spłaty „odszkodowań’ finansowych w ramach reprywatyzacji (ponad 1,5 miliarda złotych)
Reprywatyzacja to nic innego jak okazja do przeprowadzenia katastrofalnych w skutkach cięć socjalnych i transferu zysków dla elit. To klasyka neoliberalnego modelu zarządzania. Ostatnio władze wypłaciły jednej właścicielce „rekompensatę” w postaci 38 milionów PLN. Skąd wzięły na to pieniądze? Żeby spłacać właścicieli, władze od lat zmuszały biedniejsze warstwy społeczeństwa do zaciskania pasa. Do odbudowy fortun bogaczy, najwięcej dorzucili lokatorzy- trzykrotny wzrost czynszów w mieszkaniach komunalnych od 2008 r. wywołał 500-milionowe zadłużenie u kilkudziesięciu tysięcy lokatorów . Żądamy abolicji długu i zmniejszenia czynszów. Jednak nie chodzi tylko o lokatorów – żeby spłacać właścicieli, miasto wycisnęło ok. 10 milionów z prywatyzacji stołówek szkolnych, która choć uderzyła w ponad 50 tysięcy warszawskich dzieci to i tak nie wystarczyła na spłatę roszczeń jednej właścicielki. W ten sposób tylko w ciągu ostatnich sześciu lat z budżetu miasta wyparował aż miliard złotych. Odwrócić aspołeczne reformy i cięcia!
4. Poszerzyć zasób mieszkań komunalnych, zredukowany dramatycznie w wyniku prywatyzacji
Niszcząc zasób tanich mieszkań komunalnych, miasto likwiduje narzędzia walki ze spekulacją na cenach prywatnych mieszkań i odmawia korzystania z takiej alternatywy przez osoby niezamożne. W rezultacie, lokatorzy, zwłaszcza ludzie młodzi muszą wybierać między młotem a kowadłem- płacić astronomiczne czynsze za wynajem na rynku prywatnym, albo wziąć kredyt na wykup mieszkania i zadłużyć się do końca życia. Mieszkanie jest prawem dla wszystkich, a nie towarem. Żądamy mieszkań komunalnych.