W czasie ostatniej „miesięcznicy” PiS na Krakowskim Przedmieściu prezes tej partii oddał głos wojewodzie mazowieckiemu, który z dumą ogłosił, że sprawiedliwości dziejowej stało się zadość, ponieważ właśnie nadał 40 ulicom Warszawy nowych patronów, a starych wyrzucił na śmietnik historii. M.in. ulicy Armii Ludowej zmieniono patrona na Lecha Kaczyńskiego . No cóż, widać bratu Zmarłego nigdy nie będzie dosyć…
Jednakże wśród pokonanych przez wojewodę mazowieckiego, niesłusznych patronów znalazłam uliczkę na Ursynowie, która upamiętniała profesora Stanisława Kulczyńskiego. Zastąpiła go rodzina Ulmów, wymordowana przez Niemców w marcu 1944 r. za ukrywanie Żydów , zresztą z donosu Polaka – granatowego policjanta.
Żeby była jasność: uważam, że Rodzinę Ulmów upamiętniać należy: za swą postawę i ludzką przyzwoitość w strasznych czasach zapłaciła najwyższą cenę. Należy jej się upamiętnienie. Zastanawiam się jednak, dlaczego ofiarą wojewody mazowieckiego musiał paść akurat profesor Stanisław Kulczyński, czym się wojewodzie mazowieckiemu naraził?
Profesor Stanisław Kulczyński (1895-1975) był w II Rzeczpospolitej postacią zawodowo i moralnie wyróżniającą się w środowisku naukowym. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, botanik, od 1924 r. wykładał na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W 1930 r. otrzymał tytuł profesora zwyczajnego, a od 1935r był członkiem korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności.
W 1936 r. został rektorem Uniwersytetu Jana Kazimierza. Przyszło mu tę funkcję pełnić w czasach, kiedy na polskich uczelniach szalała Młodzież Wszechpolska, która – jak wiadomo – słynęła z radykalnych wystąpień o charakterze antysemickim. Coroczne zajścia, wywoływane przez Wszechpolaków otrzymały nazwę „manewrów jesiennych” i nabrały takiego rozpędu, że na przełomie lat 1931/1932 doszło na tym tle do ofiar śmiertelnych. Fanatyzm ideologiczny tumanił studenckie umysły w sposób w historii nienotowany, od 1935 r. nasiliły się żądania ze strony Wszechpolaków wprowadzenia na sale wykładowe getta ławkowego, czyli oddzielnych miejsc do siedzenia dla studentów narodowości żydowskiej. W klimacie politycznego awanturnictwa dochodziło na uczelniach do strajków okupacyjnych, zrywania zajęć, blokowania wejść do budynków akademickich i brutalnych bijatyk. Opornych studentów żydowskich siłą (czyli pałkami) zmuszano do zajmowania wyznaczonych miejsc, zwykle po lewej stronie sali. Niestety, rektorzy ulegli narodowcom i ostatecznie w lipcu 1937 r. wydali zarządzenie o wydzieleniu w audytoriach osobnych miejsc dla Polaków i Żydów. Studenci, którzy nie godzili się z rasistowskimi zarządzeniami, słuchali wykładów ostentacyjnie stojąc.
Miło i przyjaźnie było wówczas na uczelniach w Krakowie, Wilnie, Lwowie, Warszawie i Lublinie…
Nic dziwnego, bo przywódca nacjonalistów – Roman Dmowski w poszukiwaniu wzorca dla endecji swe nadzieje już na początku lat 30. pokładał najpierw w faszyzmie włoskim, a potem w Hitlerze. W liście z tego czasu R. Dmowskiego do Ignacego Chrzanowskiego pojawiła się następująca deklaracja „Chciałbym, żeby Hitler zwyciężył w Niemczech, ale tego, zdaje się nie będzie” (jednak za chwilę życzenie Dmowskiego ciałem się stało). Podobny nastrój przekazuje w liście do innego, bliskiego mu endeka – Karola Raczkowskiego: „poczciwy Hitler pracuje nad umontowaniem mego dobrego humoru”. No cóż, Hitler rzeczywiście robił, co mógł…. Wielki Oboźny nie był zresztą w swych poglądach odosobniony, w jednej ze swych książek Jędrzej Giertych zadeklarował: „jesteśmy jednym z tych ruchów, które jak faszyzm we Włoszech, hitleryzm w Niemczech, obóz Salazara w Portugalii, karlizm i Falanga w Hiszpanii – obalają w poszczególnych krajach Europy stary system masońsko-plutokratyczno-socjalistyczno-żydowski i budują porządek nowy: porządek narodowy”.
W sytuacji nasilania się nastrojów antyżydowskich, w obawie przed utratą władzy zaostrzył w tym czasie swoje stanowisko również obóz sanacyjny. W 1937r nacjonalistyczne skrzydło w obozie piłsudczyków powołuje do życia Obóz Zjednoczenia Narodowego, osławiony OZON, który wprowadził tzw. „paragraf aryjski”, zakazujący przyjmowanie Żydów w poczet tej organizacji.
Należy podkreślić, że nie wszyscy profesorowie godzili się na ustanowienie gett ławkowych na uczelniach, zwłaszcza, że oficjalnie minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego wypowiedział się przeciwko gettu ławkowemu. Jednakże w 1937 r. upoważnił władze uczelni do uspokojenia sytuacji na uczelniach, co w praktyce oznaczało wyjście naprzeciw antysemickim żądaniom młodzieży endeckiej, zwłaszcza, że miała ona wielu zwolenników wśród profesury.
Z tego czasu znany jest tylko jeden przypadek rezygnacji z pełnionego stanowiska jako wyraz braku zgody na wprowadzenie getta ławkowego na polskich uczelniach. Postawą taką wyróżnił się profesor STANISŁAW KULCZYŃSKI, rektor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, który zrezygnował z funkcji rektora na znak sprzeciwu wobec antysemickich awantur Młodzieży Wszechpolskiej. Kiedy w 1938 r., tuż przed Bożym Narodzeniem Wszechpolacy zablokowali drzwi wejściowe, aby nie wpuścić na teren uniwersytetu Żydów, dla rektora miara się przebrała i profesor Stanisław Kulczyński złożył dymisję.
Po wybuchu II wojny światowej profesor był delegatem Rządu RP na wychodźstwie, w obawie przed aresztowaniem uciekł w 1941 r. z Lwowa do Krakowa, gdzie zajmował się tajnym nauczaniem na UJ. Już w maju 1945 r. przeniósł się do Wrocławia, aby organizować opiekę nad przejętymi lwowskimi zbiorami Ossolineum. Od 1945 r. do 1952 r. był pierwszym polskim rektorem Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu. W okresie Polski Ludowej prowadził aktywną działalność społeczno-polityczną, należał do kierownictwa Stronnictwa Demokratycznego, w latach 1956-1969 był przewodniczącym CK SD; w latach 1946-1972 był posłem do KRN, Sejmu Ustawodawczego oraz Sejmu PRL od pierwszej do piątej kadencji. Myślę, że to piękny życiorys.
Zmarł w Warszawie w lipcu 1975 r.
Wojewody mazowieckiego nie znam, sięgnęłam więc do Wikipedii, aby dowiedzieć się, kto zacz. Nazywa się Zdzisław Sipiera, jest absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, a co w tym kontekście ciekawe – pracował jako nauczyciel, a potem w dzielnicowym wydziale oświaty na Żoliborzu. Na drogę kariery politycznej wszedł poprzez Porozumienie Centrum. Samorządowiec, pełnił kilka funkcji z wyboru i z nominacji o wymiarze lokalnym. I tyle.
P.S. ulicę Dąbrowszczaków ten dzielny wyznawca Kaczyńskiego również z Pragi uprzątnął, wbrew opiniom mieszkańców (kto by się nimi w PiS przejmował..?). Dmowski by przecież pochwalił.
Pozostaję w zdumieniu nad wczorajszym hasłem narodowców z marszu niepodległości: „My chcemy Boga”. I ciekawam, co by im Bóg powiedział, gdyby znów z Mojżeszowego pokazał się krzaka, spojrzał na te krzyczące i zawołał: do takich synów się nie przyznaję! „I ulgę czując odszedł z miłosierdzia znakiem Pan Bóg wszechmogący nad Mojżeszowym krzakiem”
Pozostaje w klimacie wiersza J. Słowackiego „Szli krzycząc: „Polska! Polska!”