Święta Bożego Narodzenia to dla większości polskiego społeczeństwa głównie czas odpoczynku i spotkań z rodziną lub przyjaciółmi. Kontekst religijny już dawno stracił istotne znaczenie, aczkolwiek zwyczajowo krewni, znajomi i współpracownicy wysyłają sobie świąteczne życzenia. To sympatyczna tradycja, aczkolwiek łatwo o jej ośmieszenie, gdy życzenia są uderzająco niewiarygodne. A istnieją dwie grupy osób, których życzenia szczególnie często brzmią fałszywie i irytująco. Chodzi tu o pracodawców i polityków.
W tysiącach polskich firm pracodawcy składają najserdeczniejsze życzenia nawet najbardziej wyzyskiwanym i mobbingowanym pracownikom. Często nie przyznają im premii ani podwyżek, ale organizują huczne przyjęcia, na które firma wydaje dziesiątki tysięcy złotych. Nikt z pracowników o te imprezy nie zabiega, ale pracodawca traktuje je jako obowiązkowy rytuał, który ostatecznie służy głównie podkreśleniu jego pozycji. Wszak na firmowych wigiliach najważniejszy głos prawie zawsze należy do pracodawcy, który oczekuje od podwładnych, aby bili mu brawo i zachwycali się nim. Niech no tylko pracownik spróbowałby zasugerować, że wolałby dostać 100 zł niż brać udział w przyjęciu organizowanym przez firmę!
Równie zdumiewające są świąteczne deklaracje polityków, co w tym roku uderza szczególnie ze względu na wysoką temperaturę sporu między władzą i opozycją. W tym kontekście wypowiadane z uśmiechem na ustach apele o pojednanie i wybaczenie brzmią niezbyt wiarygodnie, tym bardziej, że kilka dni wcześniej dochodziło do dość ostrych kłótni, które z dużym prawdopodobieństwem wrócą tuż po świętach.
Szczególnie nieautentycznie w tym roku wypadł Grzegorz Schetyna, który z przyklejonym sztucznym uśmiechem ogłosił, że chciałby, „żebyśmy potrafili wybaczać”, „żebyśmy potrafili zrozumieć błędy innych”, „żebyśmy w życiu kierowali się przede wszystkim miłością”, „żebyśmy potrafili w ludziach dostrzec dobro i piękno” i wreszcie „żebyśmy przy świątecznym stole nie musieli, nie chcieli rozmawiać o polityce”. Są święta, ale Schetyna kierujący się przede wszystkim miłością to jednak lekka przesada.
Równie sztucznie i groteskowo brzmiał pełen patosu apel prezydenta Andrzeja Dudy: „Niech to poczucie wspólnoty, którego w tych dniach doświadczamy, towarzyszy nam przez cały nadchodzący rok”. Trudno powiedzieć, jaką wspólnotę miał na myśli prezydent, skoro tuż przed świętami podpisał dwie niekonstytucyjne ustawy, co umocniło podziały w polskim społeczeństwie.
Niezbyt jasne były życzenia byłej premier, Beaty Szydło, która zaapelowała do rodaków: „chodźmy do Betlejem i zobaczmy, co tam się dzieje”. W Betlejem trwają zamieszki po decyzji głównego sojusznika polskiego rządu, Donalda Trumpa, który ogłosił, że za stolicę Izraela uznaje Jerozolimę. Betlejem to też miasto, gdzie przeważają tak pogardzani przez polskie władze muzułmanie i żyje tam wielu uchodźców, których nie chciał przyjmować rząd Szydło.
Bardziej autentycznie, ale też niepokojąco brzmią życzenia marszałka senatu. Stanisław Karczewski obwieścił: „Nowo narodzony Chrystus niechaj błogosławi koniecznym zmianom w Polsce i na świecie”. Podobnie złowrogo brzmią życzenia prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który liczy, że najbliższy rok „Ojczyźnie przyniesie wiele pomyślności, przybliżając nas do tego pięknego dnia, w którym zakończymy budowę Polski naszych dzisiejszych marzeń”. Można mieć wątpliwości, czy Polska marzeń Kaczyńskiego byłaby też Polską marzeń jego oponentów politycznych.
Słuchając życzeń części osób publicznych, zaczyna się doceniać zwięzłe i ogólnikowe: „Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku”.