7 listopada 2024

loader

Flaczki tygodnia

Twierdził, że bolał go ząb i dlatego wypluł hostię, a potem schował ją do kieszeni. Zauważył to pan ksiądz. Kazał szybko uwięzić go, a potem wezwać policję.

Zanim policyjny patrol przybył pochwycony przez księży trzynastolatek został zatrzymany w księżowskim areszcie. Cóż z tego, że początkowo szarpał się i próbował ucieczki. Księża to nie ułomki, na pewno ze starszym chłopakiem też daliby sobie radę.

Kościelny patrol działał zdecydowanie. Próby ucieczki szybko wybito z głowy zatrzymanemu. Od razu też poddano go drobiazgowemu przesłuchaniu. Natchnięci misją obrony Kościoła energiczni księża wzięli podejrzanego trzynastolatka w ogień krzyżowych pytań.

 Nie było lekko. Już od początku trzynastolatek poszedł w zaparte. Podawał nieprawdziwe dane osobowe. Nie przyznał się, że przystąpił do komunii świętej bez wymaganej, wcześniejszej spowiedzi. Nie chciał wyjaśnić po co zdecydował się przyjąć hostię. Brak oczekiwanych odpowiedzi tłumaczył swym zdenerwowaniem i brakiem pamięci.

Śledztwo stanęło w martwym punkcie. Zdesperowani księżowscy śledczy stanęli przed nieuchronną alternatywą.

Mogli od razu poddać trzynastolatka stosownym, tradycyjnym w ich korporacji, torturom. Aby zmiękczony nimi wyśpiewał wszystko jak na Sądzie Ostatecznym i wreszcie przyznał się do zarzuconej mu zbrodni. 

Mogli też uznać autonomię polskiego kościoła kat. wobec państwa polskiego i przekazać złoczyńcę w ręce państwowych organów ścigania. Aby te zawodowo przejęły zatrzymanego i doprowadziły do wyjaśnienia tego niesłychanego ataku na kościół katolicki. Fundament duchowy i moralny IV Rzeczpospolitej.   

Zdecydowali się na plan B. Zadzwonili na policję.

Chwilę ich wahania bezwzględnie wykorzystał uwięziony trzynastolatek. Błyskawicznie połknął hostię, czyli koronny dowód zarzucanej mu zbrodni. Przedmiot zarzucanej mu świadomej, ohydnej profanacji religijnej.

Przybyła na miejsce zbrodni policja nie zatrzymała jednak potencjalnego profana. Nie użyła posiadanych środków bezpośredniego przymusu. A kiedy na plebanii pojawiła się osoba podająca się za matkę potencjalnego złoczyńcy, wówczas policjanci bez warunków wstępnych oddali go pod jej opiekę. 

Do powyższego zdarzenia doszło 28 października w kościele katolickim pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Marki Kościoła w Bełchatowie.

Nadzorująca bełchatowską parafię Archidiecezja Łódzka zachowała się jak trzynastolatek zatrzymany przez bełchatowskich księży.

„Przyznam, że nie znam tej sprawy, więc trudno mi się odnieść do niej i zająć jakiekolwiek stanowisko” powiedział mediom pan ksiądz Paweł Kłys, rzecznik prasowy kurii. Przypomniał, że „najświętszy sakrament to skarb Kościoła”, ale „To może być prozaiczny wypadek, każda taka sprawa jest rozważana indywidualnie”.

Dał sygnał, że hierarchia polskiego kościoła kat. chce bełchatowski incydent zbagatelizować i medialnie wyciszyć.

Milczeć nie zamierza Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Jego przedstawiciele uważają, że księża „odizolowali” nieletniego chłopca od rówieśników, zadawali mu pytania o życie prywatne i straszyli policją. Chłopiec trzy razy próbować się wyrwać z księżowskiego aresztu.

Zdaniem ekspertów Ośrodka wezwani policjanci zaczęli przesłuchiwać chłopca bez obecności psychologa i jego rodziców, łamiąc w ten sposób obowiązujące w Polsce prawo. Dlatego eksperci Ośrodka chcą ukarania zarówno policjantów, jak i księży, którzy „pastwili się nad dzieckiem”. Dodatkowo Ośrodek zapowiedział, że zwróci się do Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka o interwencję.

Pół wieku temu dwunastoletnie „Flaczki tygodnia” wstrzeliły z korkowca w czasie mszy świętej w częstochowskiej katedrze pod wezwaniem Świętej Rodziny. Bo „Flaczki” chciały w taki sposób zaimponować rówieśnikom. Bo weszły w okres buntu typowego dla nastolatków. Huknęło nieźle akurat w czasie „podniesienia”. A katedralne echo jeszcze zwielokrotniło moc korkowego ładunku.

Ówczesny proboszcz katedry pobłażliwie przyjął zaserwowaną mu, nieprawdziwą i niewiarygodną wersję o samozapłonie posiadanego przez „Flaczki” korkowca. Przyniesionego do kościoła na tradycyjną procesję po wielkanocnej mszy. I tamten ksiądz nie uwięził nastoletnich „Flaczków” w zakrystii. Pewnie też nie myślał o pilnym wzywaniu na pomoc organów Milicji Obywatelskiej.

Nie tylko dlatego, że nie ówczesny proboszcz nie uważał MO za bratnią mu, sprzyjającą kościołowi siłę państwowego porządku. On po prostu dobrze znał nas. Tych chłopaków z Mokrej, Stawowej i Armii Ludowej. Wiedział, że te małolaty, zwykle z biednych domów pochodzące, muszą sobie trochę porozrabiać. I lepiej niech mu strzelą z korkowca w kościele, nawet w czasie podniesienia,  niż zrobią to po drugiej stronie ulicy. W kinie „Bałtyk”.

Bo tam, po wystrzale w czasie seansu, wielka bijatyka byłaby murowana. A w katedrze jeden huk porządku mszy wielkanocnej nie zburzył.

Dzisiaj katoliccy księża nie znają, nie rozumieją nastolatków. I nie chcą ich zrozumieć. Zachowują się nie tylko jakby żyli w odrębnych, szklanych bańkach. Dzisiaj coraz częściej panowie księża traktują buntujących się parafian od razu jak wrogów ich kościoła. Agentów wrogich sił. 

Są tak konfrontacyjnie, nieufnie do ludzi nastawieni, że już sam widok chłopca chowającego hostię od razu budzi najpoważniejsze podejrzenia. O to że chce ukraść Ciało Chrystusa aby zbezcześcić je w czasie nadchodzącego, antykatolickiego „halloweenu”.

Tak jak kiedyś „podli Żydzi” kradli katolikom hostie aby ją profanować w czasie swych satanistycznych obrzędów.

Dzisiaj polski kościół kat. traktuje każdego nieposłusznego mu jak śmiertelnego wroga. Jak złego z  natury. Bez pomocy policji państwowej sam kościół zła swym dobrem nie zwycięży.

A może naprawdę bolał go ząb i dlatego wypluł hostię i schował ją do kieszeni. Aby uchronić Ją przed upadkiem na kościelną posadzkę. Przed taką profanacją Ciała Chrystusa…

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Powalczą w ATP Cup

Następny

Polska anarchii prawnej

Zostaw komentarz