– tak w rozmowie z Justyną Koć podsumowuje antyniemiecką politykę rządu PiS prof. Włodzimierz Borodziej z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z Justyną Koć (wiadomo.co).
Justyna Koć: Czy i w jaki sposób Niemcy rozliczyli się z przeszłością II wojny światowej?
Włodzimierz Borodziej: Rozliczyli się jak chyba nikt inny. Taki proces przedstawienia wad i win własnego narodu, jaki tam miał miejsce, nie miał miejsca gdziekolwiek indziej. A prawnie jest to niesamowicie skomplikowana sprawa. Bo do kiedy możemy sięgać aspiracjami do jakichkolwiek reparacji, skoro od końca II wojny upłynęło ponad 70 lat? Sięganie teraz do tej przeszłości wydaje mi się pomysłem niezmiernie głupim, bo to oznacza, że wnuk mojego przyjaciela w Niemczech będzie płacił na moją wnuczkę tu, w Polsce. To jest jednak niesprawiedliwe.
Co zatem ma na celu taka polityka, jaką prowadzi PiS? To odgrzebywanie starych fobii?
To kompletny nonsens.
Co drugie lato, począwszy od 2005 roku, zawsze jest to samo. Słyszymy, że sprawy II wojny światowej nie zostały rozliczone. One nie zostały rozliczone i nie będą rozliczone.
Była kiedyś taka komisja, która zajmowała się rozliczaniem polskich strat, chyba w 1972 roku. Ona wyliczyła, że straty poniesione przez Polskę w wyniku okupacji niemieckiej to jest 570 mln ówczesnych marek, z czego Polska może skarżyć około 320 mln marek, a to jest znacznie więcej niż 320 mln euro dzisiaj. To również skończyło się niczym.
Powiedział pan, że Niemcy rozliczyli się z piętnem II wojny światowej, wiemy, że po wojnie istniały dwa niezależne państwa niemieckie. Jak to wyglądało z tego punktu widzenia?
W NRD mieliśmy do czynienia z czystą eksternalizacją, czyli oddaleniem problemu, dla Niemiec Wschodnich to był problem RFN. W Niemczech Zachodnich mieliśmy do czynienia z 15-20 latami milczenia, po czym zaczęła się wielka fala rozmaitych procesów: załogi Auschwitz, einsatzgruppen i różnych innych tego typu grup. Później, w latach 90., była tzw. ustawa o zbrodniach Wehrmachtu, która zmieniła krajobraz na tyle, że już nie trzeba udowadniać, że Wehrmacht był formacją, która uczestniczyła w zbrodniach, trzeba było raczej udowadniać, że nie uczestniczyła.
Jeśli chcemy przełożyć to sobie na realia europejskie, to możemy to rozumieć w ten sposób, że regularna armia nie była niewinna. To nie miało precedensu.
Wróćmy do historii Polski i Niemiec po II wojnie. Jak wyglądało to budowanie relacji na nowo?
To szalenie skomplikowane, ale pokrótce w Poczdamie Polska stała się wykonawcą i beneficjentem decyzji Aliantów. Polska, która już wtedy była niesuwerenna. W 1953 roku ta sama niesuwerenna Polska zrzekła się reparacji wobec Niemiec. W 1970 roku Polska i Republika Federalna Niemiec podpisały układ, który potwierdzał uznanie granic Polski, co zostało potem potwierdzone i powtórzone w układach polsko-niemieckich z 1990 i 1991 roku.
Te wszystkie historyczne kwestie są w sensie prawnym i historycznym zamknięte. W sensie moralnym myślę, że gdybyśmy mieli po rosyjskiej stronie do czynienia z takim poziomem empatii, jak po stronie niemieckiej, to bylibyśmy szczęśliwi.
Podobne ruchy wykonywała Grecja. Też domagała się od Niemiec reparacji wojennych.
Tak, i równie bezskutecznie.
To ruch w stronę elektoratu PiS?
Trudno mi powiedzieć, ale takie myślenie bierze się z poczucia pewnej krzywdy. Wyobrażenie, że gdzieś tam w zasięgu ręki, czyli za Odrą, są tacy, którzy poczucie krzywdy nam wynagrodzą, jest poczuciem chorym.
To dlaczego PiS znowu próbuje grać na tych antyniemieckich nastrojach?
Bo co roku po 1 sierpnia ta sprawa wraca. To czysty cynizm.
A czy takie żądania mogą wpłynąć, popsuć nasze stosunki z Niemcami, z Unią?
Nie sądzę, ponieważ oni to lekceważą zupełnie. Tak jak co roku, Polska będzie występować z takimi żądaniami, a Niemcy to zignorują i tak sprawa się skończy.