9 grudnia 2024

loader

Grzywna za obronę praw kobiet?

Nie pomogło zachowanie odstępów i ubiór zgodny z wymogami czasów pandemii – maseczki oraz rękawiczki. Policjanci nie dali się również przekonać, że lewicowe i feministyczne działaczki realizowały ważne potrzeby życiowe, sprzeciwiając się antykobiecej ustawie firmowanej przez Kaję Godek.

Relację z policyjnej interwencji wobec osób, które przyszły pod Sejm 16 kwietnia, przesłała mediom aktywistka społeczna i związkowa (dane do wiadomości redakcji).

Demonstrowali w odstępach

– Zachowaliśmy wszelkie środki ostrożności, tj. mieliśmy maseczki, rękawiczki, trzymaliśmy dystans przynajmniej 2 metrów od siebie i innych osób. Pod koniec wydarzenia przejechaliśmy na rowerach trzymając baner „PIEKŁO KOBIET = WYZYSK KOBIET” oraz baner OZZ Inicjatywa Pracownicza – „PRAWA REPRODUKCYJNE = PRAWA PRACOWNICZE”. Udało nam się przejechać całą długość kolejki do sklepu Cezar, co wywołało aplauz stojących tam osób . Za zakrętem zatrzymaliśmy się, żeby zwinąć baner. Gdy chcieliśmy odjechać, podjechało do nas czterech funkcjonariuszy Policji w dwóch nieoznakowanych samochodach. Jeden z nich złapał mnie tak, że prawie spadłam z roweru. Zaczęli na nas krzyczeć, że co my robimy i gdzie niby jedziemy, czy nie wiemy, jaka jest sytuacja i że z banerem to na pewno nie załatwiamy niezbędnych potrzeb życiowych.
Grupa aktywistów związanych z warszawskim Skłotem Przychodnia – gdzie, notabene, w ostatnich tygodniach odbywało się również wolontariackie szycie maseczek – próbowała przekonywać, że protest w sprawie prawa antyaborcyjnego to jak najbardziej potrzeba życiowa, a na pewno podstawowe prawo obywatelskie. Policjanci pozostali niewzruszeni. Nie pomogło także przypomnienie, jak wyglądały obchody 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej z udziałem Jarosława Kaczyńskiego i czołowych polityków PiS.

Dwie kary za to samo?

– Odwoływaliśmy się też do ich pracy i sumień, mówiąc, żeby wyobrazili sobie te wszystkie sprawy, które prowadzą związane z gwałtami oraz czy chcieliby, żeby ich partnerki / siostry / matki były zmuszane do rodzenia w takich sytuacjach bądź donoszenia ciąży, która zagraża im życiu i zdrowiu. Prosiliśmy, by skończyło się na pouczeniu. Niestety, nie skutkowało to i policjanci powiedzieli, że skierują wnioski o ukaranie do sądu i do sanepidu. Zaczęliśmy się więc odwoływać do podstawowych zasad prawnych, takich jak to, że nie można być karanym dwa razy za to samo. Pytaliśmy też, czy uważają, że to w porządku, żeby naszą sprawę rozpoznawał sanepid, który nie jest sądem i nakłada kary, które są skandalicznie wysokie i natychmiastowo ściągalne – relacjonuje dalej demonstrantka.

Aktywistka, podobnie jak jej koledzy z organizacji, znajdzie się w ogromnym kłopocie, jeśli faktycznie otrzyma pismo z wezwaniem do zapłaty. Kara za złamanie przepisów sanitarnych może wynieść nawet 30 tys. złotych. Nawet grzywny w dolnych granicach (5 tys.) poważnie utrudnią życie lewicowych obrońców praw kobiet. – Mówiliśmy, że przecież nie stanowimy dla nikogo zagrożenia, że większość z nas straciła pracę w gastronomii i teraz nie ma za co żyć – tak kończy się relacja z bezowocnej wymiany zdań z policją.

Po proteście 15 kwietnia policja skierowała do sanepidu 45 wniosków o nałożenie grzywny. Jeśli sanepid przychyli się do takiego wniosku, kara jest ściągana w trybie administracyjnym, natychmiast. Można się odwołać, ale pieniądze muszą zostać zapłacone. Niezależnie od tego funkcjonariusze skierowali 15 wniosków do sądy o ukaranie z art. 54 Kodeksu wykroczeń – naruszenie przepisów porządkowych o zachowaniu się w miejscach publicznych.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Nie zapomnijmy o 1 maja

Następny

Dane osobowe zagrożone?

Zostaw komentarz