Na początku był chaos. Nic właściwie. Wszyscy skłóceni ze wszystkimi. Mimo to, po wielu miesiącach spotkań, rozmów, sporów, pojawili się wspólnie w tym samym miejscu i czasie -19 listopada w salach konferencyjnych warszawskiego Stadionu Narodowego, na II Kongresie Lewicy.
Choć przez główne podium konferencji przewinęło się wielu mówców reprezentujących różne organizacje polityczne i społeczne, to żaden z nich nie zbliżył się do znalezienia recepty na bolączki trapiące lewicę. Czy można traktować to jak zarzut? Jak ktoś chce, to może. Jednak biorąc pod uwagę punkt startu trudno było oczekiwać, że po latach kłótni, w kilka godzin urodzi się tu spójny program polskiej lewicy, o którym ona jednym głosem zakrzyknie: oto jest! Nasz plan dla was na szczęśliwe i godne życie… Czynić z braku takiego cudu zarzut – można, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś uparcie chce trzymać się tradycji ostatnich lat i nie traktować lewicy, a osobliwie SLD inaczej niż „z buta”.
Pomimo że udziału w Kongresie odmówiła Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej i Partia Razem, organizatorzy nie mogą narzekać na frekwencję. W każdej z sal brakowało krzeseł, a ze względu na ograniczenia czasowe w dyskusjach panelowych głos zabrali daleko nie wszyscy chętni.
Obrady kongresu podzielono na wystąpienia plenarne przedstawicieli poszczególnych formacji oraz pięć paneli tematycznych z dyskusjami w gronie ekspertów. Pierwsza część, mimo iż przeciągnęła się o niemal godzinę poza zakładany przez organizatorów czas, była nieco rozczarowująca – pomimo obecności takich postaci, jak przewodniczący Partii Europejskich Socjalistów Sergiej Staniszew, wiceprzewodnicząca Komisji Spraw Konstytucyjnych Zita Gurmai czy przewodniczący OPZZ Jan Guz. Zwłaszcza wystąpienie przewodniczącego OPZZ mimo wiecowego arsenału, jakim posługiwał się mówca, było jakby rozczarowujące. Może dlatego, że wielu słyszało ten ton nie po raz pierwszy, a może dlatego, że i przed OPZZ stają nowe wyzwania. Zwłaszcza w zakresie języka i komunikowania się z odbiorcami, którzy – jak się zdaje – chcą by mocne słowa były także skuteczne. To ważne zwłaszcza wtedy, gdy drugi związek zawodowy – z nazwy niezależny i samorządny – w sposób oczywisty wisi na pasku władzy.
O potrzebie aktywnej walki o wyborcę i tragicznej sytuacji ugrupowań lewicowych jasno wypowiedział się prof. Jan Hartman i to on zebrał najgłośniejsze owacje tego dnia.
Motywem przewodnim dyskusji w kuluarach szybko stała się potrzeba zjednoczenia i celu, jakim jest zwycięstwo wyborcze, mało kto pokusił się jednak o propozycje, jak tego dokonać. Jeżeli padały już jakieś konkrety, to często sprowadzały się one do sloganu „więcej i lepiej dla wszystkich”.
Symptomatyczna była także burza braw w trakcie wspominania zasług Polski Ludowej. Jeśli chodzi o starszych uczestników Kongresu – jasne, że to był miód na ich obite rządowo-prawicową propagandą serca. Młodzi także klaskali, choć może już mniej spontanicznie. Trochę jakby z uznania, ale też trochę jakby z grzeczności. Nawet więc tak banalna sprawa, jak oklaski mogą być miarą prac, które zostały zaniedbane i które są do wykonania. Dobrze przynajmniej, że młodych na tym Kongresie nie zabrakło, gdyż to właśnie kolejne pokolenia są aktywną siłą, która będzie odpowiedzialna za odbudowanie pozycji lewicy.
Zdecydowanie inny, bardziej budujący przebieg miały panele dyskusyjne. Organizatorzy Kongresu zaproponowali podział na pięć obszarów tematycznych: Gospodarka i Polityka Społeczna, Patriotyzm Jutra, Demokracja Samorządowa, Rzeczpospolita Różnorodności oraz Europa Przyszłości.
Paradoksalnie jedną z najbardziej konkretnych była dyskusja na temat najbardziej abstrakcyjny, czyli o patriotyzmie. Padły słuszne zarzuty o to, że lewica przegrywa obecnie walkę o patriotyzm, który zawłaszczany jest przez prawicową interpretację. Zarówno eksperci, jak i dyskutanci z sali przypominali, że patriotyzm walki, lansowany przez partię rządzącą i wielu przedstawicieli mediów, jest tylko jednym z przejawów patriotyzmu, w obecnych czasach daleko nie najważniejszym. Jednym z kluczowych elementów aktywizacji społecznej sympatyków lewicy w Polsce jest właśnie przypominanie o patriotyzmie pracy i służby publicznej. Systematyczne budowanie tej świadomości w społeczeństwie może przerodzić się w dalszej perspektywie w konkretną korzyść dla lewicy, także w postaci wyniku wyborczego. Lewica powinna zachęcać do debaty historycznej i sprzeciwiać się odgórnie narzucanej interpretacji wydarzeń oraz jedynie słusznemu schematowi tożsamości narodowej, zarówno w systemie edukacyjnym, jak i codziennej dyskusji publicznej. Prelegenci słusznie akcentowali fakt, że lewica powinna skupić się na wspieraniu tożsamości lokalnych i tożsamości złożonej, w której praca na rzecz własnej społeczności jest równoważna pracy na rzecz narodu.
Podobne kwestie podnoszone były także w trakcie panelu Rzeczpospolita Różnorodności. Głosy panelistów oraz zasiadających na sali uczestników Kongresu skupiały się na konieczności zwiększenia aktywności lewicy w obszarze szeroko rozumianej tolerancji, przede wszystkim na najniższym szczeblu i w odniesieniu do konkretnych przypadków, a dopiero później w kontekście legislacyjnym. Hasłem przewodnim była potrzeba stworzenia dostępnej i przyjaznej przestrzeni publicznej dla wszystkich. Pod tym sloganem mieści się zarówno zdwojony wysiłek na rzecz ochrony praw mniejszości czy praw kobiet, jak i istotny nacisk na kwestie związane z ekologią i prawami zwierząt. To właśnie oddolne działania w tej materii mogą mieć duży wpływ na stopniową odbudowę zaufania społeczeństwa do lewicy.
Tematykę ochrony środowiska i pracy na rzecz społeczności lokalnych poruszali także uczestnicy panelu Demokracja Samorządowa. Często padały tu głosy, że w ramach swej codziennej pracy w samorządowych ciałach ustawodawczych i wykonawczych, przedstawiciele lewicy powinni skupiać się przede wszystkim nie na wielomilionowych projektach infrastrukturalnych, lecz na lokalnych inicjatywach celujących w niewielkie społeczności i ich potrzeby. Z pełną zgodą spotkał się także postulat maksymalnego odpolitycznienia niższych szczebli władzy samorządowej, gdzie walka polityczna powinna zostać zastąpiona wspólnym dążeniem do polepszenia kondycji społeczności.
W trakcie ostatnich dwóch paneli usłyszeć można było trudną, ale jakże potrzebną diagnozę najistotniejszych przeszkód, jakie stoją obecnie przed Polską i Europą. W obszarze Gospodarka i Polityka Społeczna dyskutanci skupili się na negatywnych efektach transformacji ustrojowej, będących po części winą także lewicy, które po ponad dwóch dekadach wciąż czekają na rozwiązanie. Mowa tu między innymi o utrzymującym się wciąż na istotnym poziomie bezrobociu, rosnącej fali emigracji zarobkowej, fatalnej sytuacji służby zdrowia czy efektach nieprzemyślanej prywatyzacji. Niestety, problemy te pozostają nierozwiązane nie bez przyczyny i uczestnicy panelu w ciągu dwugodzinnej debaty również nie byli w stanie znaleźć na nie recepty. Na szczęście, poza absurdalnymi sloganami, głoszącymi że rzekomo istniejące w Warszawie cztery tysiące pustostanów całkowicie rozwiążą problem bezdomności i bezrobocia w stolicy, pojawiały się także bardziej konstruktywne głosy dotyczące systemowych rozwiązań polityki społecznej.
W równie defetystycznym tonie utrzymany był początek panelu Europa Przyszłości, podczas którego omawiane były wstrząsające podstawami Unii Europejskiej kolejne kryzysy. Rzeczywiście, od 2005 roku i odrzucenia traktatu ustanawiającego Konstytucję dla Europy, wspierana przez większość polskiej lewicy koncepcja silnego europejskiego państwa federalnego oddala się coraz bardziej. Co więcej, następujące w kolejnych latach kryzysy finansowe zachwiały już nie tylko polityczną, ale także ekonomiczną spójnością UE, a problem uchodźców wyostrzył wyraźnie istniejące pomiędzy państwami różnice interesów. Pomysłem lewicy na zatrzymanie tego negatywnego trendu jest wzmocnienie jedności społecznej Europy i pokazanie, że we wspólnej Europie żyje się o wiele lepiej niż bez niej.
W takim też tonie wypowiadał się podczas wywiadu udzielonego Dziennikowi Trybuna przewodniczący europejskiej frakcji parlamentarnej Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów Gianni Pittella. Zapytany o receptę jego ugrupowania na szerzące się w Europie kryzysy odpowiedział:
„Uważam, że musimy zmienić ekonomiczne polityki stosowane w Europie. Musimy zerwać z poprzednią polityką, zaprzestać oszczędzania i zacząć promować rozwiązania, które wspomogą inwestycje, tworzenie miejsc pracy i działalność przedsiębiorstw. Kolejną ważną kwestią jest ochrona zewnętrznych granic Unii przy jednoczesnym otwarciu się na uchodźców uciekających przed wojną i terroryzmem. Zasługują oni na naszą solidarność. Możemy zaoferować im naszą pomoc, jeżeli każdy kraj członkowski zgodzi się na wypełnienie swojej roli w tym procesie. W średniej i dłuższej perspektywie musimy rozwiązać te problemy, które są przyczyną napływu imigrantów do Europy. Mam tu na myśli wojny, takie jak w Syrii czy Libii, oraz walkę z ubóstwem w wielu krajach afrykańskich. Wyszliśmy z inicjatywą podpisania umowy o Uprzywilejowanym Partnerstwie Politycznym i Ekonomicznym między UE i Afryką.”
Dopytywany czy europejska lewica musi w jakiś sposób zmienić się, by sprostać stojącym przed nią wyzwaniom Gianni Pittella przyznał, że lewica i socjaliści zawiedli w ostatnich latach ludzi ubogich i klasę średnią, i że teraz priorytetem jest ciężka praca na rzecz odzyskania zaufania wyborców.
Gianni Pitella jasno mówi:
„Utraciliśmy naszych wyborców i dziś musimy odzyskać ich zaufanie. Musimy pokazać im, że rozumiemy, że głosowali przeciwko czemuś, ale że dokonali złego wyboru. […] Ale musimy to udowodnić, przekonać ich. Musimy odbudować naszą bezpośrednią relację ze społeczeństwem i jego problemami.”
Szef frakcji parlamentarnej Parlamentu Europejskiego poświęcił też sporo uwagi zagrożeniom demokracji i praw, które są fundamentem Unii Europejskiej. Wskazał przede wszystkim na Turcję, gdzie zamykane są media, gdzie do więzień wtrącani są dziennikarze, prawnicy, politycy opozycji, parlamentarzyści. Mówił, że w tych warunkach nie ma mowy o dalszych rozmowach nad wejściem tego kraju do Unii Europejskiej. Mówił też jednak o ekspansji europejskiego populizmu, – we Francji, we Włoszech, o Brexicie. A także w Polsce. W swym końcowym przemówieniu na Kongresie mówił o szacunku, z jakim europejscy socjaliści traktują wolny wybór obywateli polskich, którzy w demokratycznych wyborach wskazali na taki, a nie inny rząd.
– Ale nie możemy udawać, że nie widzimy – mówił Pittella, jakie zagrożenia zbierają się w Polsce nad niezależnym sądownictwem, nad niezależnymi mediami publicznymi, jakie prawa kosztem wolności obywatelskich przypisują sobie rządzący. Dlatego Partia Europejskich Socjalistów ma obowiązek pomagać i wspomagać polską lewicę w jej walce o zachowanie demokratycznych standardów w Polsce i będzie to robić. Jesteśmy z wami – wykrzykiwał Pittella.
Podsumowanie kongresu nie wniosło już niczego nowego, poza tym, że uczestnicy przyjęli bardzo ważną dla dalszych rozmów na lewicy Deklarację II Kongresu, powołującą Radę Dialogu i Porozumienia Lewicy (tekst na dalszych stronach gazety).
W ten sposób II Kongres Lewicy zakończył obrady, choć wraz ze zgaszeniem światła nie zakończyły się rozmowy o dalszej jej przyszłości. Jaka ona będzie? To nie zależy tylko od Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Na szczęście zarówno tam, w Sojuszu, jak i w pozostałych ugrupowaniach, obok osób starszych, doświadczonych, a niekiedy nawet skażonych przeszłością, są wcale liczni młodzi działacze mający świadomości potrzeby mozolnej i wieloletniej pracy na rzecz odbudowy społecznego zaufania. Świadomość, że także w Polsce wciąż istnieje aktywna i energiczna część lewicy, jest – w moim rozumieniu – chyba głównym pozytywem Kongresu. Czy uda jej się w najbliższych latach, z pomocą lub na przekór innych organizacji lewicowych, doprowadzić do odrodzenia lewicy w oczach wyborców? Czas pokaże.