PRAWA KOBIET – Posłowie zdecydowali, że będą pracować nad ustawą wprowadzającą całkowity zakaz aborcji. Jednocześnie odrzucili oni projekt konkurencyjny – liberalizujący dotychczasowe przepisy antyaborcyjne. Tymczasem okazuje się, że z polskich aptek wycofano praktycznie wszystkie środki antykoncepcji chemicznej, dostępne bez recepty.
O sprawie poinformował Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych na swoim profilu społecznościowym. Okazuje się, że potrzebujące chemicznej antykoncepcji kobiety nie uświadczą już żadnych środków w polskich aptekach. Jedynym dostępnym środkiem antykoncepcyjnym pozostają więc prezerwatywy.
Krok po kroku
Nie chodzi już tylko o osławioną „pigułkę po”, czyli preparat „Ella One”, który środowiska konserwatywne błędnie określają jako środek wczesnoporonny. Jest to środek, który nie dopuszcza do zapłodnienia, a więc trudno w ogóle mówić o działaniu poronnym. Poprzedni rząd Ewy Kopacz zdecydował, że będzie on dostępny bez recepty, jak to ma miejsce w innych krajach Unii Europejskiej. Należy on do tzw. antykoncepcji awaryjnej, którą stosuje się w przypadku np. gwałtu, gdy istnieje groźba, że na jego skutek kobieta mogła zajść w niechcianą ciążę.
Przez wiele lat w Polsce, aby go zdobyć, trzeba było postarać się o receptę od ginekologa, na co kobieta miała trzy doby od ryzykownej sytuacji. Jak wiadomo, wielu ginekologów, powołując się na swój konserwatywny światopogląd (dziś zwany „klauzulą sumienia”) nie chciało wypisywać takiej recepty, kobiety były więc zmuszone szukać kolejnego lekarza i po raz kolejny płacić za wizytę. Oczywiście, o ile było je na to stać. Sam środek również do tanich nie należy – za jedną pigułkę trzeba zapłacić ok. 150 zł.
Niestety, był on dostępny bez recepty tylko przez kilka miesięcy, bowiem rząd koalicji PO-PSL zdecydował o jego dostępności na krótko przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi, zabiegając o poparcie liberalnego i lewicowego elektoratu, który popiera prawa kobiet do samostanowienia. Po wygranej PiS i rozpoczęcia pełnienia funkcji ministra zdrowia przez Konstantego Radziwiłła, jedną z pierwszych decyzji nowego szefa resortu było wycofanie swobodnego dostępu do tej jedynej dostępnej w Polsce antykoncepcji awaryjnej bez recepty. Z wypowiedzi przedstawicieli partii rządzącej oraz hierarchów kościoła wynikało, że był to środek stosowany przez kobiety niczym cukierki, a dodatkowo miał prowadzić do rozwiązłości oraz rzekomo szkodził zdrowiu.
W białych rękawiczkach
Wygląda na to, że na tym walka z prawami kobiet w Polsce się nie kończy. Oczywiście, chodzi o prawa reprodukcyjne, które cały cywilizowany świat, ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO) na czele, od lat uznaje jako elementarną część praw człowieka. Co więcej, WHO zalicza do nich nie tylko dostęp do antykoncepcji, ale również do bezpiecznej i legalnej aborcji, nie obwarowanej żadnymi warunkami, jak to jest m. in. w Polsce czy w Irlandii.
Niedawno z aptek wycofano w zasadzie wszystkie środki antykoncepcji chemicznej, doraźnej. Ostatnim z wycofanych środków jest dość popularny środek antykoncepcyjny, Panatex oval. Taką decyzję podjęło ministerstwo zdrowia, które – odpowiadając, nie bez oporów, na pytania organizacji społecznych – stwierdziło, że stało się tak „dla dobra kobiet”, ponieważ niektóre z nich mogły mieć rzekomo na niego alergię. W ten sposób prawica i środowiska konserwatywne po raz kolejny – pod dyktando kościoła – pokazują, że lepiej wiedzą, co jest dobre dla kobiet. Ponieważ, jak wiadomo, kobiety mają inne mózgi i są jak dzieci, nad którymi trzeba czuwać i nie pozwalać im na samodzielne decydowanie o sobie i swoim życiu. Od tego są mądrzejsi panowie, zwłaszcza starsi w szatach duchownych.
Jak informuje Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, sprawa została załatwiona po cichu, w białych rękawiczkach. „Producenci leków antykoncepcji chemicznej zostali zmuszeniu do wycofania leków z aptek, zaszantażowano ich tym, że jeśli tego nie zrobią, wylecą ze wszystkimi lekami z polskiego rynku. Dzięki tym zabiegom jedynym środkiem antykoncepcyjnym bez recepty zostaje więc prezerwatywa. To ochrona, którą stosuje mężczyzna. Kobiety nie mają już żadnego środka dostępnego bez recepty, przy pomocy którego mogły chronić się przed niechcianą ciążą” – alarmują przedstawiciele organizacji na swoim profilu na Facebooku.
Uderzenie w młode kobiety
Działacze Ośrodka przypominają, że tego rodzaju środki – doraźne – były stosowane przez młode kobiety, które jeszcze nie prowadzą regularnego życia seksualnego i których cykl hormonalny nie jest jeszcze uregulowany. Sięgały po nie również te kobiety, które na skutek różnych chorób (np. zaburzenia pracy tarczycy, nadciśnienie, zakrzepica) również nie mogły korzystać z antykoncepcji hormonalnej, którą stosuje się regularnie, co do godziny i przez długi czas, a nie doraźnie. Wbrew pozorom bowiem, antykoncepcja hormonalna – dostępna tylko na receptę i pod kontrolą lekarza – nie może być stosowana przez wszystkie kobiety. Wycofanie ich z aptek uderzy jednak głównie w młode kobiety i dziewczęta. Nie można przecież chować głowy w piasek i udawać, że wszystkie nastolatki żyją w celibacie do ślubu czy stałego związku. Odebranie im dostępu do tego rodzaju doraźnej antykoncepcji grozi wzrostem niechcianych ciąż wśród bardzo młodych kobiet i dziewcząt, co dla wielu może oznaczać życiowe dramaty, począwszy od konieczności przerwania nauki. Będą to również dramaty dla owych nieplanowanych dzieci, z których część może trafić do domów dziecka, które od lat są przepełnione. Wojująca o „życie nienarodzonych” prawica oraz kościół tym się jednak nie przejmują.
„Zostawiono miliony polskich kobiet bez możliwości ochrony przed niechcianą ciążą. W Polskiej aptece w 2016 nie ma już dostępnego ani jednego środka antykoncepcyjnego tego typu” – napisali aktywiści. „Pozbawiono Polki możliwości decydowania o sobie, zdecydowano za nie, traktując je jak reproduktorki, które mają dać rządowi odpowiednią ilość ciąż, uzasadniających sens istnienia program 500+. Przypomina to Wam to pewien okres w historii ? Nam tak” – ocenili.
Wygląda na to, iż rządząca prawica oraz związane z nią środowiska konserwatywne i katolickie uparcie dążą do odebrania kobietom praw reprodukcyjnych, które w innych krajach są czymś oczywistym. Nie tylko dążą do wprowadzenia bezwzględnego zakazu aborcji, ale również do zakazu zabiegów in vitro oraz ograniczenia dostępu do doraźnej antykoncepcji (chemicznej i awaryjnej). Dzieci w Polsce mają rodzić się z przypadku (bo te z in vitro są zaplanowane i oczekiwane) i bez względu na życiowe okoliczności ich rodziców, którzy nie zawsze są na to gotowi. Nie jest na to gotowe również państwo, które poza osławionym i dalekim od doskonałości programem „500+” nie oferuje w zasadzie żadnej pomocy młodym matkom, m. in. nie zapewniając im odpowiednią pomoc w opiece nad dziećmi w postaci dostępnych żłobków, przedszkoli oraz innej infrastruktury, która ułatwiałaby im codzienne funkcjonowanie. Zlikwidowanie dostępu do doraźnej antykoncepcji to kolejny schodek na drodze do piekła kobiet, które od setek lat jest jednym z głównych celów kościoła katolickiego.