59928522_766204557113405_2029245023702220800_n
Zbigniew Ziobro dostał prztyczka w nos od Mariana Banasia. Przy okazji, Marian Banaś pogonił od siebie z podwórka Tadeusza Dziubę, lojalnego, pisowskiego zagończyka, wstawionego do urzędu, kiedy Banaś był jeszcze swój. Dziuba, poznański wiernopoddańczy prezbiter zakonu PC zdradzić Jarosława nie chciał, więc podpadł. Co z tego wyjdzie? Kompletnie nic.
Kiedyś siedziałem w Krakowie, w jednym barze, kojarzonym w okolicy jako knajpa kibiców Cracovii. Czy tak naprawdę było-nie wiem, ale pewnie tak. Ja zaszedłem tam z przypadku, namówiony przez jednego z miejscowych. Tak się akurat złożyło, że w lokalu klientela oglądała wówczas ligową potyczkę…Legii z Wisłą. Najpierw gola strzeliła Wisła, później Legia, później znowu Wisła, później Legia. I gdy tak obydwie drużyny namiętnie się ostrzeliwały, jeden z lokalsów, kibic Pasów, nie wytrzymał i zakrzyknął: „Kurwa kurwie łba nie urwie”, po czym kilkadziesiąt gardeł buchnęło gromkim śmiechem, nagradzając celną pointę kolegi kolejką na koszt baru. Kiedy dziś oglądałem w telewizji, siedząc z dala od Krakowa, ów nowy, krakowski personalny pojedynek Banaś versus Ziobro, przypomniała mi się sytuacja z knajpy kibiców Cracovii. I jej finał, który, wypisz wymaluj, pasuje do tego, com dziś obejrzał.
Zarzuty Banasia dla Ziobry są megapoważne; Zbigniew Zero uczynił sobie z Funduszu Sprawiedliwości maszynkę do nagradzania swoich publicznym groszem nie wiadomo za co. Taki swoisty fundusz reprezentacyjny, niby nie ten, jaki miał być, ale jednak fundusz. Banaś jest zawzięty, żeby Ziobrę zatopić. Ziobro liczy, że Kaczyński nie da mu zrobić krzywdy, bo musi wiedzieć, że jak popłynie on, to nic już Banasia nie powstrzyma. Nawet Morawiecki będzie grał na niego, bo kto mu uratuje jego Nowy Ład i przytnie ambicje Gowina, jeśli nie Zero. Banaś bowiem dostał czarną polewkę od Kaczyńskiego na zawsze; czego by nie uczynił, nie da się więcej prezesowi polubić, za taką potwarz, jaką mu zgotował. Chciał tego czy nie, jest na pisowskiej strzelnicy wrogiem numer jeden, z którym Kaczyński nikomu nie pozwoli paktować. Banaś to doskonale wie. Dlatego bije mocno, jak umie, bo walczy o swoje i rodziny być albo nie być. W sukurs przychodzą mu politycy opozycji, choćby jego poprzednik na stanowisku prezesa NIK, Krzysztof Kwiatkowski, który publicznie mówi to, o czym wszyscy wiedzą; że zarzuty dla banasiowego syna są politycznie motywowane, bo koincydencja czasowa zatrzymania Jakuba B. i wniosek o do Sejmu o uchylenie immunitetu staremu Banasiowi są cokolwiek podejrzane. Naturalnie, stary Banaś nie pokazał jeszcze na tyle mocnych kwitów, żeby mógł na Platformie albo na Lewicy liczyć na przychylność i puszczenie w niepamięć swoich interesów z willami i pokojami na godziny, ale polska polityka kryje w trzewiach olbrzymie pokłady miłosierdzia. Na razie zatem Banaś stary jest w czyśćcu, choć kto wie, może już niebawem, jako ten, który zrozumiał swój błąd, zostanie przez opozycję rozgrzeszony, jeśli z jeszcze większą gorliwością będzie robił to, co się robi z PiS-em za pomocą ośmiu gwiazdek.
Kiedy na to wszystko parzę, to zbiera mnie jednak na mdłości, bo dla mnie sprawa krakowskiej pyskówki Banaś-Ziobro jest prosta i klarowna, jak onegdaj mecz w pubie Cracovii; czy biją Banasia, czy Ziobrę, to cały czas pojedynek do jednej i tej samej pisowskiej bramki. Kto by tu nie wygrał albo nie przegrał, niczego nie zmieni w ligowej szarzyźnie, bo tabela i tak jest już dawno ustawiona. Jedyne czego szkoda, to boiska, bo zniszczą je patałachy, stratują, a później wystawią nam wszystkim, kibicom, rachunek. Czy to się nam podoba, czy nie. Niezależnie od tego, komu byśmy kibicowali. Nie wiem zatem jak Państwo, ale ja wracam przed telewizor, oglądać zmagania w Tokio. Szkoda mi czasu na to żenujące widowisko z jeszcze bardziej żenującymi graczami. I Państwu też to odradzam.