W dniach minionego właśnie rocznicowego paroksyzmu rocznicowego 1 sierpnia zastanawiałem się, czy całe życie z Powstaniem Warszawskim, to nie jest życie zmarnowane. Zwłaszcza, gdy słucham lub czytam prawicowe, nie tylko pisowskie, kłamstwa dotyczące Powstania, a także gdy zamiast rzetelnej, prawdziwej opowieści o tym historycznym dramacie, dostaję jak inni, zakłamaną, słodką landrynę, której zbyt częste i zbyt intensywne ssanie może przyprawić o mdłości.
Gdy byłem kilkuletnim chłopcem, a przypadło to na początek lat sześćdziesiątych, ojciec, były powstaniec (Wiesław Lubczyński (1927-2015), ps. „Lach”, Zgrupowanie ppłk. Grzymały, Ochota), kartkował przy mnie książki o Powstaniu i często mi o nim opowiadał. Fotografie w książkach były czarno-białe, siermiężne i nie bardzo mnie wtedy pasjonowały, acz zainteresowanie to jednak się we mnie obudziło. Mimo tego młodzieńczego désintéressement, ciągle jakieś informacje, motywy, nazwiska, zdarzenia związane z Powstaniem Warszawskim do mnie – a były to czasy PRL – docierały.
Prawicowe kłamstwo powstańcze
Zadaje to kłam tezie szerzonej uporczywie, nie od dziś, przez prawolskich publicystów i polityków, jakoby powstanie było przemilczane, a mówienie o nim wręcz zakazane. Trudno o większą brednię. Niezależnie od opowieści ojcowskich, przez całe moje dzieciństwo co rusz natrafiałem w jak najbardziej oficjalnej prasie (np. w tygodniku „Stolica”) a także w telewizji i radiu (nie muszę chyba dodawać, że wszystkie te środki były w dyspozycji władz PRL) na liczne artykuły, słuchowiska i filmy dokumentalne poświęcone Powstaniu. Także na filmy fabularne, że przypomnę „Kanał” Andrzeja Wajdy (1957), serial „Kolumbowie” według powieści ex-powstańca, Romana Bratnego w reż. Janusza Morgensterna (1970), „Godzina W” tegoż Morgensterna (1979), czy „Dzień czwarty” Ludmiły Niedbalskiej (1984). Motywy powstańcze w tle pojawiły się także w innych filmach. O niezliczonych publikacjach książkowych poświęconych powstaniu, a wydanych w PRL już nie wspomnę. Owszem, oficjalna PRL-owska wykładnia politycznych źródeł powstania, odniesiona do dowództwa AK, była krytyczna, ale podzielali ją także ludzie dalecy od socjalizmu, jak gen. Jerzy Kirchmayer czy Stefan Kisielewski, a mówienie o przemilczaniu Powstania to monstrualne kłamstwo. Niektórzy z tych prawolskich kłamców posuwają się nawet do absurdalnej tezy, jakoby szczególnie przemilczana była tzw. rzeź Woli. A niby dlaczego nastawione przez lata bardzo antyniemiecko (do 1970) roku władze PRL chciałyby ten dramat przemilczać? Przecież taka teza to piramidalny nonsens nie trzymający się elementarnej logiki. W wielu publikacjach poświęconych Powstaniu na przestrzeni wielu lat w okresie PRL opisywano straszliwe rzezie i gwałty na cywilnej ludności Woli, dokonane głównie przez żołdaków kolaboracyjnej formacji ukraińskiej pod dowództwem SS-Brigadeführera Kamińskiego, na rozkaz gen. Heinza Reinefartha. Natomiast to prawicowi historycy i publicyści zakłamują obraz Powstania, przemilczając dawne, wieloletnie spory o jego sens, a także tak dramatyczne i niewygodne, dramatyczne fakty jak zdarzające się, wraz z upływem czasu coraz częstsze przypadki agresji zrozpaczonej ludności cywilnej w stosunku do powstańców, obwinianych o lekkomyślne sprowadzenie nieszczęścia na zwykłych ludzi , co było w stosunku do szeregowych żołnierzy niesprawiedliwe, ale emocjonalnie zrozumiałe.
Innym przykładem produktu tej prawicowej fabryki kłamstwa jest dokumentalny film „Honor miasta”, który został swego czasu wyemitowany w TVP. Film kończy konkluzja, że żaden pomnik poświęcony czynowi powstańczemu w Warszawie nie został wzniesiony do 1989 roku. To kłamstwo. Podkreślam raz jeszcze. W żadnym okresie powojennej historii Polski, nawet w okresie stalinowskim, wiedza o powstaniu jako takim, nie była blokowana, choć pewne jego aspekty były politycznie profilowane w duchu oficjalnej wykładni. Było bowiem Powstanie tak wielkim wydarzeniem, w którym brały udział setki tysięcy osób, że nawet gdyby ktoś chciał to czynić, nie byłoby to możliwe. Owszem, propaganda PRL interpretowała aspekty polityczne Powstania zgodnie w duchu krytycznym w stosunku do dowództwa AK w Warszawie i rządu emigracyjnego w Londynie, ale jednocześnie oddawała hołd zwykłym powstańcom. Już w 1957 r. ukazała się oficjalnie monografia „Powstanie Warszawskie” Adama Borkiewicza, a dwa lata później kolejna monografia, „Powstanie Warszawskie” Jerzego Kirchmayera. Obie w tonie zasadniczo obiektywnym i rzeczowym. W ślad za nimi zaczęły ukazywać się liczne publikacje prasowe na temat Powstania w różnych jego aspektach. Szczególnie obficie ukazywały się one w tygodniku „Stolica”, a także w prasie Stowarzyszenia PAX. Gdyby policzyć publikacje o Powstaniu, jakie ukazały się w kraju w latach 1956-1989, okazałoby się, że są ich tysiące, rozproszone po różnych tytułach prasowych i publikacjach książkowych. Potwierdzeniem faktu że wiedza o Powstaniu nie była blokowana, było też transmitowane w telewizji w 1969 roku (sic!!!) przemówienie Zenona Kliszko, de facto drugiej wtedy po Władysławie Gomułce osoby w partii i państwie, członka Biura Politycznego KC PZPR, który uczestniczył w Powstaniu w szeregach Armii Ludowej. Był to fakt znamienny, niezależnie od tego, że Kliszko interpretował Powstanie w duchu ówczesnej propagandy czy – by użyć współczesnego, nieznanego wtedy określenia – ówczesnej „polityki historycznej”.
Nie jest także prawdą, że przed przemianami 1989 roku nie wzniesiono w Polsce żadnego pomnika poświęconego Powstaniu. Wzniesiono taki pomnik – w sierpniu 1984 roku na placu Krasińskich w Warszawie. Był on krytykowany za formę plastyczną (rzeczywiście niezbyt udaną) i za to, że jest poświęcony nie Powstaniu jako idei, lecz Powstańcom Warszawskim. Był także bojkotowany przez część środowisk AK-owskich i powstańczych, nie mniej nie sposób zakwestionować związku tego pomnika z Powstaniem. O licznych tablicach pamiątkowych poświęconych Powstaniu, wmurowanych w ściany warszawskich domów także przed 1989 roku, nie wspomnę. Warto przy tej okazji zauważyć, że to przed tym pomnikiem wygłosił swoje niedawne przemówienie prezydent USA Donald Trump. Propaganda pisowska unosiła się euforycznie nad tą mową, jak nad własnym sukcesem, ale o tym, że pomnik wzniesiono za rządów generała Wojciecha Jaruzelskiego, już nie wspomniano.
Landrynizacja i tabloidyzacja Powstania
To kłamstwo rzeczowe wzmacniane jest przez narastającą z roku na rok tabloidyzację, sentymentalizację i infantylizację Powstania. Narodowy dramat historyczny, dramat powstańców i ludności cywilnej, morze krwi, grozy i nieszczęść zostało zwekslowane na wesołe śpiewanki, wszechobecne gadżety, gry komputerowe, infantylne spektakle słowno-muzyczne i tym podobne formy popkulturowe. Historyczna tragedia na miarę grecką została wyprana z istotnego sensu, który zastąpiono poetyką głupawego tabloidu i landrynkowatego sentymentalizmu. To, że tradycję Powstania próbują zawłaszczyć, zupełnie bezpodstawnie, podgoleni oenerowscy bandziorzy, to dodatkowy, smutny aspekt całego tego fenomenu.