NA LEWICY. To, co Michał Sutowski nazywa ironią, ja nazywam odczłowieczaniem tysięcy oddanych Sojuszowi aktywistów i aktywistek i ponad miliona wyborców SLD.
Z zaciekawieniem przeczytałem odpowiedź Michała Sutowskiego z „Krytyki Politycznej”, który stanął w obronie swojego redakcyjnego kolegi Jakuba Majmurka. Co prawda ilość wątków i wtrąceń nie ułatwiały zadania w zrozumieniu tego, co autor miał na myśli. Nie wiedziałem także, że Sutowski jest specem do balistyki i historii wojskowości, ale cieszy przyrównanie moich argumentów do czynu zbrojnego Pierwszej Armii Ludowego Wojska Polskiego. Tym bardziej, że Ich pamięć ostatnio szargana jest przez polską „klasę” polityczną i nadwornych „historyków” obecnie rządzących. Droga „Krytyko”, oby tak dalej w swoim kłanianiu się prawdziwym żołnierzom wyklętym w IV RP! To dzięki Nim w ogóle prowadzimy dzisiejszą polemikę, na dodatek w języku polskim.
Przejdźmy jednak do meritum. Sutowski najwidoczniej nie chciał zrozumieć mojego apelu. Nie bronię „Krytyce Politycznej” recenzowania pomysłów programowych SLD, wręcz namawiam do tego, gdyż wtedy największa lewicowa partia w Polsce zyska ideowo. Działaczki i działacze SLD – o czym już pisałem – są oddani swoim lokalnym społecznościom, z rzadka czytują najpoczytniejszych filozofów, nie często biorą udział w seminariach o Lacanie i Žižku. Zajęci są ocieplaniem bloków w swoich spółdzielniach, walczą o przywrócenie komunikacji do miast wojewódzkich, zaś w radach miast i powiatów głosują za tym, by szkoły i szpitale pozostały w domenie publicznej, a nie prywatnej. Spojrzenie warszawskiej, postępowej inteligencji na program socjaldemokracji prostych ludzi na pewno nie zaszkodzi. Chodzi jednak o styl, smak i takt pisania o SLD. Nie są to potwory z horrorów, żywe trupy, którymi straszy się w filmach. To co Michał Sutowski nazywa ironią, ja nazywam odczłowieczaniem tysięcy oddanych Sojuszowi aktywistów i aktywistek i ponad miliona wyborców SLD. A to naprawdę się nie godzi. Nie tylko na lewicy! W ogóle!
Krótki kurs językowy
Sutowski, podobnie jak Majmurek, dalej używa określenia „przywileje” w kontekście emerytur. Przywileje to były szlacheckie, a możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury jest prawem. Tak, prawem wywalczonym przez środowiska pracownicze wpisanym w układy zbiorowe i poszczególne ustawy. Naprawdę dziwi, że publicyści „Krytyki Politycznej” posługują się językiem Leszka Balcerowicza i jego niezbyt dokształconego ucznia Ryszarda Petru. Z drugiej strony pamiętamy jednak, jak „Krytyka” zatrudniała kelnerów w swojej knajpie na umowach śmieciowych, co z pewnością mogło podobać się nadwiślańskim piewcom kapitalizmu bez ludzkiej twarzy. Zastanawia także antypracownicze różnicowanie Sutowskiego, które zawody zasługują na wspomniane prawo, a które nie. Socjaldemokratyczna, a zatem eseldowska, odpowiedź brzmi że na wcześniejszą emeryturę mogą przechodzić zarówno Ci, którzy noszą rogatywkę, czako czy czepek.
Niech żyją wiekowi socjaldemokraci!
Jak pokazuje szereg badań lewicowość w całej Unii Europejskiej (a szczególnie w Europie Środkowej) wzrasta wraz z wiekiem. Jest to efekt chociażby ogólnoeuropejskiego fenomenu neoliberalnej edukacji młodzieży wzmacnianej przez popkulturowy przekaz. Pokolenie urodzone w latach 70., 80. i 90. było na różnych etapach uczone, że należy być zaradnym, że konkurencja jest czymś naturalnym, że chciwość jest dobra, że rynek rozwiązuje wszystkie problemy społeczne. W Polsce jedynymi grupami, które doceniają aktywną rolę państwa w prowadzeniu polityki gospodarczej i społecznej jest pokolenie naszych dziadków i rodziców. Pamiętają aktywne peerelowskie welfare state z dentystą w szkole, łatwo dostępnymi przedszkolami, publicznym budownictwem mieszkaniowym, z wczasami pracowniczymi i koloniami dla dzieci całych zakładów pracy. Kierunek SLD jest zatem słuszny. To właśnie funkcjonariusze i oficerowie służb mundurowych PRL oraz ich rodziny, a nie popijający sojowe latte w hipsterskiej kawiarni, będą przez lata stanowić o socjaldemokratycznym elektoracie w Polsce. Potwierdzają to obecne sondaże, które oczywiście nie powinny demobilizować członkiń i członków SLD. Wręcz przeciwnie – powinny być motywacją do ich jeszcze cięższej pracy w tzw. terenie.
Lepszy mały klub, niż polityczny niebyt.
Rozumiem troskę Michała Sutowskiego o kształt i rozmiar przyszłej eseldowskiej reprezentacji w Sejmie. Uważam natomiast, że obecny stan rzeczy i podział sceny politycznej pomiędzy prawicę narodowo-konserwatywną, a prawicę wolnorynkową nie pozwalają SLD i całej polskiej socjaldemokracji na eksperymenty. Nawet gdyby przyszły klub poselski miałby liczyć dwudziestu kilku posłów i posłanek, to warto to potraktować jako dobry wynik. Tak długo, jak na polskiej scenie politycznej nie nastąpią ruchy tektoniczne i tak długo jak wolnorynkowy i nacjonalistyczny język będą stanowić hegemonię, nie będzie obiektywnej szansy dla postępowej polityki w Polsce. Niemniej warto by, raz po raz poseł lub posłanka SLD występowali na mównicy sejmowej i recenzowali parlamentarną prawicę. Niech wytykają Prawu i Sprawiedliwość neoliberalne ciągoty, chociażby w szkolnictwie wyższym. Niech wypominają Platformie Obywatelskiej dwulicowość w ich apelu o poszanowanie zasad demokracji, przypominając że za ich rządów ABW wchodziła do redakcji tygodnika „Wprost”. Niech stanowią votum separatum w ogólnoparlamentarnym szaleństwie dekomunizacji, gdzie polscy antyfaszyści z walk o republikańską Hiszpanię pozbawiani są należnego im miejsca w historii. To jedyna szansa by wybijać wyłomy w tym antylewicowym murze!
Porozmawiajmy o programie
Obecna dyskusja pokazała jedno: przyszły program Sojuszu Lewicy Demokratycznej ma znaczenie. Nie tylko dla członków i członkiń tej partii, ale dla całej lewicy, także tej piszącej w „Krytyce Politycznej”. I dobrze, że poszczególne zapisy programowe są bliskie temu, co znajdujemy u europejskiej socjaldemokracji. Postępowe „wyznanie wiary” znajduje się w omawianym dokumencie. Jest tam wielostopniowa progresja podatkowa, podatek od transakcji finansowych, aktywna polityka społeczna państwa, rozdział Państwa od Kościoła, silna rola związków zawodowych w gospodarce. I dobrze, by dyskusja ta toczyła się nie tylko na eseldowskich zebraniach partyjnych, ale także na ubitej ziemi lewicowych środowisk ideowych. SLD popełniło wiele błędów w przeszłości. Wylano morze atramentu, by wytknąć wszystkie herezje Sojuszu. Partia ta zapłaciła najwyższą polityczną cenę przegrywając wybory nieustanie od 2005 roku. I ważne, by po tylu latach zrozumieć, że winy SLD zostały odkupione. Zarówno te prawdziwe, jak i te urojone.
Yes, it will be SLD and only SLD’s choice!
Sutowski konkluduje, że wybór strategii na następne lata należy do ludzi SLD. I bardzo dobrze. To Sojusz Lewicy Demokratycznej i tylko Sojusz Lewicy Demokratycznej powinien podejmować decyzje na temat swojej przyszłości! Kierownictwo i cały partyjny kolektyw SLD powinni w to w pełni uwierzyć, odrzucając apele „Gazety Wyborczej” że „lewicy mniej wolno”, oraz „Krytyki Politycznej”, że „budowa czegoś nowego z Nowacką, a może i nawet z Razem”, jest alternatywnym rozwiązaniem na przyszłość.
Z tego co wiem, w SLD nikt sztandaru nie wyprowadza, a jak widzimy „zombie” okazał się bardzo żywy i intelektualnie zwinny. Obecna dyskusja i emocje, które jej towarzyszą dobitnie to udowadniają.