droga w Polsce Karkonosze
czyli różne trakty utrwalające naszą bytność w Unii Europejskiej
Warunkiem sine qua non jest odsunięcie Zjednoczonej Prawicy od władzy, a konkretnie PiS, bowiem sama Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry bez względu jaką wpływową i destrukcyjną rolę odgrywa, bez Prawa i Sprawiedliwości nie bardzo mieści się w sondażach wyborczych.
Droga krajowa
od czasu do czasu zatłoczona ponad miarę przez tłumy manifestantów występujących w obronie niezawisłości sądów, przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego, wołających „Mamy dość”, ostatnio „Zostajemy”. Także protesty przeciw sytuacji na wschodniej granicy, sprzeciw pogarszającym się warunkom ekonomicznym rolników, nie wspominając już o Białym Miasteczku czy żądaniach nauczycieli. I reszta budżetówki również.
Te wydarzenia nie robią większego wrażenia na władzy odnoszącej się do nich z dalszą serią kłamstw, czasem niby ustępstw, a w konsekwencji kolejnych matactw. Stąd u wielu kończą się granice aktywności i cierpliwości, rodzi się przekonanie o ich bezcelowości wraz z pytaniem co jeszcze zrobić należy, aby te znaczące protesty przyniosły oczekiwany skutek.
Przychodzą na myśl podobne akcje z przeszłości, gdy masowy glos oburzenia inicjowany przez Solidarność miał wpływ nie tylko na zmiany społeczne. Czasy są jednak odmienne, łącznie z obecnymi włodarzami. Strajku generalnego – mogącego wstrząsnąć krajem i władzą – nie zorganizuje obecna prorządowa Solidarność, wielkoprzemysłowa klasa robotnicza poszła w niebyt poza górnictwem, którego żądania zaspakajane są na bieżąco. Inni zatrudnieni w zagranicznych, prywatnych i samorządowych przedsiębiorstwach pilnują swojego interesu, państwowa służba zdrowia kieruje się zasadami etycznymi przysięgi Hipokratesa, nauczyciele podobnie są motywowani. Pozostają młodzi, też często podzieleni, których się rozgoni także teleskopowymi pałkami.
Tak więc lud – cały naród nie wyjdzie na ulice.
W pytaniach „Co dalej?” nie pojawia się na szczęście odpowiedź o tzw. siłowym rozwiązaniu, niosącym niewątpliwie ofiary, ale również argument dla władzy do aktywnej obrony swojego statusu, wybranej w demokratycznych wyborach. Jako pierwsze wystąpiły by bojówki – miejscowe tituszki – w dużo dalszej kolejności mogłoby to grozić poważną polaryzacją społeczeństwa.
Pokojowe marsze czy zgromadzenia, zakłócane interwencjami policji czy awanturnictwem Bąkiewiczów niosą protest przeciw łamiącym prawo i nadużywającym władzy państwowej, mobilizują liczne i często odmienne grupy elektoratu, pokazują inny obraz kraju niż ten znany z TVP 1, nadto informują świat o rzeczywistych dążeniach Polaków. I muszą trwać podobnie jak obnażające PiS materiały w wolnych mediach. Również w sytuacji manipulacji PiS przy ordynacji wyborczej, także gdy trzeba będzie sprawdzać wyniki głosowania w poszczególnych komisjach wyborczych.
Drogi z serpentyną
politycznych wydarzeń wymagają głębszego namysłu i odpowiedzialności za wspólne dobro oraz świadomości obecnych i przyszłych zagrożeń. Zbyt powszechne niestety jest przekonanie, że mnie nie dotyczą jakieś tam Trybunały Konstytucyjne, Izby Dyscyplinarne itp. zapominając, że przyjść mogą po każdego. Rządzący zawsze dbali o swoje interesy, a teraz dzielą się z nami, nadto moja chata skraja. I aby nie było wątpliwości, za zbyt powszechny brak prodemokratycznych i obywatelskich postaw licznej części społeczeństwa ponosi odpowiedzialność obóz Solidarności i jego kolejne rządy, gdy epatowały hasłem wolności zapominając, że może mieć ona miejsce tylko w rzeczywiście demokratycznym kraju. To nauka dla przyszłych rządzących i wpływowych, również gorzka wisienka na torcie ofiarowanym jednemu z demiurgów takiego stanu rzeczy – Adamowi Michnikowi z okazji jego 75 urodzin.
Drogi powiatowe i gminne
po których też chodzą, ale dużo mniej liczni manifestanci bo konkretnie doświadczają, jak obecna władza czyni dobro dla ich domów. Jakoś tak się właściwie od początków III RP składało, że żadna władza – solidarnościowa, prawicowa czy lewicowa nie miała pieniędzy na 500+, 13 i 14 emeryturę, na szkolną wyprawkę dla dzieci i temu podobne. I niech tam mądrale z Warszawy gadają o jakimś populizmie, a przecież dla wielu bardzo liczy się, a może tylko, kasa w dzisiejszych czasach. I nadto na tych terenach objawiają się wszechobecność i wyjątkowe wpływy Kościoła umacniane słowami wprost ze średniowiecza, wzmocnione poddańczymi gestami („Strefa wolna od LGBT”) miejscowej władzy. To wszystko, jak zawsze do czasu, gdy zaczynają pękać szwy na opinii duchownych i zbyt wypchanych sutannach, a u wiernych ukażą się puste kieszenie powszechnej drożyzny wszystkiego. Również po obcięciu europejskich funduszy dla tak dobrze obdarowanych rolników. Wszyscy Polacy obawiają się o swoją przyszłość finansową i są przekonani, że – wg badań IBRIS – nadal będzie się ona pogarszać.
Drogi przebyte
armii emerytów okazały się szybko przejezdne dla wyborczych sukcesów PiS, bo nie tylko miał tu wpływ dodatkowy pieniądz, ale sam fakt dostrzeżenie często ciężkiej, czasem tragicznej, sytuacji mnogich z tej grupy. Wiele z tych osób, przecież z przytomnością umysłu i licznym doświadczeniem, także pozytywnym z okresu PRL, poparło w tym swoim położeniu PiS nie widząc lepszego wyboru. Przy zachowaniu obecnych gwarancji bez kłopotu odnajdą innego, bliższego im, politycznego sponsora.
Drogi godności
te z szutru, pełne dziur i wybojów, bo takie jest u nas poczucie szacunku dla wartości i praw Innego. Ten Inny to nie tylko graniczny uchodźca, to przede wszystkim nasz rodzimy, swojski, za płotu, z tej samej klatki schodowej, nawet z jednej rodziny. Kobieta walcząca o należne jej prawa i chłopak kochający inaczej, to również homo sovieticus (także wszyscy „jak leci” z MSW i Wojska Polskiego), nie wspominając już o przykładowych lewakach, Żydach i komunistach. I jeszcze o Kołodziejczakach z Agrounii, z których kpi nawet TVN lekceważąc rolników i zapominając o przykładzie Leppera. Uszanowanie poczucia odrębności i osobistej godności, dla wielu cenniejszych niż pieniądz, może być zaczynem normalnych czasów.
Rozjeżdżające się drogi
to obraz naszego społeczeństwa, również z tegorocznych badań CBOS, podzielonego światopoglądowo stosunkiem do aborcji, kwestii LGBT oraz rolą i pozycją Kościoła. I co prawda aż 90 % obywateli widzi Polskę w Unii Europejskiej, ale i w tej deklaracji odnajdują się także różnice. Za zaleceniami Unii w sprawie naszego sądownictwa opowiada się 46% – przeciw 33 %, za zaprzestaniem tworzenia „stref wolnych od LGBT” 48 % – przeciw 28 %, jednocześnie nie chce wstrzymania pracy Turowa 60 % – za 21 %, a blokowanie środków unijnych na Krajowy Plan Odbudowy uważa za niedopuszczalne 49 % – za blokowaniem jest 21%. I tak przede wszystkim rodzą się podstawowe, trwałe podziały.
Drogi donikąd
to kolejne, bardzo zaangażowane i doskonałe oratorsko wystąpienia Donalda Tuska. Dla jedności opozycji, zresztą ciągle wątpliwej, wydaje się wystarczającym hasło „Odsunąć PiS”. Chociaż nie koniecznie, bo Kosiniak-Kamysz chce się różnić w opozycji a ma 2,26 % wyborców. Sam Tusk musi się uporać z podzieloną, ospałą, niezborną Platformą, a nadto rozstrzygnąć rozterki czy dogadać się z Lewicą choć zgodność tych partii na podstawowe kwestie i wartości jest bardzo wysoka.
Ale co dalej i jaka ta popisowska Polska ma być dla wszystkich, także ze Zjednoczonej Prawicy, którzy w nadchodzących wyborach mieli by poprzeć opozycję.
Samo hasło już nie wystarcza, również zwycięskie utarczki Tuska, gdyż przypominają się słowa poety: Polska, ale jaka ? i „Chcesz ty, jak widzę, być dawnym Polakiem”. Tej Polski nie tak dawno minionej m. in. za rządów Platformy Obywatelskiej, ale i współczesnej, większość obywateli nie chce. Potrzebne są wiec słowa, ale drukowane, które wybrzmią kilkoma generalnymi zawołaniami, prostymi i najważniejszymi, zwartymi a nie przegadanymi, krótkimi i czytelnymi, oczekiwanymi, jednocześnie możliwymi do przyjęcia ale i spełnienia przez zjednoczoną opozycję. Potrzebna jest deklaracja programowa, manifest, a jak zbyt wielu nie podoba się ta nazwa z Lipcowego, to niech będzie nawet uniwersał. Chyba w tym towarzystwie kogoś stać na taki wysiłek obejmujący jedną – dwie strony tekstu. Łatwo nie będzie tak piszącym jak i politykom redukującym swoje poglądy do centrystycznej pozycji, ale taka jest potrzeba tego czasu, a Polacy wiedzieć muszą o jaki kraj czynić należy starania.
Droga ekspresowa
daje możliwość szybkiego osiągnięcia celu, w politycznej walce zwycięstwo. W swoim czasie obszernie pisałem o możliwym wykorzystaniu ambicji Jarosława Gowina do obalenia władzy PiS, a Leszek Miler : „Premier Gowin. Wart jest mszy.” Dziś jest już po obiedzie, nastąpiło unicestwienie w Sejmie partii Gowina (ma w ogóle 1 % poparcia wyborców), a jego losy wydają się podobne. Teraz ponawia takie rozwiązanie Jacek Żakowski w „GW”, w tekście „Do dzieła Frank”: „co w takiej sytuacji zrobiła włoska opozycja, by odsunąć od władzy podobnie skorumpowany, antyunijny i proputinowski rząd Berlusconiego. Przekonała lub skorumpowała część prorządowych posłów, by przeszli na stronę opozycji. Lepiej nie pytać, jakimi argumentami, ale uratowała Włochy”. Polska także warta jest mszy.
Droga ekstremalna
to w życiu politycznym wydarzenia nieprzewidywalne, których pojawienie się – ujawnienie ma taką publiczną i społeczną siłę sprawczą, iż rozbija istniejący porządek rzeczy. Tak było na świecie z wieloma aferami, które obaliły rządy. Dlaczego by nie u nas ? Może to być dowodne ujawnienie treści rozmowy braci Kaczyńskich przed nieszczęsnym lądowaniem w Smoleńsku, kolejny raport walczącego z dawnymi druhami Mariana Banasia, wreszcie jakieś potężne haki, które posiada zapewne kilku także w Zjednoczonej Prawicy. I jeszcze inne źródła. Najmniej prawdopodobne są, jak wieszczą niektórzy, przedterminowe wybory i wiązanie z nimi określonych nadziei.
Autostrady europejskie,
czyli nie tylko ulica, ale i zagranica. Te brukselskie, strasburskie i luksemburskie trasy są wyjątkowo wymagające, obfitują w liczne wiadukty nad sprzecznymi interesami, tunele pod wzniesieniami narodowych ambicji lub państwowych ekstremizmów, bogate w ograniczenia zapewniające unijny porządek i jedność, również z rozliczną sygnalizacją wspomagającą tych, którzy się z różnych powodów pogubili lub ostrzegających świadomie łamiących przepisy tego drogowego ruchu. Byli tacy, którzy zrezygnowali z tej wielopasmowej trasy, ale może się zdarzyć, że kto z uporem jej prawa omija, nie przestrzega, albo próbuje jechać pod prąd, po kilku mandatach straci unijne prawo jazdy.
Spośród sześciu ekonomicznie najważniejszych krajów Unii Włosi – jak z badań wynika – są największym krytykiem polskiego stylu jazdy, później Beneluks (na czele z Holandią podejmującą twarde kroki), Francja, a na końcu Niemcy zapewne także pod wpływem ciągle nam życzliwej pani Merkel. Deklarację „Większa integracja europejska: droga naprzód” podpisali 14 września 2015 r. przewodniczący Izby Deputowanych Republiki Włoskiej, Zgromadzenia Narodowego Republiki Francuskiej, Bundestagu Niemiec i Izby Deputowanych Luksemburga. To wyraźne ostrzeżenie także dla nas.
Jedni twierdzą, że UE nie może sobie pozwolić, by Polska poszła drogą Wielkiej Brytanii, inni, że zgniły kompromis między UE, a PiS w sprawie niezawisłości sądów byłby groźny dla przyszłości całej Unii. „The Economist” pisze: „Polska nie wyjdzie z U.E., pozostanie we Wspólnocie i będzie powodowała kłopoty”, a „POLITICO” donosi: „Warszawa i Bruksela toczą wojnę o praworządność, w której nikt nie będzie zwycięzcą”. Natomiast Polacy, jak zawsze są podzieleni: jedni twierdzą, że Unia w konsekwencji broni naszej konstytucji, a ci z PiS, że „To test na zderzenie z Unią Europejską – chcemy wypróbować, gdzie jest granica uległości Wspólnoty…nie ulegniemy, a pieniądze z Funduszu Odbudowy i tak dostaniemy”. Rząd PiS może jeszcze blokować europejski Zielony Ład.
Każda z tych dróg,
a najlepiej wszystkie razem prowadzą do naszej bytności w Unii Europejskiej, ale może się i tak zdarzyć, że wybierzemy jeszcze inną, prowadzącą na manowce, bo przecież Polak mądry tylko po szkodzie.
PS. A propos sugerowanego powyżej centryzmu, to opisujący i krytykujący go Marek Baylin („Zagadka Rakowskiego” – „GW”. 23-24.10.2021) nie bierze pod uwagę, że przez wybór takiej postawy Józef Piłsudski doszedł do władzy w 1918 roku, a Rakowski i jemu podobni uniknęli wywózki na wschód w workach na głowach albo losu Imre Nagy’a. Nie wspominam już co mogło spotkać Polaków z ich, jak pisze Baylin „ siłą sprawczą” w tamtych okolicznościach.