PiS być może jeszcze nie wie, ale już przegrał, PO nadzieje na rządzenie krajem może sobie również odłożyć ad Kalendas Graecas. A więc jakie będzie nowe rozdanie na polskiej scenie politycznej?
Decyzja prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowaniu dwóch ustaw dotyczących, jak to PiS nadal twierdzi, jedynie naprawienia polskiego wymiaru sprawiedliwości, dowodzi znanej, acz często zapominanej prawdy, że w życiu politycznym nigdy nie należy mówić nigdy. Prezydent zanim podjął powyższe kroki, powierzył Matce Boskiej na Jasnej Górze nadzieję na sukces swych poczynań, i zapewne bezpieczeństwo własnej osoby, gdyż doskonale sobie zdawał sprawę z możliwej reakcji, przede wszystkim, prezesa Kaczyńskiego. Nie wiem natomiast czy równie wizjonersko przewidział, że dorzucił także kolejny gwóźdź do politycznej trumny Prawa i Sprawiedliwości. Piszę kolejny, bo jak ktoś w swoim czasie słusznie zauważył, największym wrogiem PiS-u jest sam PiS ze swoją polityczną doktryną, filozofią i metodą sprawowania władzy. To właśnie one, w wodzowski sposób realizowane przez Jarosława Kaczyńskiego, doprowadziły z jednej strony do lekceważenia urzędu Prezydenta, z drugiej już do kilku wcześniejszych i obecnego, potężnego społecznego protestu.
To, że sztandarowy projekt PiS legł w gruzach, a wraz z nim tak oczekiwana zemsta i eliminacja przeciwników politycznych – pomimo wszystko – nie jest rzeczą najważniejszą. Bardziej istotnym i dowodnym okazuje się fakt, że PiS-owi nie wszystko wolno, i że przy kolejnych podobnych próbach znów napotka na zmasowany opór Polaków. Nota bene trwające nadal manifestacje są, i mogą być w niedalekiej przyszłości, bardzo poważnym problemem dla rządzących, ale powiedzmy sobie otwarcie, także dla opozycji i samego ruchu obywatelskiego, gdyż rozbudzone nastroje oraz poczucie sukcesu i siły nie tak łatwo zawrócić na letni wypoczynek. Równia pochyła na którą, z własnej woli, wkroczyła partia Kaczyńskiego, oznacza także początek dekompozycji zjednoczonej sejmowej prawicy, a w kolejnym czasie, samego PiS-u. Budzą się bowiem naturalne reakcje przeciw obowiązującej „sejmowej maszynce do głosowania”, jawnemu łamaniu lub naginaniu prawa, oczywistym kłamstwom i przeinaczeniom, prerogatywom ministra Ziobry przekraczającym uprawnienia Prezydenta, otwieraniu licznych frontów atakujących kolejne struktury i grupy społeczne. Wyrazem istotnym są również ostrzeżenia płynące od, dotąd milczących, Episkopatu, środowisk naukowych i, pozornie tylko drobnej reakcji redakcji „Znaku” wykluczającej ze swego grona Jarosława Gowina. Pani premier w ostatnim telewizyjnym orędziu powiedziała: „Musimy zrezygnować ze swoich osobistych i politycznych ambicji, a skupić się na tym, czego Polacy od nas oczekują. Mamy stabilną większość, nie ulegniemy naciskom, zrealizujemy nasz program” – czytając między wierszami i odnosząc się do użytej liczby mnogiej – oznacza, że niebezpieczeństwo utraty prawicowej sejmowej większości istnieje. Nie będzie to niczym nowym, bowiem prawica, która nie raz już dzieliła się, a który to proces niechlubnie naśladuje obecnie lewica, może rozpaść się po raz kolejny, a z PiS-u wyodrębnić się mogą grupy skrajne przechodząc do już istniejących partii prawicowych lub tworząc nowe. Mit smoleński zacznie się wypalać, co zresztą można było zaobserwować podczas ostatniej miesięcznicy, i jeżeli PiS przetrwa, to w ograniczonej wielkości, a co za tym i politycznym znaczeniu.
Nie odegra też większej roli Platforma Obywatelska, która płacąc za liczne błędy dwóch kadencji, nie potrafi ani sformułować czytelnego programu sanacji, ani też wyłonić rzeczywistego lidera. Zresztą kluczowej roli podczas ostatnich protestów nie odgrywali ani liderzy partii opozycyjnych, ani też byli prominentni działacze. Panom już dziękujemy zdawali się często mówić nowi, młodzi przywódcy podczas lipcowych dni.
Duopol postsolidarnościowych prawicowych partii – PO i PiS – rządzący Polską prawie dwanaście lat dzięki możliwości wyboru między grypą a cholerą, nie tylko skompromitował się wielokrotnie ale również jest przyczyną zobojętnienia Polaków, ucieczki od spraw publicznych i zaangażowania politycznego, o czym świadczy niska frekwencja przy urnach wyborczych. Czas więc najwyższy aby przeszedł do lamusa historii.
Miała niestety na wspomniane postawy wpływ, acz nieporównywalnie mniejszy, polska lewica, z poprzednimi błędami, rozproszeniem, wewnętrznymi swarami, komicznym kandydatem na prezydenta i źle obliczonymi wyborczymi szansami.
Na kanwie i w wyniku aktualnych wydarzeń politycznych w nowym Sejmie ponownie, jak to już miało miejsce, pojawi się wiele partii i ugrupowań politycznych, które w niełatwych sojuszach podejmą próbę posprzątania polskiego podwórka. Z upływem czasu wykształcać się będzie bardziej trwały układ, i wtedy ostatecznie zakończy się czas III Rzeczypospolitej.
Ma rację Władysław Frasyniuk twierdząc, że „Droga do przywrócenia ładu demokratycznego nie będzie lekka, łatwa i przyjemna”, ale to ci młodzi ludzie na placach i ulicach, którymi tak zachwycali się liczni komentatorzy, będą grabarzami aktualnej sceny politycznej, a co za tym, być może twórcami bardziej racjonalnego i nowoczesnego rozumienia pojęcia polska racja stanu. Dla nich bowiem spory, wokół PRL czy też w obozie postsolidarnościowym są odległe o miliony lat świetlnych, w porównaniu do oczekiwań i nadziei na lepsze życie w lepszym, rzeczywiście demokratycznym i sprawiedliwym dla wszystkich, własnym kraju. Miejmy wiec nadzieję, że to dzięki nim nie ziści się ponownie przywołanie o Polsce, która miała złoty róg.