Katarzyna Lubnauer i Kamila Gasiuk-Pihowicz ograły Rysia Petru. I pomimo że były lider rozdziera teraz szaty, wcale mi go nie żal.
Nie tylko dlatego, że okazał się w gruncie rzeczy marnym przywódcą – najpierw przez jego niezliczone wtopy i ogólne rozprzężenie kilku posłów zwiało do Platformy. Potem Ryszardowi niestety nie udało się „wjechać na Rubikoniu” do warszawskiego ratusza – usiłował uciec do przodu, wyszło źle. Sprzedając poparcie dla Rafała Trzaskowskiego za wiceprezydenturę stolicy dla Pawła Rabieja, wkurzył niechcący swoich własnych delegatów.
I dlatego przegrał wybory na przewodniczącego. Katarzyna Lubnauer być może i nie zdradzała do ostatniej chwili swoich planów, ale wyobraźmy sobie sytuację, że idzie do szefa i lojalnie zapowiada, że stanie z nim w szranki. Już by się z tego nie podbierała. A tak, wygrał ten, kogo szersze gremium uznało za lepszego wodza.
Jęki, które w tej chwili wydaje z siebie Ryszard Petru, mówiąc o zdradzie i strasząc w TVN24 „lewackim zwrotem” w polityce Nowoczesnej, to część jego image’u, która szczególnie mnie drażni: Petru od początku traktował otaczające go kobiety jak polityczne maskotki. Teraz nie może się nadziwić: jak to? Jego miejsce zajęła kobieta? Kaśka? Za Ryśka?! Jak to?!
Chociaż z tej samej Kaśki zrobił wcześniej idiotkę, gdy usiłowała ratować mu tyłek i tłumaczyła, że udał się na Maderę służbowo, gdy trwała świąteczna okupacja Sejmu. Tymczasem on, Namaszczony, wrócił z urlopu i stwierdził coś w rodzaju: „ależ skąd drodzy państwo, co ta Kaśka opowiada. Byłem na wakacjach, prywatnie na sto procent!”. Później widać było, że stojąc przy nim jako rzecznik, „Kaśka” miewała nietęgą minę. Z pewnością nie zasłużyła jednak na miano zdrajcy. Nie przesądzam, czy kierowała nią tylko i wyłącznie polityczna ambicja, czy rzeczywiście chciała ratować tonący okręt – być może jedno i drugie. Teraz Petru straszy, że partia odejdzie od swoich podstawowych założeń neoliberalnej gospodarki.
A pamiętajmy, że Lubnauer pochodzi ze środowiska dawnej UW i UD – środowiska, z którego narodziła się wolnorynkowa Platforma Obywatelska. Lubnauer była w niej przez chwilę, ale nie zagrzała tam miejsca. Jest jednak liberałką, jak pisze Oko.press – „z krwi i kości”. Zresztą w pierwszym wywiadzie po objęciu funkcji oświadczyła, ze chce, by jej partia nadal była „ikoną klasy średniej”. Skąd zatem to straszenie lewactwem?
Lubnauer ma szansę stworzyć potężny sojusz kobiet o różnych koncepcjach gospodarczych, ale liberalnych obyczajowo: poszerzyć katalog praw mniejszości seksualnych, zawalczyć o in vitro i przynajmniej utrzymanie kompromisu aborcyjnego, związki partnerskie, być może przyjęcie uchodźców. To z pewnością wciąż zbyt mało, aby adekwatne wydało się tutaj użycie słowa „lewicowy”. Ale i tak wystarczająco, aby zacząć kibicować Lubnauer. Petru jako lider nie był tymi kwestiami zainteresowany. Ograniczał się do krytykowania PiS z bezpiecznych pozycji. Lubnauer ma też atut w postaci swojej płci: łatwiej jej będzie zebrać wokół siebie kobiece środowiska, niż Ryszardowi Petru, który na tle „swoich” kobiet chciał błyszczeć.
Lubnauer zyskała też solidarność środowisk kobiecych po chamskiej wypowiedzi Wojciecha Cejrowskiego na jej temat: „Nie bardzo wiadomo, czy chłop, czy baba” – miał powiedzieć o posłance ultraprawicowy publicysta. W jej obronie stanęła wtedy nawet ówczesna szefowa „Wiadomości” z nadania PiS – Marzena Paczuska.
Jest jeszcze jedna rzecz, która w moich oczach dyskwalifikuje Petru: jego partnerka Joanna Schmidt ma, jak się okazało, większe polityczne jaja. Po aferze z lotem do Portugalii, Schmidt zrezygnowała z funkcji wiceprzewodniczącej partii. Petru zaś nie tylko uznał, że on nie ma powodu, by z jakiejkolwiek funkcji rezygnować (ani choćby przeprosić wyborców i kolegów, których postawił w bardzo niezręcznej sytuacji), nie odezwał się też ani słowem w obronie posłanki Schmidt, kiedy media zaczęły bezpardonowo atakować ją za romans z szefem. Ryszard Lwie Serce nagle stał się sercem zajęczym i grzecznie kładł uszy po sobie, kiedy obrażano jego życiową partnerkę i wyzywano ją od „puszczalskich” i zarzucano, że „odbiera ojca dzieciom”. Tymczasem Joanna Schmidt, lecąc z Petru na sylwestra, była już rozwódką, to jej szef ciągle nie zdążył rozstać się z ówczesną żoną. Mimo to kobiecie się obrywało, a mężczyzna uznał za stosowne przemilczeć i przeczekać. Rycerzem okazał się raczej marnym.
Pamiętajmy wszak, że jednym z niekłamanych atrybutów rycerza jest honor – tymczasem Petru grozi swoim koleżankom z partii, że zakręci im kurek z pieniędzmi, odetnie swoje strategiczne kontakty. Nie przyjął też funkcji wiceprzewodniczącego, którą proponowała mu Katarzyna Lubnauer. Nowa przywódczyni przytomnie zauważyła, że zamiast jojczyć, Petru powinien robić to, na czym się zna: czyli troszczyć się o partyjne finanse i trzymać pieczę nad jej gospodarczym kursem. Widać Petru uznał, że może robić to tylko z naklejką „Capo di tutti capi”.