Członkowie Ruchu Obrony Polskiej Samorządności starają się przekonać opinię publiczną i rządzących do wycofania się z wprowadzenia zasady dwukadencyjności w wyborach samorządowych.
Przeciw zmianom opowiedział się też wywodzący się z PiS burmistrz Mszczonowa Józef Kurek. – Jeśli by były jakieś układy, to już dawno nie byłbym burmistrzem – mówił
Ruch Obrony Polskiej Samorządności powstał na początku roku w Warszawie, powołany z inicjatywy PSL. Założyli go marszałkowie województw, starostowie, burmistrzowie i wójtowie, opowiadający się przeciwko centralizacji kraju, odbieraniu samorządom uprawnień i kompetencji. Szybko okazało się, że organizacja ma mocne podstawy do funkcjonowania – od dwóch tygodni w kontekście samorządów mówi się niemal wyłącznie o zasadzie dwukadencyjności, którą chce wprowadzić PiS.
– Chodzi o pozbycie się konkurencji, z którą nie ma się szansy wygrać w uczciwych wyborach – mówił Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego i prezes ROPS.
– To czysta demagogia i próba wyeliminowania blisko 70 proc. najlepszych samorządowców w kraju – przekonywał.
– Nazywanie gospodarzy małych ojczyzn „sitwą” jest niegodziwością. Nie zgadzamy się na to – wtórował mu prezes Ludowców, Władysław Kosiniak-Kamysz.
– Polskie Stronnictwo Ludowe będzie stało murem za samorządowcami, niezależnie od ich poglądów politycznych. Wartością nadrzędną jest idea samorządności, czyli władzy blisko ludzi, a nie polityków – zaznaczył.
Politycy zaapelowali do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o zaprzestanie demontażu polskich samorządów.
Dochodzenia we wszystkich urzędach marszałkowskich od czerwca prowadzą też funkcjonariusze CBA. – Nie jestem złodziejem – mówił Józef Kurek, wieloletni burmistrz Mszczonowa, który kandydował z list wyborczych PiS.
– W samorządach nie ma żadnych klik. Jeśli by były jakieś układy, to już dawno pogoniliby je wyborcy – zapewniał.
Uczestnicy konferencji przekonywali, że wprowadzenie limitu dwukadencyjności jest niezgodne z konstytucją, gdyż łamie zasadę nie działania prawa wstecz. Eliminuje też prezydentów, burmistrzów i wójtów, nawet, jeśli cieszą się poparciem i zaufaniem społecznym, ograniczając prawo wyborcze Polaków.