Wyjaśnienia wymaga wreszcie kwestia, czy możemy wrzucić sobie do portfela kartkę i napisać na niej „Proszę wziąć sobie moje nerki, jeśli zginę w wypadku”. Czy oświadczenie woli ma jakąkolwiek moc ? Zdania wśród prawników są podzielone.
Aneta Sieradzka, prawniczka, autorka „Tajemnic transplantologii” na swoim profilu „Prawo w transplantacji” na Facebooku skrytykowała niedawno noszone przez wiele osób oświadczenia woli, czyli wydrukowaną deklarację chęci zostania dawcą organów po śmierci. Napisała, że nie nosi w portfelu oświadczenia, bo „(…) nie podpisuję nieważnych oświadczeń. Aby zostać dawcą nie trzeba robić nic. Nie trzeba nic podpisywać. Tak zwane oświadczenie woli i karteczki, które niektórzy noszą w portfelu nie mają żadnej wartości, a tym bardziej mocy prawnej. Są w świetle prawa NIEWAŻNE”.
I dalej: „Zasada jest prosta. Nie chcesz być dawcą to zgłoś sprzeciw do Poltransplantu”.
Czy to faktycznie wystarczy?
Zgodnie z art. 6 ustawy o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów, sprzeciw w kwestii zostania dawcą po śmierci można wyrazić na trzy sposoby: poprzez dokonanie wpisu w centralnym rejestrze sprzeciwów na pobranie komórek, tkanek i narządów ze zwłok ludzkich, złożenia oświadczenia pisemnego zaopatrzonego we własnoręczny podpis oraz oświadczenia ustnego złożonego w obecności co najmniej dwóch świadków i przez nich pisemnie potwierdzonego. Za małoletniego lub inną osobę nieposiadającą zdolności do czynności prawnej sprzeciw może wyrazić przedstawiciel ustawowy za życia tej osoby.
A zatem oprócz sprawdzenia, czy pacjent nie figuruje w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, lekarz powinien jeszcze sprawdzić, czy nie wyraził swojej woli na pozostałe dwa sposoby.
Co w sytuacji, gdy nie można znaleźć żadnego dokumentu poświadczającego brak zgody zmarłego na pobranie narządów, ale bliscy stanowczo oponują?
Aneta Sieradzka pisze: „Nasi bliscy, nie mają prawa do rozporządzania naszym ciałem, ani za życia, ani po śmierci. Lekarze nie muszą nikogo pytać o zgodę, zgodnie z przepisami robią tylko autoryzację pobrania, czyli sprawdzają m. in. czy nie został zgłoszony sprzeciw w Poltranspalncie. Tyle. Mówię to moim studentom. Mówię to lekarzom czy koordynatorom transplantacyjnym dla których prowadzę specjalistyczne wykłady. Mówię to każdemu kto zapyta, bo takie jest obecnie obowiązujące w Polsce prawo, a ja postępuję zgodnie z literą prawa i innym również polecam”.
Czy zatem, skoro nie trzeba pytać rodziny o zgodę, przy braku sprzeciwu pobranie narządów następuje z urzędu?
Krystyna Antoszkiewicz, koordynator Poltransplantu mówi: – My nie pytamy rodziny o zgodę, my rozmawiamy i informujemy o zamiarze pobrania narządów od zmarłego bliskiego. W ustawie jest jasno określone, w jakich sytuacjach można je pobrać, zatem zgodnie z ustawą sprawdzamy rejestr, ewentualne dokumenty, staramy się ustalić stanowisko pacjenta. Jeśli nie znajdujemy sprzeciwu, mówimy o tym rodzinie, ale pytamy też, czy znana jest im opinia zmarłego na temat pobrania, bo przed śmiercią każdy może przecież w dowolnym momencie zmienić zdanie. W społeczeństwie polskim istnieje silne poszanowanie woli zmarłego, widzimy to w rozmowie z rodzinami, nawet tam, gdzie występował konflikt, w końcu uznaje się wolę zmarłego, nawet gdy rodzina nie do końca się z nią zgadza. A zatem, jeśli sprzeciwu nie ma, ale rodzina stanowczo odmawia, uznajemy to za zamkniętą drogę, nie żądamy twardo okazania sprzeciwu zmarłego na piśmie. Odpuszczamy, bo w kwestii tak wyjątkowo wrażliwej, to dobry obyczaj, a nie litera prawa, jest wartością nadrzędną. Łatwo mówić o bezwzględnym egzekwowaniu zapisów ustawy, gdy się nie było przy orzekaniu o śmierci mózgu, nie informowało się rodziny i nie pytało w tak ciężkich dla niech chwili, czy zgadzają się na pobranie fragmentu ciała kochanej osoby, która właśnie zmarła.
Ostatnio w Stanach Zjednoczonych niemałą dezorientację wśród lekarzy wzbudził 70-letni pacjent, który trafił do szpitala na Florydzie nieprzytomny, bez dokumentów potwierdzających tożsamość, za to z tatuażem, który wyrażał wolę wytatuowanego, by w razie sytuacji zagrażających jego życiu, nie podejmować próby ratowania go poprzez sztuczne podtrzymywanie czynności życiowych.
Zgodnie z prawem amerykańskim, pacjent ma prawo zastrzec przed śmiercią tzw. polecenie nieprzywracania do życia przy pomocy nadzwyczajnego utrzymywania przy życiu z użyciem specjalnych urządzeń medycznych. Dokument taki (do not resuscitate order, DNR) podpisuje się np. przed operacją, której ewentualne niepowodzenie może poskutkować konsekwencjami takimi jak śmierć mózgu co skazuje pacjenta na – niekiedy wieloletnią – wegetację.
Wspomniany pacjent oprócz wytatuowanych słów „do NOT resuscitate”, miał także tatuaż w postaci swojego podpisu, co zapewne miało podkreślić jego znaczenie formalne i sprawić, by potraktowano go na równi z obowiązującym na Florydzie, dwustronicowym dokumentem DNRO. Mimo, że wymóg formalny uznania deklaracji nie został spełniony, ponieważ pacjent nie posiadał wypełnionego DNRO, szpitalny zespół ds. etyki uznał tatuaż za deklarację niebudzącą wątpliwości, wypełnili zgodnie z nim deklarację i uszanowali wolę mężczyzny.
O ile rzeczywiście należy uznać, że oświadczenie woli dawcy nie jest dokumentem o mocy prawnej per se, to jednak nie można zaprzeczyć, że jest pewną wskazówką.
W Polsce także popularne są tatuaże symbolu nieskończoności, jako wyrazu chęci przekazania swoich narządów po śmierci – czy, skoro pisemne oświadczenie woli budzi wątpliwości co do swojej mocy prawnej, tatuaż mógłby zostać uznany za deklarację w sytuacji takiej, jak powyżej opisana? Czy zespoły etyczne w polskich szpitalach trzymałyby się ściśle, jak oczekuje tego pani Aneta Sieradzka, przepisów ustawy, czy też uznały, że wartością nadrzędną jest ustalenie i uszanowanie faktycznej woli zmarłego?