30 listopada 2024

loader

Ogary poszły w…

fot. pis / flickr

No nie, bez przesady. Raczej nie ogary. Może bardziej pudle. I oczywiście nie w las. Dla tych, co choć trochę znają się na polityce, nie było chyba zaskoczeniem – a przynajmniej być nie powinno – że wybory parlamentarne odbędą się 15 października, w dzień papieski. Karol Wojtyła ze wszystkich polskich partii najbardziej lubił PiS, oczywiście zaraz po ZChN-ie. Już widzę te plakaty: „Święty Jan Paweł II głosowałby na PiS!”. I tak samo wszyscy święci.

Kampania oficjalnie rozpoczęta. Oficjalnie, bo nieoficjalnie trwa już od początku roku, a w zasadzie nawet od przyjazdu Tuska. Przyjazdu nie na białym rumaku, bo dzięki PiS-owi polskie stadniny świecą pustymi żłobami. Pełne żłoby są gdzie indziej. Powrót Tuska, jak powrót syna marnotrawnego z ziemi niemieckiej (no, w zasadzie germańskiej, bo Belgowie to Germanie), wszystko zmienił. A może raczej miał wszystko zmienić, a zmienił tylko sytuację Hołowni. Ze snów o potędze zostały mrzonki i małżeństwo z rozsądku z Kosiniakiem-Kamyszem.

Platforma wróciła na pozycję największego ugrupowania opozycyjnego i walczy o to, by ją utrzymać po wyborach. Proszę wybaczyć sarkazm (sarkazm piętrowy – tak naprawę nie proszę o nic, a już na pewno nie o wybaczenie), ale moim zdaniem wyraźnie widać tu dwa trendy: PiS dokonuje cudów, by jednak wyborów nie wygrać (z premedytacją czy nie, to inna sprawa), opozycja zaś czyni wiele, by PiS te wybory jednak wygrał.

Obie strony zwracają się w zasadzie wyłącznie do własnych elektoratów. PiS-owi jest łatwiej, bo lepiej się z elektoratem znają. Elektorat PiS-u najlepiej opisał (w „Gazecie Wyborczej” z 10 sierpnia 2023) prof. Wilhelm Heitmeyer, socjolog uniwersytetu w Bielefeld zajmujący się skrajną prawicą. Skrajną prawicą w Niemczech. Profesor wyróżnia cztery grupy tego elektoratu. „Są tam ludzie, którzy wychowali się w autorytarnej NRD i nie potrafią poradzić sobie ze zjednoczeniem Niemiec i zmianą priorytetów z «więcej bezpieczeństwa i mniej wolności» na rzecz «więcej wolności i mniej bezpieczeństwa». Oni oczekują właśnie zwiększenia bezpieczeństwa i widzą je w autorytarnej ofercie AfD”.

Druga grupa to ci, „którzy nie głosowali w ogóle przez długi czas. AfD kipi od wściekłych haseł i dostarcza zbiorowej fantazji o nowej władzy, która «już idzie po nich», czyli po polityków w Berlinie”. Trzecia grupa to rzemieślnicy, robotnicy przemysłowi, a także związkowcy. Czwarta grupa to – „surowa burżuazja”. Za gładką burżuazyjną fasadą kryje się tam żargon pogardy wobec innych grup. Ich nie odstrasza nawet to, że media, politycy czy Urząd Ochrony Konstytucji zaklasyfikowali AfD jako partię ekstremistyczną. To środowisko nie kojarzy im się z wrzaskliwymi neonazistami. Oni uważają „autorytarny narodowy radykalizm” za atrakcyjną propozycję, bo chcą ochronić swój materialny i społeczny stan posiadania.”

Ofiary Balcerowicza

Prawda, że skądś to znamy? Zamiast ludzi wychowanych w NRD wystarczy wstawić realne lub subiektywne ofiary transformacji i voila, mamy elektorat PiS-u. Niewiele się zmienił od 2015 roku. Fakt, PiS ma swoim wyborcom coraz mniej do zaoferowania, ale też nikt realnie nie oferuje im niczego. Propozycje Lewicy nie brzmią wiarygodnie nawet w ustach obiecujących, przy czym wiadomo, że siła sprawcza Lewicy w ewentualnej koalicji demokratycznej będzie niewielka, a już zwłaszcza w kwestiach socjalnych i ekonomicznych. Platforma Obywatelska stoi bowiem twardo na pozycjach z 2015 roku. Zagrywki w postaci 800 plus nikt przecież nie traktował teraz inaczej niż jako taktycznej wrzutki. Inne pomysły PO wyraźnie nawiązują do starych propozycji, jak ten z kredytem mieszkaniowym.

Odnoszę wrażenie, że w PO nikt nie przeanalizował, dlaczego PO przegrała wybory w 2015 roku. Próby zrzucania winy na SLD, a tym bardziej na Razem, jak to się działo tuż po wyborach, wyraźnie na to wskazują. Nikogo zaś nie dziwi, że w 2019 Platforma przegrała ponownie, choć tym razem SLD z Razem wystąpiło razem i znalazło się w Sejmie. Żadnych wniosków nie wyciągnięto też z porażki Trzaskowskiego w starciu z Dudą. Platforma wydaje się znajdować dokładnie w tym samym miejscu co w 2019 roku, tyle że obecnie tytuł wielkiego przegranego ma szansę przypaść Tuskowi, a nie – jak wcześniej – Schetynie.

No, chyba że Manfred Weber zgodzi się na debatę z Morawieckim w publicznej TV – obowiązkowo w języku polskim. Tłumaczem Webera mógłby zostać Tusk. Przy okazji widzowie TVP usłyszeliby na własne uszy, że Tusk wyjątkowo dobrze włada polskim. Oczywiście, jak na Niemca. Na miejscu Tuska siedziałbym już dawno u szefa EPL i przekonywałbym go do tej debaty. W końcu ani Morawiecki, ani Kaczyński nie będą się podkładać co dzień. Weber mógłby rozwinąć myśl, że PiS tylko tym różni się od AfD, że tamci jeszcze nie rządzą. Ale kto wie, kto będzie koalicyjnym partnerem CDU/CSU po następnych wyborach. Oby się nie okazało, że Weber musi przepraszać nie PiS, ale własnego koalicjanta, czyli AfD.

Końcówka kampanii wyborczej – bo jak już wspomniałem, wszyscy wiemy, że kampania toczy się od dawna – może pokazać, czy klasa polityczna nabiera odrobinę kontaktu z rzeczywistością, czy dalej funkcjonuje w świecie własnych wyobrażeń. Jeśli to drugie, to o wyniku wyborów zadecydują nieobecni. Zadecyduje to, czy będzie ich więcej wśród potencjalnych wyborców PiS-u czy opozycji i czy deklarujący dziś poparcie Konfederacji pójdą do urn czy na piwo. Popierającym demokrację właścicielom browarów (jeśli tacy są) sugeruję nadzwyczajną promocję wyborczą w święty dzień wyborów. W trosce o pokój na ziemi i w kraju pelargonii i malwy.

Adam Jaśkow

Poprzedni

Szopka Błaszczaka

Następny

15-16 sierpnia 2023