Jeszcze do niedawna Sejmik Wojewódzka Śląskiego nie znaczył nic w polityce. A dziś, proszę, fanfary odgrywane, jakby opozycja zdobyła kluczowy przyczółek w batalii o wybory. Przez całe lata sejmiki były dla wyborców i mediów niemal niewidoczne, a tu nagle okazują się tak bardzo, bardzo ważne.
No dobrze, raz były istotne. Wtedy, kiedy radny Kałuża, lider PO na Śląsku, przystępował do koalicji z PiS. Wtedy, rzecz jasna, Kałuża był zdrajcą. Dziś, gdy politycy PiS przechodzą do koalicji z PO, to o żadnej zdradzie mowy nie ma. Wiadomo, jak odchodzisz z Platformy Obywatelskiej, to robisz coś niesłychanego, nienormalnego. Jesteś niczym zdrajca ojczyzny. Gdy z innej partii do PO przechodzisz albo robisz z nią koalicję wbrew swoim poprzednim partyjnym znajomkom, to żadnym zdrajcą nie jesteś. Po prostu zmądrzałeś, bo przecież to bycie w PO jest normalnością.
Rzecz jasna, o ile, nie ma co wyolbrzymiać sprawy zmiany w koalicji w Sejmiku Województwa Śląskiego, o tyle warto jednak ich nie przeceniać. Zwłaszcza nie przeceniać w ramach pewnego trendu. Otóż coraz częściej dochodzą słuchy, jak to aparat administracyjny i polityczny zaczyna się przestawiać na zmianę władzy. Jak zaczyna przygotowywać się na porażkę. Najgłośniejszym sygnałem było słynne Koryto Plus, a więc pomysł, aby jakaś obsadzona przez PiS rada powoływała władze kilku największych polskich spółek skarbu państwa. W ten sposób obsadziła spółki swoimi działaczami także po zmianie władzy. Drugim sygnałem są ostatnie doniesienia oko.press, jakoby jeden z tzw. sędziów dobrej zmiany nagle raptownie zmienił linię orzeczniczą i zaczął uchylać absurdalne wnioski policji i prokuratury o karanie protestujących przeciwko władzy. Teraz utrata sejmiku. Oczywiście to tylko kilka pojedynczych przypadków w oceanie rozmaitych zdarzeń politycznych. O ile nie mogą one być reprezentatywną próbą, o tyle mogą być jednak pewnym przykładem tego, że wiatr zaczyna wiać z drugiej strony.
I właśnie ten wiatr może zechcieć wykorzystać Platforma Obywatelska. Przez ponad rok karmiono wyborców liberalnych bajką, a właściwe to kłamstwem, o tym, jak to Lewica pójdzie do wyborów razem z PiS. A wszystko to dlatego, że Lewica zagłosowała w Sejmie razem z PiS za tzw. Krajowym Planem Odbudowy. Liberalna opozycja głosować za miliardami dla Polski nie chciała, licząc na obalenie Kaczyńskiego przy współpracy z Gowinem i Konfederacją Brauna. Dziś, dzięki głosowaniu Lewicy, to Unia Europejska może szantażować Kaczyńskiego brakiem środków, a nie Kaczyński szantażować Unię brakiem uchwalenia planu odbudowy dla Europy. Mimo to Lewica była ciągle wyzywana od zdrajców.
Jeśli jednak zerkniemy na listy PO to przecież tam aż roi się od byłych polityków PiSu, tudzież PiSowskiego rządu czy PiSowskich koalicjantów. Nie, nie chodzi tylko o Sikorskiego, czy Giertycha, ale Kluzik-Rostkowska czy Paweł Kowal to przecież pierwsze z brzegu przykłady. Kto jeszcze pamięta, jak Tusk ponad dekadę temu pouczał na konwekcji PO, że siłą jego partii jest właśnie zdolność wchłaniania innych, także tych z PiSu. Czemu teraz ma być inaczej? Jak donosiły media Jarosław Gowin, wedle słów jednego z anonimowych polityków PO, jeśli tylko siedział będzie cicho, to dostanie miejsce w Senacie. Wyobraźmy więc sobie, co się musi dziać niżej, w przypadku polityków lokalnych.
Kolaboracja PO z PiSowcami będzie więc prowadzona po cichu i jawnie. Będzie przedstawiana jako odzyskiwanie Polski. Jako przyjmowanie nowych sojuszników. Tylko problem w tym, że owi kolaboranci w PO zostaną i jak przyjdzie do głosowania w sprawach aborcji, związków partnerskich, mieszkalnictwa czy globalnego ocieplenia, to zagłosują tak jak dotychczas głosowali. A Tusk rozłoży ręce, że nie jego wina. On tylko ma konserwatywne skrzydło we własnej partii.