Sprawa Kacpra Lubiewskiego, który zdaniem policji złamał ustawę o ochronie środowiska podczas demonstracji w obronie środowiska niestety będzie miała ciąg dalszy.
Nastoletni aktywista Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, którego sytuację opisywaliśmy już na łamach „Dziennika Trybuna”, będzie udowadniał w sądzie rodzinnym, że nie jest osobą zdemoralizowaną. Zdaniem policji, Kacper Lubiewski spod Opola złamał przepisy ustawy o ochronie środowiska, gdy podczas demonstracji dotyczącej spraw środowiska odezwał się przez megafon. Sąd mógł umorzyć sprawę, jak działo się np. w sprawach nastolatków, których policja chciała karać za udział w protestach kobiet. W tym wypadku było inaczej. Sprawie został nadany dalszy bieg.
Określenie „odezwał się” w stosunku do czynu 16-letniego Kacpra Lubiewskiego jest całkowicie adekwatne. 9 grudnia 2020 r. licealista z Lędzin pod Opolem był organizatorem demonstracji Młodzieżowego Strajku Klimatycznego Zamierzał przemówić, piętnować działania polityków, którzy nie wykazują odpowiedniego zainteresowania sprawami klimatu. Zaledwie jednak zaczął, gdy policjanci zażądali od niego zaprzestania używania megafonu, twierdząc, że w ten sposób jest naruszana ustawa o ochronie środowiska. Młody człowiek podporządkował się nakazom, podobnie zrobiły inne przemawiające po nim osoby. Organizatorom demonstracji wydawało się, że policja nie podejmie dalszych działań. Jednak miesiąc po wydarzeniu, już w styczniu, policja złożyła do sądu wniosek o ukaranie aktywisty. Zdumiona rodzina – która nagle stała się podejrzewana o demoralizowanie nieletniego – dowiedziała się od kurator sądowej, że Kacper może znaleźć się nawet w poprawczaku.
To ostatnie wydaje się – mimo wszystko! – mało prawdopodobne. Przeciwko podejrzeniom o demoralizację świadczą znakomite wyniki młodego aktywisty w nauce, jego zaangażowanie społeczne, otrzymywane nagrody i stypendia. Rzecz jasna nie zmienia to wszystko faktu, że sytuacja jest absurdalna. Czy którykolwiek z aktywistów prawicowych miał w Polsce problemy z powodu użycia urządzeń nagłaśniających podczas miejskiej demonstracji? Jak pamiętamy, bez większych problemów przez długi czas po miastach jeździły też samochody Fundacji Pro-Prawo do życia, głośno emitując przekaz pełen przeinaczeń i uprzedzeń.
Dobrego humoru nie brakuje tylko policji. Jej przedstawiciele twierdzą, że działania w stosunku do Kacpra Lubiewskiego były bez zarzutu.