PiS, jak każda partia, chcąca mieszać w świadomości obywateli i ciągnąć z tego polityczne profity, przerabia niewygodne dla siebie zdarzenia na wersję przyjazną partii. Oto minister Macierewicz powiedział, że jego samochód nie spowodował wypadku pod Toruniem, a tylko został najechany z tyłu.
Zapomniał jednak dodać, że został najechany przez samochód z jego ekipy. Według wojskowej prokuratury była to tylko stłuczka, choć straty materialne tej „stłuczki” można spokojnie szacować na kilkaset tysięcy złotych. O zabójczej prędkości ani mru mru. Za kilka lat, w tym miejscu, pewnie zawiśnie tablica upamiętniająca to zdarzenie. Napis może być taki: W tym miejscu doszło do nieudanego zamachu na życie ministra Antoniego Macierewicza. Za sprawą opatrzności ojca Rydzyka uszedł z życiem, ale i „inni szatani byli tam czynni”. Dalszy ciąg tej historii, napisany przez hagiografów PiS, może przedstawiać się następująco.
Cudem ocalony przed wrogimi siłami minister najjaśniejszej IV RP, mimo szkód materialnych poniesionych w zamachu, nie stracił zimnej krwi. Wraz z grupą ocalonych towarzyszy, tylko jednym samochodem, wykonał manewr świadczący o geniuszu ministra. Błyskawiczne wyruszył na Warszawę. Nikt do tej pory tak szybko nie pokonał tej trasy. Tam, w Warszawie zdążył na czas stanąć u boku samego prezesa, dowodząc tym samym męstwa i woli walki oraz dając świadectwo przywiązania do jego (prezesa) nauk. W kręgach partyjnych towarzyszy zostało to docenione i zauważone. Prezes w tym czasie przyjmował hołdy od prawdziwych Polaków i nieobecność ministra mogłaby być odebrana jako chęć wybicia się Antoniego na samodzielność, a może nawet i zdradę. Komunistów, złodziei i zdrajców okrągłostołowych ta polityczna beatyfikacja doprowadziła do białej gorączki.
PiS nie jest pierwszą i pewnie nie ostatnia partą fałszującą historię. Czy za kilkanaście lat, przy wydatnej pomocy historyków z IPN, dowiemy się, że Wrocław, w 1945 roku, został wyzwolony przez żołnierzy wyklętych?