Afera wokół dwóch lewicowych dziennikarzy, oskarżonych o molestowanie seksualne, zamiast przygasnąć, nadal rozpala środowisko. Niektóre gorące głowy wzywają wręcz do linczu.
Jakiś czas temu na łamach „Dziennika Trybuna” pisaliśmy sprawie, którą ujawnił portal Codziennik Feministyczny. Dwóch młodych dziennikarzy i działaczy – Michał Wybieralski z Wyborcza.pl i Jakub Dymek z Krytyki Politycznej, zostali napiętnowani w tekście „Papierowi feminiści”. Jego autorki przytaczały przypadki molestowania seksualnego, przemocy fizycznej i jeden przypadek gwałtu – których mieli dopuścić się na nich zagorzali obrońcy praw kobiet. Po publikacji demaskatorskiego artykułu podejrzani zostali zawieszeni w obowiązkach przez swoje redakcje. I wydawało się, że to koniec historii… No właśnie, tylko się wydawało.
W poprzednim odcinku
Michał Wybieralski zamieścił w internecie przeprosiny, co przez wielu w pierwszym odruchu zostało odebrane jako przyznanie się do winy. Tymczasem dziennikarz wkleił zgrabną formułkę: „przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni” – i zamilkł. Czy planuje jakieś dalsze kroki – nie wiadomo. W każdym razie zarzutom nie zaprzeczył. Zniknął z pola widzenia.
Jednak z drugim z oskarżonych panów sprawa nie jest aż tak prosta. Jakub Dymek kategorycznie odmówił przyznania się do winy. Z racji tego, że został oskarżony o gwałt – przestępstwo ścigane z kodeksu karnego – zapowiedział, że będzie walczył o swoje dobre imię i przy pomocy prawnika wymusił na portalu, aby z kontrowersyjnego tekstu wyciął fragment mówiący o gwałcie do czasu wyjaśnienia sprawy przez organy ścigania.
Dymek udzielił również obszernego wywiadu portalowi Onet. Wynika z niego, że oskarżenie jest wyłącznie osobistą zemstą byłej dziewczyny, którą porzucił. Jeśli wierzyć podpisanej pod tekstem Dominice Dymińskiej, do zdarzenia miało dojść 3 lata temu. Wątpliwe, by sąd zdołał znaleźć jakiekolwiek potwierdzenie popełnienia przestępstwa po takim czasie, ona sama jednak twierdzi, że jej wyznanie miało być po prostu oczyszczające i emancypujące. Dymek jednak upiera się, że posiada dowody, iż jego była partnerka kłamie (screeny, zapisy rozmów itp.). W tej chwili toczą się już więc dwa postępowania: prokuratorskie, z urzędu, oraz z oskarżenia Jakuba Dymka.
Pierwszy list do Koryntian
Wokół sprawy narastają kolejne konflikty w lewicowych środowiskach. Nikt nie chce przesądzać o winie bądź niewinności dziennikarzy, jednocześnie większość solidaryzuje się z podpisanymi pod tekstem kobietami. A jednak wydaje się, że akcja #metoo zamiast oczyszczać, zaczęła skłócać.
W geście solidarności z autorkami redakcja Codziennika Feministycznego opublikowała list otwarty, w którym zachęca do okazywania wsparcia ofiarom molestowania. Podpisały go publicystki portalu i zaprzyjaźnieni działacze, znalazło się tam sporo znanych nazwisk np. Doroty Warakomskiej.
Jest jednak w tym tekście jeden akapit, który budzi poważne wątpliwości. Wydaje się, że chęć ukarania sprawców i poddania ich ostracyzmowi zaczęła przesłaniać oświeceniową tradycję prawa.
Ziobryzm wykryty?
„Utrwalaniem przewagi jest wyrażanie troski o kariery sprawców, którzy przez lata dopuszczali się przemocy seksualnej. Tym samym wykluczali ze swojego środowiska i z aktywności zawodowej kolejne kobiety, burzyli ich komfort, poczucie bezpieczeństwa oraz samoocenę. Równocześnie instytucje nie stwarzają dostatecznych mechanizmów przeciwdziałania molestowaniu.
Utrwalaniem kultury gwałtu jest fetyszyzowanie „domniemania niewinności” i innych pojęć z porządku prawnego. Przenoszenie ich do sfery oceny etycznej, jakby mówienie o krzywdzie miało być możliwe jedynie po uzyskaniu wyroku sądu” – piszą obrońcy autorek i choć ich intencje są szlachetne, to jednak sformułowanie „fetyszyzować domniemanie niewinności” – cóż, dość stwierdzić, że nie jest najszczęśliwsze.
Wołający na puszczy
Piotr Szumlewicz usiłował przekonywać podczas dyskusji na facebookowym profilu „Codziennika Feministycznego”, że „takie tezy nie służą sprawie”. „Utrwalaniem kultury gwałtu jest zasada domniemania niewinności, obrona przed kryminalnymi zarzutami osób, które czują się niesłusznie posądzone, i publicznie wyrażane przeprosiny przez mężczyzn posądzonych o zachowania seksistowskie? Opamiętajcie się!” – apelował. Komentował również tekst Marty Rawłuszko, gorący manifest potępiający „troskę o kariery sprawców”: „pełnowartościowych ludzi. Mimo to każdy zarzut o pedofilię powinien być weryfikowany. Były historie oskarżeń, przez które niszczono osądzonemu życie, a potem okazywał się niewinny. W tekście co najmniej w kilku miejscach przyjęte jest założenie, że Dymek jest winny zarzucanych mu czynów. A tego nie możemy być pewni, zaś oskarżony przedstawia argumenty na rzecz tezy, że tekst w „Codzienniku” opierał się na kłamstwach. Autorka uważa, że to skandal. Jednocześnie autorka kwestionuje sensowność śledztw dziennikarskich i postępowań prokuratury. Rozumiem więc, że zostają oskarżenia, którym mamy zawsze z zasady wierzyć i z góry wydawać wyroki. Tu nie chodzi o rządy kolesi, tylko o weryfikację poważnych oskarżeń. W krajach zachodnich #metoo dotyczy zmian systemowych, mówi się o uwrażliwianiu na przemoc seksualną sędziów, policjantów, prokuratorów, prowadzone są kampanie społeczne, czym jest przemoc seksualna i jak jej przeciwdziałać. W Szwecji nazwiska są wymieniane bardzo rzadko i dopiero w wyniku śledztw prokuratury często powiązanych ze śledztwami dziennikarskimi, a zarazem jest to kraj, gdzie seksizm jest traktowany bardzo poważnie. Nie wiem, w jaki sposób rzucane na ślepo oskarżenia miałyby przysłużyć się sprawie. Myślę, że raczej mogą jej zaszkodzić”.
Inni komentujący zwracali uwagę, że lekceważenie domniemania niewinności prowadzić będzie do swoistego „ziobryzmu”, w którym oskarżenia można było rzucać w eter (vide: „ten pan już nigdy nikogo nie zabije”), a pod rządami PiS każda kobieta, która poroni, może zacząć ponosić konsekwencje jak za zabójstwo. Jednak większość głosów jednoznacznie popiera list – i wzywa do swoistego linczu, choć woli nazywać to „ponoszeniem konsekwencji” i „ostracyzmem społecznym”.
Na portalu znalazł się jeszcze jeden wpis zaprzyjaźnionego prawnika, mówiący o tym, że „domniemanie niewinności jest fikcją prawną stworzoną na użytek procesu karnego. Nie jest parasolem chroniącym sprawców czynów uważanych za naganne przed sankcją środowiskową czy infamią”. To oczywiście prawda. Ale należy chronić się również przed fałszywymi oskarżeniami. Ich procent jest statystycznie niewielki, ale nie zerowy.
Drugi list do Koryntian
Dlatego wkrótce powstał list konkurencyjny – podpisany m.in. przez Piotra Szumlewicza, Adama Leszczyńskiego, Witolda Jurasza, Katarzynę Tubylewicz, Agatę Bielik-Robson, Jakuba Majmurka, Katarzynę Szymielewicz z Fundacji Panoptykon, Adama Ostolskiego, Jacka Poniedziałka.
„Bezwarunkowe wsparcie dla ofiar przemocy nie może jednak oznaczać zgody na stosowanie mechanizmów publicznego linczu oraz odbierania oskarżonym prawa do obrony. Tego rodzaju zachowania są sprzeczne z podstawowymi wartościami społeczeństwa demokratycznego, o które z zaangażowaniem walczymy w innych sferach życia publicznego. Nie zgadzamy się, aby domniemanie niewinności, prawo do obrony i prawo do sprawiedliwego procesu ulegały zawieszeniu w jakimkolwiek kontekście. Bezpieczeństwo nas wszystkich, obywatelek i obywateli, zależy od tego, czy wymienione zasady będą przestrzegane w każdej sytuacji. Nie pozwólmy, aby język nienawiści, który zwalczamy od lat, a który jako użyteczne narzędzie polityczne powoduje od jakiegoś czasu realne narastanie przestępstw z nienawiści w Polsce, zawładnął także naszymi artykułami, postami i wypowiedziami. Czy naprawdę chcemy żyć w kraju, w którym publiczne oskarżenie wypowiedziane w mediach i niepoprzedzone rzetelnym śledztwem dziennikarskim pociąga za sobą zbiorowe przekonanie o winie i staje się w oczach opinii publicznej oraz innych mediów automatycznie wyrokiem, za którym idą konsekwencje publiczne i zawodowe dla osoby oskarżonej?
Musimy umieć kierować się naraz dwiema refleksjami: jedną, która głosi, że zawsze trzeba stać po stronie ofiar i umieć ich z szacunkiem wysłuchać, i drugą – o podstawowym znaczeniu konstytucyjnej zasady domniemania niewinności osoby oskarżonej (art. 42 Konstytucji RP). Mamy nadzieję, że akcja #metoo wywoła w Polsce pozytywną rewolucję” – piszą autorzy.
Od siebie
Sprawa „Papierowych feministów” bardzo mną wstrząsnęła. Jak najbardziej solidaryzuję się i stoję po stronie ofiar przemocy seksualnej. Nie chcę odbierać im prawa głosu, nie chcę być częścią machiny tuszującej przestępstwa. Jednocześnie mam bardzo silne przeświadczenie, że każdemu należy się prawo do obrony – niezależnie od tego, której ze stron sporu wierzę czy kibicuję.
Uważam, że akcja #metoo niesie za sobą potencjał emancypacyjny. Ale nie chcę żyć w kraju, gdzie sam fakt oskarżenia (o cokolwiek) implikuje zniszczenie człowieka. Bo kiedy rozmontujemy domniemanie niewinności, to odbije się to na nas wszystkich, a na kobietach – wprzęgniętych w prorodzinną inżynierię PiS – przede wszystkim.
Mam marzenie: że pewnego dnia uda nam się stworzyć systemowe procedury, poprzedzone edukacyjną kampanią – dla młodzieży, kobiet, organów ścigania. Aby żadna z nas nie bała i nie wstydziła się reagować od razu, zgłaszać przestępstw. Aby nasze otoczenie rozpoznawało oznaki molestowania i również przeciwstawiało im się w zdecydowany sposób. Uważam, że to najpilniejsze zadanie domowe, które środowiska kobiece powinny odrobi po #metoo.