Działacze społeczni apelują do prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego o przerwanie prac nad nowym Prawem łowieckim.
Jak informują aktywiści Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot oraz stowarzyszenia Akcja Demokracja, przygotowana przez ministra ochrony (sic!) środowiska, Jana Szyszkę nowelizacja Prawa łowieckiego daje nadzwyczajne uprawnienia myśliwym. W ich ocenie, proponowane zmiany stoją w sprzeczności z tym, czym powinien zajmować się resort, którego misją jest wszak stanie na straży środowiska naturalnego. Co więcej, może też prowadzić do poważnych konfliktów społecznych i zagrażać nie tylko zwierzętom, ale również ludziom – szczególnie mieszkańcom okolic, gdzie organizuje się polowania. Apel ten wsparła też koalicja „Niech Żyją” oraz organizacja Eko Unia.
Minister „środowiska” myśliwych
Ekolodzy przypominają, że minister Szyszko sam od lat chodzi z flintą po lasach i strzela „do wszystkiego, co się rusza”. Niejako naturalnie więc bliższe są mu tradycje myśliwskie, oraz „potrzeby” tego środowiska niż misja ochrony zwierząt. Myśliwi, to potężne lobby. Wiemy skąd inąd, że pan Szyszko przy okazji każdych wyborów mógł i może liczyć na ich głosy. Organizują mu więc kampanię i głosy „koledzy po flincie” – z PiS, PO i SLD, bez różnicy. Siłą rzeczy – nie po to go sobie wybierają, żeby teraz on, jako minister, czynił im szkodę w interesach, niczym dziki w kukurydzy. On to dobrze rozumie, a jak wiadomo dobrze rozumiane wspólne interesy są podstawą każdej symbiozy.
Ekolodzy krzyczą, że proponowana ustawa nie tylko nie cywilizuje zasad przeprowadzania polowań, ale wręcz pogorszy sytuację zwierząt, grożąc równowadze ekologicznej. Właśnie jesteśmy świadkami ich kolejnej batalii z „prawem Szyszki”, której ceną jest życie dziesięciu żubrów z Puszczy Boreckiej. Pod pretekstem grożącej rzekomo stadu gruźlicy wydano zgodę na ich – w języku panów myśliwych: odstrzał, a w języku ekologów: zabicie. Strzał do żubra może podobno kosztować nawet do 80 tys. zł. Są tacy, których na to stać. Na taki strzał i na dodatkowe wydatki rzecz jasna – przecież leśnicy, też muszą mieć jakieś „obrywy”. Wspólny bigos po polowaniu, „po kielichu” (przecież bigos inaczej nie smakuje), noclegi w leśniczówce, całodzienne wyżywienie – to stałe punkty myśliwskiego rytuału – a to samo się nie robi. No i kosztuje… Ale, przy ognisku, w kniei rodzą się przyjaźnie i znajomości. Przez długie lata wszyscy mają co wspominać, wszystkim uczestnikom polowania jest miło i przyjemnie. Poza zabitą zwierzyną oczywiście, bo jej akurat jest już wszystko jedno.
– Od kilkudziesięciu lat w niemal wszystkich cywilizowanych krajach na świecie dąży się do minimalizowania ingerencji i eksploatacji przyrody przez człowieka. Każdy z nas w ostatnim czasie już niemal na co dzień odczuwa skutki rozwoju cywilizacji, odbywającego się kosztem środowiska naturalnego – mówi nam jeden z działaczy ekologicznych.
– Mam na myśli zmiany klimatu, które są odczuwalne na całym globie, ponieważ zniszczenia środowiska, do których przyczynia się człowiek nie mają granic. Zachwianie całego ekosystemu, to nasza sprawka. Ludzi. Nas – Polaków też. Swoje dokładamy matce-ziemi uparcie inwestując w energetyką oparta na węglu, wytwarzającą oprócz prądu najwięcej CO2. Ekolodzy nie zapomnieli ministrowi Szyszce niczego, bo jest to minister, który od lat zajmuje się zaprzeczaniem istocie swego urzędu. Nie chodzi im tylko o jego najświeższy „wybryk” – wspomniane rozszerzenie uprawnień dla myśliwych, ale także o inne kontrowersyjne pomysły i decyzje tego ministra. Takie jak na przykład pozwolenie na zwiększoną wycinkę drzew w parkach narodowych (Białowieża!), czy też – za poprzedniego rządu PiS (2005-2007) decyzja o budowie obwodnicy Augustowa przez Dolinę Rospudy, będącej częścią Europejskiej Sieci Ekologicznej „Natura 2000”. Już 10 lat temu minister Szyszko naraził się ekologom nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, wywołując tą decyzją masowe protesty przeciwko niszczeniu tego specjalnego obszaru.
Ograniczenie praw obywatelskich
W walkę przeciwko kontrowersyjnej zmianie Prawa łowieckiego zaangażowali się nie tylko ekolodzy, ale również obrońcy praw człowieka oraz lewicowi aktywiści. Zwiększenie uprawnień myśliwych może bowiem zagrozić nie tylko zwierzętom (zwłaszcza tym, które obecnie objęte są ochroną), ale również ograniczyć prawa obywateli do korzystania m.in. z lasów, których większość wciąż jest dobrem wspólnym. Krytycy Szyszki uważają, że nowe Prawo łowieckie zostało napisane pod dyktando lobby myśliwskiego. Dlatego od kilku miesięcy obrońcy praw zwierząt zbierają podpisy poparcia pod petycją adresowaną do lidera partii rządzącej, Jarosława Kaczyńskiego. Odwołują się do słynnej miłości prezesa wszystkich prezesów do zwierząt. Osobliwie do kotów, ale to tylko powinno wzmocnić determinację pana Kaczyńskiego do ich obrony. Ileż to razy ten i ów „myśliwy” nudząc się między polowaniami strzelił sobie do kota? Żeby z wprawy nie wyjść… No, tak, jednak najpierw, zanim ta petycja trafi na biurko pana prezesa, musi trafić do posłów. Żeby tak się stało, musi się pod nią podpisać co najmniej 100 tys. obywateli. Na razie udało się zebrać połowę.
Petycję przeciwko zmianom Prawa łowieckiego według pomysłu ministra środowiska można podpisać m. in. na stronie stowarzyszenia Akcja Demokracja: https://dzialaj.akcjademokracja.pl/campaigns/nie-dla-rzeczpospolitej-mysliwskiej?utm_campaign=stronaglowna&utm_medium=strona&utm_source=akcja oraz na stronie Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot: http://petycja.pracownia.org.pl/petycja/nie-dla-rzeczpospolitej-mysliwskiej
Barbarzyństwo
Przeciwnicy nowelizacji Prawa łowieckiego oceniają, że nowa lista zwierząt łownych, która ma być stworzona na podstawie propozycji ministra Szyszki, zamiast skupiać się na ochronie narodowych zasobów przyrodniczych, będzie przede wszystkim uwzględniać marzenia panów w kapeluszach z piórkiem. Co więcej, będzie ono preferowało ich zamiłowanie do strzelania kosztem praw właścicieli nieruchomości. Rolnicy na przykład nie będą mogli sprzeciwić się polowaniu na ich własnej ziemi.
Z kolei zwykłych obywateli dotknie ograniczenie prawa do swobodnego korzystania z lasów, łąk oraz jezior, które są własnością społeczną.
Nowe „prawo” przewiduje również utrzymanie zgody na uczestnictwo dzieci w polowaniach oraz na organizowanie polowań zbiorowych, które już dawno zostały uznane za barbarzyństwo, bo są to polowania organizowane dla rozrywki. Udział dzieci w polowaniu, na przykład poprzez angażowanie ich do „nagonki” też jest zresztą barbarzyństwem, tylko, że takie miary nie mieszczą się w kanonie myśliwsko-szyszczańskich obyczajów.
„Proponowana nowelizacja jest wyrazem arogancji i pogardy wobec interesów społecznych i przyrodniczych. Dlatego liczymy na pomoc Pana [Kaczyńskiego – przyp. M.O.] i apelujemy o wstrzymanie prac nad projektem ustawy” – napisali ekolodzy do „ojca narodu”.
KOMENTARZ
Działania ministra Jana Szyszko nie od dziś budzą kontrowersje. Obrońcy praw zwierząt oraz ekolodzy od dawna alarmują, że osoba o takich poglądach, przeszłości i powiązaniach nie powinna stać na czele resortu, którego celem jest ochrona przyrody. Nieprzypadkowo też minister Szyszko jest jednym z najbardziej niepopularnych ministrów obecnego rządu, i to przy dużej „konkurencji” na tym polu.
Traktowanie polowań – zwłaszcza zbiorowych – jako rozrywki i części „tradycji narodowej” ma nawiązywać do obyczajów znanych nie tylko z okresu Polski szlacheckiej, ale i tej międzywojennej, gdy były one przywilejem wyższych klas społecznych. Pod tym względem owe „tradycje” nie tylko uderzają w prawa zwierząt i są zagrożeniem dla środowiska naturalnego, ale mają również charakter klasowy. Tego rodzaju „rozrywki” przypisane były bowiem elitom, które spędzając w ten sposób wolny, demonstrowały jednocześnie swoją władzę i wyższość wobec niższych warstw społecznych. Ówczesne prawo nie pozwalało wszak swobodnie korzystać z lasów czy jezior należących do ich prywatnych właścicieli. Zasady te zmieniły się w okresie Polski Ludowej, kiedy uznano, iż dobra naturalne są własnością całego narodu zaś myśliwi i leśnicy mieli już nie tylko przywileje, ale również obowiązek dbałości o środowisko naturalne. Tymczasem minister Szyszko, powołując się na „tradycję narodową”, chce powrotu do czasów II Rzeczpospolitej, która również pod tym względem wykluczała znaczną część społeczeństwa z prawa do korzystania z dobra wspólnego, jakim jest przyroda. Jest to więc nie tylko wyraz pogardy wobec praw zwierząt i środowiska naturalnego, ale i wobec większości społeczeństwa, któremu odbudowujące się w ramach kapitalizmu „nowe elity” chcą pokazać jego miejsce w szeregu.
Warto więc przy okazji przypomnieć panu Szyszce i wszystkim jego przyjaciołom „po lufie”, że symbolem współczesnej klasy myśliwskiej są gumofilce – podstawowe obuwie chłopa i robotnika rolnego… Dlatego tak często, poza cholewy owych gumofilców, tej nowej – pożal się boże – elicie, słoma na wierzch wychodzi kępami.