Na spotkaniu w Żaganiu prezydent Duda powiedział, że jak jakieś elity będą nastawać na program 500+ i podnosić jazgot to dobry lud przyjedzie do Warszawy i zrobi z nimi (elitami) porządek. Można się domyślać jaki.
Akurat na ten program nikt nie nastaje, więc przykład był zupełnie chybiony. Nie po raz pierwszy prezydent pokazuje swoje nie prezydenckie, ale wyłącznie pisowskie, oblicze. Swego czasu powiedział, że odsunięci od władzy zanoszą modły o treści ”Ojczyznę dojną racz nam zwrócić Panie”. Potem tłumaczył się z tej wulgarnej wypowiedzi.
Kiedy zatem prezydent jest sobą? Kiedy jest Doktorem Jekyllem, a kiedy Mister Hyde’m z powieści Stevensona? W oficjalnych wystąpieniach, kiedy ma napisane przemówienie i czyta je przed kamerą z telepromptera, w którym nawołuje do jedności społeczeństwa, czy na spontanicznych wiecach gdzie ubliża większości obywateli? Gdyby w Żaganiu taką retorykę stosował związkowiec Duda, a nie prezydent Duda, można by to zrozumieć, ale prezydent jeżdżący po kraju i szczujący na siebie ludzi? To wygląda i brzmi fatalnie.
Więc który prezydent jest prawdziwy? Ten w przygotowanych uprzednio oficjalnych wystąpieniach czy ten wiecowy, przemawiający bez kartki i samonakręcający się, lżący obywateli swojego kraju. Moim zdaniem prezydent w tych wiecowych wystąpieniach pokazuje swoje prawdziwe jestestwo. Nikt go tutaj nie kontroluje, nikt niczego mu nie napisał i niczego nie wycina z wystąpień. Krzycząc do obywateli (czy może na nich) pokazuje, że nie lubi ludzi i jest tylko jednym z aktywistów PiS-u. I to wcale nie najważniejszym.