W ostatni czwartek przegrałyśmy kolejną potyczkę o aborcję. Sejm odrzucił obywatelski projekt „Legalna aborcja. Bez kompromisów”, mimo że PiS przecież wielokrotnie obiecywał nie odrzucać obywatelskich inicjatyw w pierwszym czytaniu.
Oczywiście taki rozwój sytuacji nie dziwi – trudno byłoby oczekiwać zalegalizowania aborcji przez rząd, który zgotował kobietom piekło. W tej sprawie istotniejsze są dwie inne kwestie: głosowanie opozycji i sam proces walki o legalną aborcję.
Zaufajmy kobietom, ale jednak nie tak całkowicie
Projekt był dziełem między innymi posłanek Lewicy, więc trudno się dziwić, że cały klub głosował zgodnie przeciw odrzuceniu. Projekt poparło też całe koło PPS. Tu nie było zaskoczenia.
Więcej uwagi warto poświęcić Koalicji Obywatelskiej, która wyraźnie się w tej kwestii miota. Zieloni byli częścią komitetu projektu, więc naturalnie głosowali za. Tak samo za opowiedział się .Nowoczesna oraz Inicjatywa Polska, której twarzą jest Barbara Nowacka, choć sama liderka kręciła nosem na niektóre zapisy projektu.
A co z Platformą Obywatelską? Zdaje się, że i ona przez ostatnie lata wykonała w tej kwestii zwrot w lewo i odeszła od wspieranego bardzo długo „kompromisu”. To prawdopodobnie zasługa młodych, progresywnych polityczek, takich jak choćby Aleksandra Gajewska. Problem w tym, że one nie stanowią większości w PO.
Kilka tygodni temu Donald Tusk zadeklarował, że po wygraniu wyborów przez PO, partia ta wprowadzi dostępność aborcji do 12. tygodnia. Zapomniał chyba jednak skonsultować to ze swoimi politykami – na przykład z Małgorzatą Kidawą-Błońską, która jeszcze niedawno mówiła RMF FM, że „Platforma Obywatelska cały czas uważa, że aborcja jest złem”. Albo z Pawłem Poncyljuszem, któremu „bliżej do Korwina niż do partii Razem”. Albo z Borysem Budką, który „jest przeciwnikiem aborcji na życzenie”. To nie są szeregowi politycy Platformy, tylko jej twarze.
Trudno więc się dziwić, że stanowisko KO w tej sprawie nie budzi zaufania. Tusk w czwartek pojawił się w Sejmie, żeby dopilnować tego, jak jego politycy będą głosować. Prawie się udało – wprost wyłamała się jedynie Joanna Fabisiak, która była za odrzuceniem projektu. Pięciu innych posłów KO – w tym między innymi Paweł Poncyljusz – nie wzięło udziału w głosowaniu.
PO: aborcja po konsultacji z psychologiem?
Propozycja Koalicji Obywatelskiej – zaproponowana rok temu w ramach „Pakietu Praw Kobiet” – to prawo do przerwania ciąży dla każdej kobiety „znajdującej się w wyjątkowo trudnej sytuacji osobistej” i „po konsultacji z psychologiem i lekarzem”.
Jak zdefiniować trudną sytuację osobistą? Wyjaśnień brak, ale można się domyślać, że jest to inspiracja ustawą z okresu PRL, która zawierała podobny zapis. By spełnić ten warunek, wystarczała deklaracja kobiety, że faktycznie jest sytuacja życiowa nie pozwala jej na urodzenie dziecka. Był to więc zapis de facto fikcyjny. A jeśli fikcyjny, to po co go powielać w 2022 roku? Po co oczekiwać od kobiet fałszywych deklaracji? Niestety, Platforma Obywatelska wciąż nie potrafi zaakceptować faktu, że powodem do aborcji nie musi być „trudna sytuacja życiowa”, a po prostu niechęć do bycia w ciąży, czy też bycia matką.
Zapis o konsultacji z psychologiem to z kolei pokłosie myślenia o aborcji jak o traumatycznej, trudnej decyzji – mimo że według licznych badań wcale taką nie jest – a o kobiecie jak o osobie niesamodzielnej i nieświadomej konsekwencji własnych działań. Zdecydowana większość kobiet podejmuje decyzję o aborcji bez trudu, bez wątpliwości, a po zabiegu czuje ulgę. Jedynym, co dostarcza negatywnych emocji, jest proces prowadzący do przerwania ciąży w kraju, w którym aborcja jest zakazana. To stąd bierze się strach i wątpliwości – nie z samego zabiegu.
Oczywiście konsultacja z psychologiem powinna być możliwa, tak jak powinna być możliwa zawsze, kiedy osoba tego oczekuje. Ale kiedy w grę wchodzi czas – a w przypadku dostępności aborcji do 12. tygodnia ciąży ten czas jest kluczowy – kilka dni oczekiwania na konsultację to tylko dodatkowy stres.
No i warto zauważyć, że nikt nie wymaga od nas konsultacji z psychologiem, kiedy decydujemy się na przykład na usunięcie ósemki. Dlaczego w przypadku aborcji, czyli standardowego zabiegu medycznego, miałoby być inaczej?
Polska 2050: obywatelski panel i referendum o aborcji
Polskę 2050 również podzielił temat aborcji, gdzie dwójka z ośmiu posłów zagłosowało za odrzuceniem projektu. Posłanka Joanna Mucha nawoływała z mównicy do powrotu do „kompromisu”, a następnie do zorganizowania rocznego panelu obywatelskiego, który przygotowałby pytania do referendum.
Posłowie i posłanki Polski 2050 to bardzo różnorodna grupa, trudno się więc dziwić, że nie potrafią wyrazić jednolitego stanowiska. Szkoda tylko, że zamiast tego wolą, by o ciałach i życiach kobiet decydowali wszyscy, tylko nie one same. Jest coś absurdalnego w przekonaniu, że na temat tego, czy Karolina z Krakowa może przerwać ciążę i dalej wychowywać trójkę dzieci, powinien wypowiadać się na przykład 19-letni Paweł ze Szczecina – a nie ona sama.
To nie wynik głosowania jest tu kluczowy
Tyle, jeśli chodzi o „progresywne” siły w polskim Parlamencie. Niewiele zaskoczeń (może poza głosem ex-posłanki Lewicy, Moniki Pawłowskiej, która jako jedyna w klubie PiS sprzeciwiła się odrzuceniu projektu), choć rozczarowanie nie było przez to mniejsze. Ale przecież nie o wyniki głosowania tu chodziło.
Kluczowy był sam proces i fakt, że przez ostatnie miesiące na ulicach Polski regularnie stały aktywistki i aktywiści, którzy mówili o aborcji. Kluczowe było to, że Natalia Broniarczyk mogła z mównicy sejmowej opowiedzieć o tym, jak wygląda aborcja farmakologiczna. Kluczowe było to, że według badań już ⅔ Polek i Polaków popierają prawo do aborcji. W społeczeństwie, które przez ponad 25 lat było karmione antyaborcyjną propagandą, jest to spory sukces.
Kluczowa była każda rozmowa, każda przekonana osoba, każda wzmianka w mediach, każdy aborcyjny coming-out. Kluczowe było przerwanie kręgu wstydu i pokazanie, że przerywanie ciąży to część naszego życia, a nie tabu, o którym trzeba bać się mówić głośno. Kluczowe było odebranie skrajnej prawicy monopolu na mówienie o aborcji i przekonanie młodych kobiet – wszędzie, nie tylko w dużych miastach – że nie są same. Prawica odebrała nam nasze prawa, ale my powoli, krok po kroku wyszarpujemy je z powrotem. Na razie, dzięki aktywistkom, przez sieć aborcyjnego wsparcia. Za jakiś czas – w pełni legalnie, przez zmianę prawa. Argentyńskie feministki dziewięć razy składały projekty legalizujące przerywanie ciąży. Dziś aborcja w Argentynie jest legalna do 14. tygodnia. Polki też tego doczekają.