8 listopada 2024

loader

Przewrót

Przed Sejmem odbyła się demonstracja byłych funkcjonariuszy – zarówno pracowników służb mundurowych jak i garniturowych. Tłumek byłych podoficerów, oficerów, a nawet generałów stał luźno wokół trybuny z mówcami. Zgromadzili się na zawołanie Sojuszu Lewicy Demokratycznej – jedynej partii, która ich broniła, broni i zapowiada, że będzie broniła. Sojusz postępuje słusznie z wielu powodów.

Po pierwsze, lewica musi bronić ludzi, których państwo oszukuje, okrada, z którymi zawiera umowę, by jej potem nie dotrzymać. Zebrani zawarli bowiem ze swoim państwem, z Polską, swoistą umowę: spędzą życie na baczność, nie będą liczyć dni ani godzin, jeśli trzeba będzie w obronie państwa i jego obywateli zginąć – zginą. W zamian będą mieli spokojną starość, dach nad głową, możliwość wykształcenia dzieci, pełny garnek, ubranie na grzbiecie. Ich emerytury będą gwarantowane – w zróżnicowanej wszelako wysokości, która będzie uzależniona od wysługi lat, od wykształcenia, od przebiegu służby, ale nie od widzi mi się polityków.
PiS tę umowę podarł. Mówiąc precyzyjnie – dodarł do końca, bo pierwsza drzeć zaczęła Platforma Obywatelska. PiS tylko wyjął naddarty papier z kosza i podarł spisaną na nim umowę z funkcjonariuszami do reszty, wrzeszcząc, że dokonuje sprawiedliwości społeczne. Że niby ubecy nie mogą mieć większej emerytury, niż ich ofiary. Łgarstwo i kant w tym, że ostatni ubecy byli zwalniani ze służby w roku 1956 wraz z likwidacją UB. Ilu może ich jeszcze żyć po 60 latach? I czy dla tych kilku trzeba aż odbierać miskę zupy wdowom po milicjantach?
Tylko PiS stać na coś takiego No, ale PiS ma wydatki. Ofiar komuny z każdym rokiem przybywa, a nie ubywa. Jakby bojowników „Solidarności”, podziemnych drukarzy, miotaczy ulotek, styropianowców, żołnierzy wyklętych, Wallenrodów-Piotrowiczów i im podobnych cwaniaków natura rozmnażała w drodze partenogenezy. Owszem, natura zna gady, które rozmnażają się w ten sposób, ale żeby było ich aż tyle?!
SLD postępuje więc słusznie i moralnie, że głośno upomina się o ofiary ofiar komuny z autonominacji. No i politycznie – w końcu byli funkcjonariusze, to dawny elektorat tej partii, który w pewnym momencie dostał małpiego rozumu i uwierzył, że dla post-solidarnościowych zwycięzców może być poważnym, równoprawnym partnerem. Mało tego – ze wszystkich sił podejmował starania, by na miano takiego partnera zasłużyć. Najczęściej wyrażało się to bezkompromisowym
krytykowaniem lewicy, odcinaniem swych czerwonych ogonków, łojeniem SLD na każdym kroku z wyjątkową bezkompromisowością. Funkcjonariusze z życiorysami sięgającymi PRL z największą ochotą brali na siebie każdą taką robotę i z jeszcze większą ochotą szli do wyborów głosując coraz słabiej na Sojusz, a coraz silniej na całą prawicową menażerię. Dobrze, że teraz wracają do domu, ale jeszcze lepiej, żeby sobie zdali wreszcie sprawę, że poniekąd sami sobie zgotowali ten los. Choćby w ostatnich wyborach wystarczyło nie głosować na PiS, na PO ani na przywódcę partii osobno, tylko na lewicę, a pan Prezes nie miałby większości i mógłby paniom i panom marznącym dziś na powietrzu nagwizdać. Nie wystarczy bez końca wypominać SLD pani Ogórek, warto też nie zapominać o własnych wyborach.
Gdy więc chodziłem między demonstrującymi, gdy słuchałem ich wystąpień, miałem mieszane uczucia. Jestem za i trzymam kciuki, ale głownie z tego powodu, że dobrze życzę Sojuszowi, a więc także życzę im i tego, żeby skutecznie przeprowadzili tę batalię, żeby sprawiedliwości stało się zadość, żeby zasady zwyciężyły, choćby w interesie ludzi nie do końca wobec swych obrońców lojalnych.
Gdy bowiem słuchałem płomiennego wystąpienia jednego z byłych generałów policji, miałem przed oczami Zbyszka Sobotkę, przez tę policję wystawionego na pastwę kieleckiego sądu. Dziś, nawet gdy jedno z policyjnych ogniw nierozerwalnego łańcucha poszlak (który dla sędziego był wystarczającym dowodem dla skazania Sobotki) pękło, Zbyszek i tak jest w pułapce prawnej, która na trwale uwięziła jego życiorys w klatce tego procesu. Bardzo przecież udanego zarówno dla przeciwników Sojuszu, dla kilkorga dziennikarzy pracujących dla swych politycznych sponsorów, jak i dla pewnego policyjnego dostojnika, jak słyszę.
Gdy patrzyłem na wytwornego generała tajnych służb, dziś aktywistę walki w obronie praw byłych funkcjonariuszy, to miałem przed oczami Józka Oleksego uwikłanego przez SB-ecką elitę w aferę Olina. I marna to satysfakcja, że po latach ów półbóg został przepędzony z Sejmu na chodnik przez posłankę Kryśkę, Kryśkę. Gdy bowiem czujna niczym liszka Kryśka, Kryśka dowiedziała się, że spotkanie ma odbyć się w Sali Kolumnowej Sejmu, ryknęła na
Kuchcińskiego: czy ty nie widzisz, że to pucz z tego może być, jak ich do Sejmu wpuścisz? Albo jakoś tak.
W każdym razie, puczem straszyła – osobiście o tym opowiedziała w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl.
Organizatorami niedoszłego mitingu w Sejmie (czyli wedle Kryśki, Kryśki – puczu) byli europosłowie Krystyna Łybacka, Bogusław Liberadzki i Janusz Zemke. I oni mieli by być tymi zamachowcami, autorami jakiegoś zbrojnego przewrotu? Śmiechu warte. Najwyraźniej Kryśce, Kryśce króliki w głowie się zachowują wyjątkowo nieobyczajnie. Ale co to ma wspólnego z puczem? Zwłaszcza Kryśce, Kryśce żaden przewrót nie grozi. Ani zbrojny, ani żaden inny. Choć „w głowie ciągle maj”, choć „chciałaby dusza do raju”, to „ostatnia niedziela” już dawno minęła.

trybuna.info

Poprzedni

Duda o konstytucji

Następny

Zablokowana konferencja