12 listopada 2024

loader

Referendum lewicowego strachu

fot. Władysław Kosiniak-Kamysz / Facebook

Pomysł referendum aborcyjnego, zapowiedziany przez Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza, jest nie tylko najlepszym rozwiązaniem dla obu tych polityków, ale ociera się o mały majstersztyk polityczny. Także dlatego, że reakcja Lewicy (i nie tylko) jest bardzo przewidywalna. I dla osób postronnych świadczyć może o tym, że Lewica, mimo gardłowania o tym, jak to Polacy chcą liberalizacji aborcji, może się po prostu bać referendalnego „sprawdzam”. 

Dla Hołowni i Kosiniaka jakakolwiek reakcja na referendum zawsze będzie korzystna. Owszem, w przypadku, gdyby w referendum się odbyło dzisiaj, raczej jest oczywiste, że aborcja zostałaby zliberalizowana. Niemniej jednak prawdopodobnie byłby to tzw. zgniły kompromis aborcyjny, czyli powrót do stanu sprzed orzeczenia Trybunału Przyłębskiej. Tym samy, co za niespodzianka, to wciąż byłoby najbardziej restrykcyjne prawo w Unii Europejskiej. Byłoby to o tyle zgodne z politycznym planem Hołowni, iż rolą Hołowni jest ratowanie wpływów kościelnych na tyle, na ile tylko się da. On z jednej strony ma więc reformować Kościół, a z drugiej dbać o to, aby te reformy były stosunkowo powierzchownych. Największym problemem dla osób takich jak Hołownia, jest radykalne odcięcie Kościoła do wpływów politycznych. Stąd jego pomysł rozdziału Kościoła od Państwa wygląda na typową zasłonę dymną. Aborcja na żądanie jest więc nie do zaakceptowania. 

Brak zgody dla referendum jest dla nich korzystny

Jeszcze bardziej korzystne byłoby jednak dla Hołowni i Kosiniaka-Kamysza brak zgody na referendum. Obaj politycy mogą wówczas odmówić głosowania w sprawie ustawy aborcyjnej w Sejmie, wskazując na własny projekt referendalny. Mało tego, będą mogli również podkreślać, że w tak ważnej sprawie powinien wypowiedzieć się suweren jako władza najwyższa, zgodnie z resztą z konstytucją. 

To obchodzenie od demokratyczno-konstytucyjnej strony jest, głównie dla Lewicy, dość niebezpieczne. Zwłaszcza że Lewica sama ochoczo w tę pułapkę wpada. Zewsząd bowiem na Lewicy podniosły się głosy, że nie można w referendum  głosować w sprawach praw człowieka oraz że obcy nie będą decydować, o tym co może robić kobieta. Niestety (albo stety) także prawa człowieka zostały przyjęte w ramach pewnego demokratycznego sposobu. A co najważniejsze, wszelka zmiana regulacji, dotyczących aborcji, może odbyć się co do zasady jedynie w ramach demokratycznego głosowania. Po prostu albo decydentem w sprawie konkretnego kształtu prawa do aborcji będzie ktoś obcy, czyli parlamentarzyści, albo decydentem będzie ktoś obcy, czyli obywatele, względnie sądy.  Inaczej się nie da, nawet jeśli Lewica napisze jeszcze 100 000 razy, czego tam się nie poddaje pod głosowanie.

Nagonka kościelna

Pojawia się argument, że referendum nie powinno mieć miejsca, ponieważ będzie ono przedmiotem populizmu i nagonki kościelnej. Głupia sprawa, ale tak samo będzie w przypadku głosowania ustawowego. Dodatkowo Kościół może o wiele skuteczniej wpłynąć na poszczególnych posłów, nie mówiąc o prezydencie Dudzie, szantażując ich że będą przeciwko nim warczeć na ambonie. A dla polityka centroprawicowego głos lokalnego księdza jest o wiele ważniejszy, niż dla ogromnej większości obywateli, którzy po licznych skandali kościelnych, co do zasady księży słuchają się o wiele. Co najważniejsze niezgoda na referendum ze strony zwolenników liberalizacji aborcji sprawia wrażenie, że nie za bardzo ufają oni w możliwość podejmowania decyzji przez społeczeństwo. Stąd już jednak tylko mały krok do zrzucania Lewicy, że uważa wyborców za zbyt ciemnych na samodzielne przemyślenia własnej decyzji i decyzję za nich podejmować powinna poselska elita. A to chyba tak słabo jest lewicowe, prawda? 

Galopujący Major

Poprzedni

No satisfaction

Następny

Prawica na wojnie z rzeczywistością