Pan prezydent Duda popisał się krętactwem w opisie swoich działań. Nie po raz pierwszy zresztą. Pytany w wywiadzie telewizyjnym o jego kontakty z ministrem Macierewiczem powiedział, że może tyle, na ile pozwala mu Konstytucja?!
W rzeczywistości nie ma, w tej kwestii, przełożenia na prezesa Kaczyńskiego i dlatego może niewiele. Kiedy dziennikarz wskazał na przykłady gdzie prezydent wielokrotnie łamał Konstytucję powiedział on, że w jego opinii (prezydenta), Konstytucji nie łamał. I dalej. Kiedy dziennikarz spytał go czy Donald Tusk miał prawo napisać na twitterze to, co napisał prezydent odpowiedział, że jako unijny urzędnik nie może wypowiadać takich ocen.
I następny kwiatek. Na pytanie czy prezydent może ganić, w ulicznej wypowiedzi, ubeckie metody ministra Macierewicza dziennikarz i my usłyszeliśmy odpowiedź, że była to taka „licentia poetica” pana prezydenta. Czyli chlapniecie Tuska było naganne, a prezydent może milić językiem na ulicy bez zastanowienia, że nie wspomnę już o „kwiku świń odrywanych od koryta” . Takich niezborności w całym wywiadzie było znacznie więcej. Oznacza to, że prezydent przystąpił do wywiadu nieprzygotowany. Ale chyba przyczyna jest głębsza. Taki relatywizm w postrzeganiu prawa i obowiązków prawicowej władzy jest teraz normą. Niedawno poseł Sasin na pytanie dziennikarza kiedy PiS sprowadzi wrak Tupolewa do Polski, co wielokrotnie obiecywało, opowiedział, że to wina Platformy, bo przecież istnieje coś takiego jak ciągłość władzy. Ale w przypadku Trybunału Konstytucyjnego nie istnieje, zabierania emerytur też nie istnieje, itp. Nic dodać nic ująć. Oto PiS-owski relatywizm wzmocniony hipokryzją w najlepszym (a raczej najgorszym) wydaniu.