Politycy grają, zupełnie na chłodno, w grę, której celem jest rozkręcenie do czerwoności emocji ludzi. Wprowadzania podziałów i konfliktów nawet w przestrzenie społeczne, gdzie aż prosiłoby się o współpracę. Np. w zakładach pracy, szkołach, a nawet rodzinach.
To w zasadzie truizm. Ale to, co mnie uderza, że spora część publiki zaczyna wchodzić w tę grę niczym kibice. „Kaczyński super w takiej a takiej sprawie wykorzystał lęki, a przecież on w to tak naprawdę nie wierzy, to tylko taka gra”, „Tusk rewelacyjnie zaszachował Kaczyńskiego antyuchodźczymi emocjami”, itd. Rozgrywka niczym na salonie, w którym wszyscy siedzą i oglądają pokerowy pojedynek dżentelmenów.
Tymczasem z tymi „wspaniałymi” posunięciami są cierpienia konkretnych ludzi. Nie pionków na szachownicy, nie postaci z gry z pięcioma życiami, ale żywych ludzi. Jeśli się rozkręca emocje, to trzeba też wziąć odpowiedzialność za skutki. A skutki są takie, że ktoś kogoś pobije, gdzieś ktoś umrze na drutach w lesie, itd.
Ktoś mówi mi, że partie grają o władzę, więc muszą tak robić. Czyli w zasadzie przejmować język i politykę przeciwnika. Innymi słowy, żeby wygrać, trzeba przejść na jego stronę. Wspaniała strategia. Z perspektywy polityka, którego jedynym, nadrzędnym celem jest dorwać się do koryta. Przecież nie te bzdury o „dobru wspólnym”.
Gdyby te cudowne wzniosłe pojęcia traktowali poważnie, rozwinęliby inną opowieść. Zamiast skierować uwagę społeczną na coś bardziej sensownego, nakręcają coraz bardziej spiralę paranoi, „kontroli granic”, kontroli społecznej i podejrzliwości.
Mamy całkiem realne problemy w kraju i na świecie, warte rozwiązania i wokół których powinniśmy się gromadzić. Zamiast tego politycy nakręcają nas do pogoni za nieistniejącymi zagrożeniami, nie rozwiązując tych, które nas tu i teraz otaczają. Mieszkalnictwo, wciąż nierozwiązany problem uśmieciowienia pracy, problemy z zaufaniem wzajemnym i samoorganizacją, kryzys klimatyczny, który tego lata już widać, że stanie się szczególnie wyraźny, itd. Wpiszcie tu inne, rozliczne kwestie, które naprawdę nas na co dzień, tu i teraz, dotykają, albo mogą w końcu nas nawet zmieść z planszy.
Przykładowo jeśli kryzys klimatyczny będzie dalej rozkręcał się tak, jak się rozkręca, to obecna migracja będzie tylko małym strumyczkiem. I nie będzie dość wysokiego płotu, który by ją zatrzymał, ponieważ migracje są najbardziej pierwotną częścią historii człowieka i zawsze znajdzie sposób na obejście przeszkody, muru, płotu czy morza. Ale kto by się tym przejmował? Przecież nie te pajace u władzy. A, że kryzys się rozkręca to widać. Znowu mamy pobity kolejny rekord temperatur globalnych. I ludzie, zdaje się, już się do tego przyzwyczajają. Ot, kolejna cyferka na liczniku katastrofy.
Tymczasem będziemy żyć od jednej medialno-politycznej histerii do innej medialnej histerii. Niektórzy będą się temu poddawać, inni analizować „na chłodno” kolejne „wspaniałe posunięcia szachowe” naszych arcymistrzów manipulacji i oklaskiwać swoich faworytów. Ale efekt będzie taki, że większość nie będzie zajmować się tym, czym zająć się trzeba. Będzie istnieć życiem zastępczym, polityczną pulpą wytwarzaną przez sztaby dominujących konglomeratów polityczno-gospodarczych.
I tak dojedziemy aż do napisów końcowych.
wolnelewo.pl