8 listopada 2024

loader

Rząd odwraca się plecami

fot. razem

Rząd odwraca się plecami od swoich własnych pracowników – podkreślali w sobotę we Wrocławiu posłowie Lewicy Adrian Zandberg i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Apelowali, aby na najbliższym posiedzeniu Sejmu poddany został pod głosowanie projekt Lewicy o 20-procentowej podwyżce płac w budżetówce.

Podczas konferencji prasowej we Wrocławiu, która poprzedziła pikietę OPZZ w sprawie podwyżek dla budżetówki, posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreślała, że rząd odwraca się plecami do pracowników sfery budżetowej i nie chce usiąść z nimi do stołu, żeby rozmawiać o podniesieniu ich płac.

„Płac, które od lat są zamrożone, płac, których nie rusza ani 15-procentowa inflacja, ani galopująca drożyzna, ani kryzys energetyczny wywołany wojną w Ukrainie” – wskazała.

Zwróciła uwagę, że rząd, który odwraca się plecami od swoich własnych pracowników, działa w sposób antypolski.

„Prawdziwy patriotyzm to szacunek dla tych, którzy każdego dnia wstają rano, wychodzą do pracy i swoim własnym czasem i poświęceniem budują bezpieczeństwo nas wszystkich. Patriotyzm to nie machanie flagą, to nie publikowanie raportów, to nie dopominanie się reparacji czy obrażanie UE i naszych sąsiadów. Patriotyzm to troska o bezpieczeństwo polskich rodzin i troska o tych, którzy to bezpieczeństwo zapewniają” – przekonywała Dziemianowicz-Bąk.

Wskazała, że 20-procentowe podwyżki w sferze budżetowej „można wprowadzić ot, tak”, gdyż w Sejmie czeka projekt złożony w tej sprawie przez klub poselski Lewicy. „Apelujemy do rządu, żeby na najbliższym posiedzeniu Sejmu, ostatnim posiedzeniu przez przerwą wakacyjną, 5 sierpnia, wyjął ustawę Lewicy z zamrażarki, poddał ją pod pilne głosowanie tak, żeby już jesienią pracownicy i pracownice sfery budżetowej mogli pracować za godne płace” – podkreślała.

Lider partii Razem, poseł Lewicy Adrian Zandberg przekonywał, że pracownicy budżetówki muszą zacząć w Polsce w końcu godnie zarabiać, bo inaczej „rozsypie nam się państwo”.

„Nie może być tak, że ktoś, kto pracuje dla polskiego państwa, zastanawia się, czy mu w kolejnym miesiącu wystarczy na czynsz, czy ma zapłacić rachunki, czy ma zapłacić za leki. To jest postawione na głowie i to jest tak naprawdę obraźliwe dla polskiego państwa, żeby w taki sposób traktowało ludzi, na których pracy się opiera” – stwierdził.

Jak mówił, pieniądze na podwyżki dla sfery budżetowej są. „Rząd ostatnio przyznał się, jak wygląda realizacja dochodów budżetowych. Jest z czego spełnić postulaty protestujących pracowników, bo to są rozsądne, rozważne i odpowiedzialne postulaty, oni po prostu chcą tego, żeby ich pensje nie zostały pożarte przez wzrost cen” – dodał.

Zdaniem lidera partii Razem, szczególnie bulwersujące jest to, że rządzący rozważają podniesienie pensji samym sobie, a jednocześnie – jak wskazał – żałują pieniędzy dla ludzi, którzy często zarabiają w okolicach płacy minimalnej. „To jest bezczelność, że prezesi wielkich spółek z udziałem Skarbu Państwa wypłacają sobie sute wynagrodzenia, a dla ludzi, od których zależy działanie polskich szkół, szpitali, urzędów i samorządów mają odpowiedź: nie, wam podwyżek nie damy” – mówił.

Przekonywał też, że silna Lewica w przyszłym parlamencie jest gwarancją tego, że podwyżki dla budżetówki będą naprawdę i że nie będzie się o nich mówiło tylko w kampanii wyborczej.

„Silna Lewica w przyszłym parlamencie to jest gwarancja, że będzie prospołeczna polityka i że o polskich pracownikach, nie tylko o pracownikach budżetówki nowy rząd nie zapomni. Silna Lewica to jest gwarancja, że ucywilizujemy w Polsce rynek pracy i że zaczniemy w końcu płacić godnie polskim pracownikom” – mówił Zandberg.

lhp/pap

Redakcja

Poprzedni

Powstanie, a prawicowa inżynieria społeczna

Następny

Daj małpie zegarek, bananem będzie nakręcała