„Tomasz Kalita odszedł do domu Ojca. Wieczne odpoczywanie racz dać Mu Panie. Módlmy się za Jego duszę i dziękujemy Bogu za Jego życie”
TT – Beata Szydło
„Odszedł (…) Dzielny i dobry Człowiek. Żal ściska serce”.
TT – Andrzej Duda
Mówią, że jego żywiołem była polityka. To prawda, polityką żył 24 godziny na dobę. Był niezastąpiony podczas akcji wyborczych, doskonały dokumentalista, bardzo sprawny, świetnie orientujący się w meandrach sceny SLD-owskiej i ogólnopolskiej.
Rzecznik prasowy idealny – wzbudzał sympatię i szacunek wszystkich plemion dziennikarskich, pośród pól minowych nieprawdopodobnie skłóconego środowiska poruszał się z wdziękiem i bezbłędnie. Wobec swoich lojalny, szczery, uczynny. Nie dane mu jednak było wejść do pierwszej politycznej ligi – mimo prób nie został posłem. Kto go znał, patrząc na dzisiejszych posłów widzi, jak życie polityka potrafi być niesprawiedliwe – wynosi miernoty i gubi brylanty. Tym bardziej mierzi mnie, gdy słucham udawanego współczucia z ust tych, którzy w jednej chwili potrafią przyjąć ustawę ich ustawiającą, a tygodniami nie radzą sobie z ustawami, które są ważne dla innych. Na przykład dla Tomka.
Ja też nie wierzę, że olej z marihuany leczy z raka. Tak samo jak nie wierzę, że sok z buraków leczy z raka wątroby, a pasta budwigowa z raka jelita. Miałem zresztą kolegów tak leczonych. Nie żyją, ale widziałem, ile te specyfiki dały im nadziei i wiary w wyleczenie. To może było nieracjonalne, ale im pomagało – tak bardzo wierzyli w moc cudowną, nieodkrytą buraków i oleju lnianego. Nadzieja zaś niosła ulgę ich duszom i losowi.
Czy to tak trudno jest zrozumieć? Jakim trzeba być bezdusznym bęcwałem, żeby odbierać drugiemu człowiekowi nadzieję, choćby i była ona zbudowana na burakach, lub marihuanie? Jakim prawem jedni pozbawiają innych prawa do nadziei?…
Takim prawem – biskupim. Bp. Marcelo Sánchez Sorrondo, kanclerz Papieskiej Akademii Nauk:
„Próby legalizacji tzw. miękkich narkotyków są koniem trojańskim próbującym wprowadzić na rynek narkotyki ciężkie. Wielkie siły zła, które zajmują się narkotykami, robią to dla zysku, a co za tym idzie, powiązane są z innymi formami niewolnictwa: przymusową pracą, prostytucją, sprzedażą organów, o której też mówiliśmy… Stąd też najważniejsze jest ustalenie przyczyn tego zjawiska, «sił wpływu» i ich powiązań z państwami” – mówił Radiu Watykańskiemu bp Sorrondo.
Sprawa ta jest też również w orbicie zainteresowań papieża Franciszka. Narkotykom poświęca najostrzejsze słowa. Mówi o „komercjalizacji śmierci” i „nowotworze, który pożera”.
W 2014 roku, przemawiając do uczestników międzynarodowej konferencji poświęconej walce z narkotykami, stwierdził jednoznacznie, że narkotyk jest złem, a wobec zła nie można iść na ustępstwa czy kompromisy.
„Legalizacja, choćby częściowa, tak zwanych «miękkich narkotyków» nie tylko jest co najmniej wątpliwa pod względem legislacyjnym, ale także nie przynosi pożądanych efektów” – stwierdził papież, dodając, że stosowanie narkotyków zastępczych nie jest skuteczną terapią, lecz zakamuflowaną formą kapitulacji wobec zjawiska narkomanii: „Po prostu: «nie» dla wszelkiego rodzaju narkotyków”.
To jest źródło i przyczyna, że w Polsce legalizacja medycznej marihuany jest niemożliwa, bo pod tymi akurat słowami Franciszka biskupi polscy podpisują się obydwiema rękami. „Postulat legalizacji marihuany to budzenie fałszywych nadziei na odkrycie prawdziwego sensu istnienia” – to na przykład biskup sosnowiecki Grzegorz Kaszak. Żadne argumenty nie są już potrzebne – „nie” i już!
A że ludzie cierpią, choć mogliby cierpieć mniej?
– Cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi tego nie pojmie dostatecznie, większą niż dar czynienia cudów, bo przez cierpienie dusza Mi oddaje, co ma najdroższego – swą wolę”, to słowa, które podobno od Jezusa usłyszała polska mistyczka, której proces beatyfikacyjny trwa, Rozalia Celakówna.
Według kościelnej doktryny cierpienie nie jest bólem, jest łaską i doświadczeniem, jest jedną z dróg do Boga, a więc do zbawienia wiecznego.
Takie rozumienie cierpienia legło też u podstaw „dzieła” beatyfikowanej w ekstraordynaryjnym trybie Matki Teresy z Kalkuty. Jej Zgromadzenie Misjonarek Miłości przez lata ukrywało miliony dolarów, które miały być przekazane na pomoc cierpiącym i umierającym. Dzięki ich międzynarodowej sławie (o którą Watykan dbał szczególnie) do sióstr napływały regularnie olbrzymie pieniądze od darczyńców z całego świata. Matka Teresa trzymała miliony dolarów na tajnych kontach, podczas gdy w tworzonych przez nią przytułkach panowały skandaliczne warunki. Brakowało w nich pomocy medycznej dla umierających, nie przestrzegano elementarnych zasad higieny.
W tej bulwersującej sprawie głos zabierał m.in. znany profesor teologii i były dominikanin, Tadeusz Bartoś. Jak stwierdził w radiu Tok FM, Zgromadzenie Misjonarek Miłości nie objęło należytą opieką chorych, którymi się zajmowało. Chorzy żyli w skrajnej nędzy, w urągających człowiekowi warunkach sanitarnych, a przytułki były jedynie „domami dla umierających”.
Zachwyt nad cierpieniem, bólem, wpatrywanie się w brud, nędzę, umieranie i dostrzeganie w tym Jezusa to specyficzna duchowość – mówił prof. Bartoś. – To było atrakcyjne, Jan Paweł II brał to bez zastrzeżeń. Przytułki zakładane przez misjonarki miłości trudno nazywać lecznicami. Te siostry nie pomagały chorym i umierającym. Miały tylko być, modlić się, asystować przy umierających. Chcą się napawać swoją dobrocią. Momenty duchowości, które są perwersyjne, narcystyczne. Ja tego nie wymyśliłem, wystarczy poczytać wielkich mistrzów mistyki chrześcijańskiej.
I na koniec: Mamy przekręcony świat. Czcimy i uwielbiamy tych, którzy robią rzeczy na pokaz. A ci, którzy robią konkretne rzeczy, są traktowani jak wyrzutki – ocenił były dominikanin…
Nic Wam to nie przypomina? Z niczym się nie kojarzy? Choćby z ostatnich dni, gdy w Polsce grała najgłośniejsza, najbardziej oryginalna i dobra Orkiestra?
W Polsce PiS-u i biskupów nic ci pierwsi nie zrobią bez przyzwolenia tych drugich.
Na skutek starań Tomka Kality, jego spotkania nawet z prezydentostwem Dudami, w wyniku jego publicznych apeli, projekt odpowiedniej ustawy dopuszczającej do oficjalnego stosowania leczniczej marihuany doczekał się sejmowego procedowania. Już w listopadzie ubiegłego roku miał być obudowany stosownymi opiniami i odesłany z powrotem z podkomisji do komisji zdrowia. I, co? I nic! Szef tej podkomisji, poseł PiS Grzegorz Raczak, tak sam z siebie zgubił kalendarz? Taki odważny?
Namawiam też do przypomnienia sobie (patrz str. 3), co na temat leczniczej marihuany sądzi obecny kierownik resortu zdrowia, pan Radziwiłł. „Nie ma leczniczej marihuany, jest marihuana, po prostu” – to sądzi.
Jeśli więc słyszę, że po śmierci Tomka na pewno Jarosław Kaczyński weźmie tę sprawę w swoje ręce i szybko doprowadzi do oczekiwanego finału, śmiech mnie ogrania. Wiara dziennikarzy głoszących ten domysł (nadzieję, pewność?) graniczy z głupotą jednak.
Na wszelki wypadek przypominam więc, co pan Kaczyński mówił publicznie, na Jasnej Górze, kiedy zabiegał o względy i poparcie biskupów w wyborach parlamentarnych:
„Nie ma Polski bez Kościoła; nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół (…) Zapewniam przy tym, że zarówno prezydent (wówczas prezydent – elekt) Andrzej Duda, jak i kandydatka na premiera Beata Szydło, nie są głusi na głos Polaków oraz wobec tego wszystkiego, czego naucza Kościół i co jest fundamentem naszej wiary i fundamentem polskości”.
Niech chorzy i cierpiący wyzbędą się nadziei. Tej nadziei…