Nie to, żebym o Ukrainie myślał dzień i noc. Niemniej wiadomości o kolejnych starciach na Wschodzie, po ludzku martwią mnie. Za każdym też razem gnębi mnie wtedy myśl – jak tam jest naprawdę? Informacjom podawanym przez media wierzę umiarkowanie, w Polsce bowiem wszystko jest oglądane przez antyrosyjską lupę. Co prawda informacje o „rosyjskim barbarzyństwie” często firmuje sam prezydent Poroszenko, ale używanego samochodu to ja bym od niego nie kupił… Nasi dziennikarze też jakoś przestali tam jeździć.
Natomiast nasza klasa polityczna milczy. A tacy byli w tej Ukrainie zakochani… „Sława” – krzyczeli razem z tłumami. Co prawda nie wszyscy, tylko prawica (lewica wspomagała wcześniejszą, „pomarańczową rewolucję”), ale za to reprezentowane były wszystkie jej odłamy. Pan Kaczyński zapewniał Ukraińców: – Jesteście potrzebni Unii Europejskiej!… Oglądaliśmy i słuchaliśmy też Protasiewicza, Czarneckiego, Hofmana, Lipińskiego, Porębę, Tuska, Komorowskiego, panią Muchę, Kurskiego…
Skandowanie wraz z „Prawym Sektorem” banderowskiego zawołania „Sława Ukrainie”, tego samego, które wznoszono mordując w najokrutniejszy sposób naszych rodaków na Wschodzie, na zawsze zhańbiło polską prawicę. Symbolicznie, w imię antyrosyjskości wyparli się polskości.
Z biegiem lat PiS wycofał się z tego uwielbienia, gdyż elektorat, który dał panu Prezesowi władzę, nie trawi awansów czynionych ukraińskim nacjonalistom.
Kaczyński po raz kolejny okazuje się niegłupi, w przeciwieństwie na przykład do byłego prezydenta Komorowskiego, który z zapałem ugruntowuje opinię o sobie. Świeżym przejawem tej postawy był jego niedawny występ – wespół z byłym premierem Leszkiem Millerem – w telewizji Polsat. Było między innymi właśnie o Ukrainie. Stosunek Millera do tej sprawy jest jednoznaczny i nigdy inny nie był. On uważa, że czczenie zbrodniarzy z OUN-UPA oraz żołnierzy SS Galizien, jednostki uznanej przez Trybunał Norymberski za zbrodniczą, odbywa się za zgodą i przyzwoleniem wszystkich ukraińskich władz, i że to budzi w Polsce jak najgorsze skojarzenia i protest.
Z kolei Bronisław Komorowski stwierdził – jak było, to było, trudno. I zadął oczywiście w anty-rosyjską dudkę: wpływy rosyjskie w Polsce, którym zależy na tym, aby relacje polsko-ukraińskie nie były dobre, są wciąż silne. Trzymał się tego przekonania, jak pijany płotu: – Jeżeli jest jakiś naród walczący o swoją wolność, to jest tendencja, żeby mu więcej wybaczać, bo toczy szlachetną walkę. Wybaczać także niektóre zachowania typowo nacjonalistyczne, bo nacjonalizm zresztą niejedno ma imię…
– Ale tu mówimy o ludobójstwie – przypomniał Miller.
– Ale to było dawno temu – odparł Komorowski…
Dobrze, że pan Komorowski stracił znaczenie i władzę, choć szkoda, że wpadła ona w ręce Kaczyńskiego. Jeden nie zrobił nic, żeby ją utrzymać, drugi zrobi wszystko, żeby ją zatrzymać. O takiej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, mówi się „wpaść z deszczu pod rynnę”…