Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce w wersji Jarosława Gowina.
W V kadencji Senatu RP, w latach 2001-2005, pracowałam nad ustawą o szkolnictwie wyższym w Komisji Nauki, Edukacji i Sportu. Ustawa, uchwalona w 2004 r w czasie rządów SLD i Unii Pracy, tworzyła sprzyjające warunki prawne rozwoju polskich uczelni. Była w pełni akceptowana przez parlamentarzystów wszystkich opcji politycznych i środowiska uczelniane. W 2009 r rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego zmienił tę ustawę podporządkowując rozwiązania prawne idei neoliberalizmu oraz fetyszyzacji rankingów, punktów i grantów. Aktualnie obowiązująca ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym uchwalona przez PO hamuje rozwój szkolnictwa wyższego w Polsce, upolitycznia i ogranicza obiektywne oceny rozwoju naukowego pracowników naukowych. Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że w skutek obowiązywania tej ustawy i podporządkowania logice biznesowej humanistyki i nauk społecznych, nastąpiła zapaść tych dziedzin.
Obowiązująca ustawa musi zostać zmieniona.
Jaka zmiana?
W warunkach obowiązującej ustawy uczelnie nie mają zapewnionych długofalowych warunków finansowania. Muszą zwalniać samodzielnych pracowników z tytułami profesorów i ograniczać zatrudnienie asystentów i adiunktów. Uczelnie nie mają środków finansowych na opłacanie recenzentom honorarium za recenzje wydawnictw i publikacji swoich pracowników. Nauczyciele akademiccy nie mają możliwości finansowych pokrywania kosztów publikacji i udziału w konferencjach naukowych. Uczelnia traktuje aktywność naukową jako prywatny problem pracownika. Liczba punktów zdobyta za opłaconą prywatnie publikację nie zawsze jest odpowiednikiem jej poziomu naukowego. Preferowane punktowo są publikacje w języku angielskim oraz w zagranicznych czasopismach. Nie jest cenione wsparcie naukowe przedsiębiorców przez polskich naukowców oraz przydatność publikacji naukowych dla praktyki gospodarczej w Polsce. Jakość dydaktyki nie jest traktowana priorytetowo. Funkcja wychowawcza uczelni jest zaniedbana i traktowana marginalnie. Pracownicy naukowo-dydaktyczni, aby móc dorobić do niskich pensji, muszą występować do rektora o wyrażenie zgody na pracę na drugim etacie. Od przychylności i subiektywnego kryterium oceny rektora zależy czy pracownik naukowo – dydaktyczny tę zgodę uzyska. Od lat w uczelniach trwa negatywna selekcja kadr ze względu na bardzo niskie płace. Niskie wynagrodzenia nie wystarczają na zakup książek, programów, komputerów, szkolenia. Tylko pasjonaci pracują w uczelniach. Zdolna młodzież poszukuje pracy poza uczelniami lub wyjeżdża zagranicę. Jest to proces o negatywnych skutkach dla naszego kraju i polskiej nauki.
System zarządzania nauką jest przestarzały, rozbudowany, niewydolny i kosztowny. Nie motywuje prowadzenia badań w przedsiębiorstwach o polskiej własności. Polska staje się przepompownią środków unijnych do zagranicznych ośrodków naukowych i beneficjentów rezultatów badań. Obowiązuje zbyt rozbudowana procedura składania i oceny wniosków o finansowanie badań naukowych. Wnioski składane do Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz Narodowego Centrum Nauki, według obowiązujących instrukcji, muszą być przygotowane w języku angielskim, najczęściej na koszt naukowca, autora lub zespół autorski wniosku. Każdy wniosek zawiera oryginalny tytuł, tezy i cele badawcze, przedmiot i zakres badań, metody badawcze, system organizacji i zarządzania badaniami. Jest to cenne know-how autora i uczelni. Z tego powodu cała treść wniosku powinna być chroniona przed konkurencją na rynku naukowym. Istnieją uzasadnione podejrzenia, że pomysły polskich naukowców są realizowane poza uczelnią, z której wywodzi się autor wniosku i wniosek. Recenzje projektów przez polskich naukowców są bardzo nisko opłacane. Uzyskanie przez polskie uczelnie i zespoły, w szczególności regionalne, środków na prowadzenie badań naukowych można porównać do loterii.
Króluje neoliberalna opcja
Pomimo zmiany rządu w 2015 r. nie zerwano ze szkodliwymi praktykami neoliberalnymi stosowanymi w szkolnictwie wyższym i nauce wdrożonymi przez rząd PO i PSL. Projekt ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce przedstawiony w Sejmie przez ministra Szkolnictwa Wyższego i Nauki Jarosława Gowina, wicepremiera w rządzie PIS, nie zmienia tego stanu.
W ustawie zawarto złe rozwiązania w obszarze organizacji i zarządzania uczelniami
Zakłada się demontaż struktur organizacyjnych i funkcji sprawdzonych w historii szkolnictwa wyższego w Polsce. W myśl postanowień ustawy nastąpi obniżanie autonomii decyzyjnej polskich uczelni, obniżanie kryteriów naukowych wyboru na stanowiska rektorów, dyskryminowanie polskich naukowców i ich osiągnięć, niedofinansowanie nauki. Ustawa nie zawiera gwarancji stabilnego finansowania uczelni i badań naukowych. Proponowane rozwiązania doprowadzą do pogłębiania kryzysu polskiego szkolnictwa wyższego i nauki. Faworyzowanie uczelni uznanych za tzw. flagowe zablokuje rozwój regionalnych uczelni, nastąpi dalsza marginalizacja regionalnych ośrodków uniwersyteckich. Jak wynika z ostatniego raportu Polskiej Akademii Nauk dalszy podział na „Polskę A” i „Polskę B” oraz jego utrwalanie zakończy się w niedalekiej przyszłości zapaścią 122 miast. W sposób ukryty ustawa zakłada zróżnicowanie, skonfliktowanie i upolitycznienie środowiska polskich uczelni. To nie jest dobra zmiana, mimo wcześniejszych zapowiedzi. Konieczne jest porzucenie neoliberalnych dogmatów w nauce dotyczących „punktów w systemie”, finansowania badań w uznaniowych i nietransparentnych konkursach i zarządzania uczelnią przez osoby z zewnątrz uczelni. Wobec skrajnego niedofinansowania nauki w Polsce na tle innych państw UE, niezbędne jest także zwiększenie nakładów na badania zgodnie z unijnymi standardami zakładającymi przeznaczenia na ten cel co najmniej 3 proc. PKB.
Ukryte pułapki
Projekt ustawy zakłada powstanie nowego, do końca nieokreślonego, organu zarządzającego uczelnią, mianowicie rady uczelni. Najwięcej obaw wzbudza skład osobowy i funkcje rady uczelni, która będzie decydowała o wyborze rektora uczelni i zarządzała jej działalnością. Zakłada się, że ponad 50 proc. składu rady będzie wywodzić się ze środowisk poza uczelnianych. Rodzi się pytanie kim będą członkowie rady uczelni wybierani ze środowiska zewnętrznego? Jakie będzie kryterium ich wyboru? Być może będą to politycy, którzy nie dostaną się do sejmików i Parlamentu w nowych wyborach w 2018 i 2019 r.
Zgodnie z projektem ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce do nowo powołanego organu zarządzającego – rady uczelni wejdzie od 6 do 8 osób powołanych przez senat uczelni z grona pracowników wraz z przewodniczącym samorządu studenckiego. Zgodnie z ustawą stanowić będą mniej niż 50 proc. składu rady uczelni. Senat wskazywał będzie także interesariuszy, osoby spoza uczelni, wchodzące do rady uczelni. Przewodniczącym rady będzie osoba również pochodząca z zewnątrz. Rada uczelni, wyłaniać będzie dwóch kandydatów na rektora. Kolegium elektorów będzie wybierać rektora z dwóch osób narzuconych przez radę uczelni o mniejszościowym udziale nauczycieli akademickich. W tym układzie sił społeczność uczelniana nie będzie miała żadnego wpływy na wybór kandydatów i rektora uczelni. Senat uczelni, kolegium elektorów, a także pracownicy uczelni są w ustawie traktowani instrumentalnie. Aby móc wprowadzić swoich przedstawicieli, spoza grona pracowników uczelni, ustawowo obniżono wymagania w stosunku do kandydata na rektora. Rektorem może zostać osoba posiadająca stopień naukowy doktora nauk. Założono także uproszczoną, zależną od decyzji rektora, ścieżkę zdobywania tytułów profesora i stopnia doktora habilitowanego. Aby przygotować grunt do realizacji zamierzonego przejęcia uczelni przez partię i biznes, pierwszego rektora na okres roku będzie wskazywać, w trybie administracyjnym minister nauki i szkolnictwa wyższego, nawiązując z wybraną osobą stosunek pracy. Dlaczego minister wyznacza rektora ze swojej listy zamiast z grona społeczności akademickiej? W ten sposób uczelnie obdziera się z prestiżu jaki posiadają przez dziesięciolecia, wolności oraz autonomii decyzyjnej i demokratycznego systemu zarządzania. Jakim partnerem w stosunku do rektora, szanowanego naukowca, profesora zagranicznych uczelni, będzie asygnowany przez ministra, bez dorobku i doświadczenia naukowego, człowiek z zewnątrz uczelni. Dotychczas na stanowisku dziekana i rektora mogły pracować nauczyciele akademiccy posiadający tytuł profesora zwyczajnego i/lub doktora habilitowanego. W projekcie ustawy nie określono kryteriów zawodowych i naukowych w stosunku do osób z zewnątrz uczelni, tj. ponad 51 proc. składu rady uczelni, która może przegłosować każdą decyzję rady i wybrać wskazanego przez nią rektora uczelni.
Koniec autonomii
W projekcie ustawy zakłada się likwidację autonomii decyzyjnej wydziałów, jako podstawowych jednostek organizacyjnych uczelni („Przesunięcie zarządzania z podstawowych jednostek na poziom całej uczelni”). W zamian zaproponowano w ustawie nowy poziom zarządzania w postaci rady uczelni, ciała nie związanego ze społecznością akademicką, ze składem osobowym stanowiącym mniej niż 50 proc. udziału pracowników uczelni i studentów.
Fikcją i propagandowym chwytem jest twierdzenia, że to wspólnota uczelni będzie wybierać władze uczelni i że zachowana zostanie tradycja wolności akademickiej i zrównoważonego rozwoju.
Zgodnie z projektem ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce rada uczelni, a de facto osoby spoza uczelni będzie uchwalać strategię uczelni, sprawować nadzór nad gospodarką finansową, sprawować nadzór nad zarządzaniem uczelnią, wskazywać kandydatów na rektora, opiniować plan rzeczowo – finansowy i sprawozdania z jego wykonania.
Czy osoby z zewnątrz, nie związane z uczelnią, sprawujące swoje funkcje w radzie uczelni z nadania ministra właściwego do spraw nauki i szkolnictwa wyższego będą posiadać odpowiednie kompetencje, prestiż i szacunek społeczności uczelnianej? Czy wezmą na siebie odpowiedzialność, w tym materialną za uczelnie?
Jest to zakamuflowana pięknymi słowami, najprostsza droga prowadząca do upadku uczelni państwowych, a następnie przejęcia ich majątku i funkcji przez sektor prywatny lub/i partyjne organizacje
Brak szacunku dla pracownika
W projekcie ustawy wprowadzono bardzo restrykcyjny system pracy nauczycieli akademickich określając liczbę godzin dydaktycznych. Zaplanowano 540 godz. dla asystenta i osób zatrudnionych na stanowisku równorzędnym, 360 godz. dla innego pracownika dydaktycznego, 240 godz. dla pracownika badawczo – dydaktycznego oraz obowiązek realizacji nadgodzin w wysokości maximum ¼ wymiaru zajęć dydaktycznych. Można zadać pytanie, kiedy pracownicy asystenci i inni pracownicy będą mieć czas na przygotowanie współczesnych, innowacyjnych treści wykładów, ćwiczeń, prezentacji oraz własny rozwój naukowy?
W projekcie ustawy dwa razy zwiększono czas pracy uprawniający nauczyciela akademickiego do płatnego urlopu dla poratowania zdrowia. Łączny czas trwania ograniczono do wymiaru jednego roku w okresie całego zatrudnienia, po 15 latach pracy. Jest to wielka krzywda, którą prawnie chce usankcjonować minister szkolnictwa wyższego i nauki. Wprowadzony zapis jest wyrazem braku szacunku do nauczycieli akademickich i ich ciężkiej, obciążonej chorobami zawodowymi, odpowiedzialnej pracy dydaktycznej, naukowej i wychowawczej. Pracując w warunkach założonych w projekcie ustawy nauczyciele nie dożyją do osiągnięcia 15 letniego stażu pracy. Nie do przyjęcia są bardzo niskie płace, nieadekwatne do posiadanego wykształcenia nauczycieli akademickich.
Co złe – zostało
W projekcie ustawy została zlikwidowana Centralna Komisja Kwalifikacyjna W jej miejsce zostaje wprowadzona Rada Doskonałości Naukowej (RDN). Zmiana dotyczy wyłącznie nazwy, bez zmiany istoty i funkcji oraz zasad działania członków Rady. W ustawie nadal utrzymany jest zapis, że RDN może odmówić wszczęcia postępowania w sprawie nadania tytułu profesora, a od jej decyzji przysługuje zażalenie do składu osobowego tej samej Rady Doskonalenia Nauki, bez ingerencji i kontroli właściwego ministra. Takie odwołanie z góry jest skazane na odmowę. Na postanowienia RDN o odmowie postępowania w sprawie nadania tytułu profesora wnioskodawcy przysługuje zażalenie wyłącznie do tego samego składu RDN. Jest to bezsensowny zapis, który nie zapewnia sprawiedliwej, obiektywnej oceny.
To był i jest zapis korupcjogenny, potencjalnie kreujący kliki osób o niskiej etyce zawodowej i moralności. Jak inaczej można ocenić sytuację, za rządów PO i PSL, kiedy jedna negatywna recenzja na sześć recenzji ogółem, w tym pięć pozytywnych decyduje o odrzuceniu wniosku o nadanie tytułu profesora. Na podkreślenie zasługuję fakt, że wśród 5 pozytywnych recenzji dwie są szczególnie ważne, ponieważ mają status recenzji napisanych przez superrecenzentów wyznaczonych przez CKK. To te recenzje, w przypadku wątpliwości, powinny decydować o pozytywnym głosowaniu nad zażaleniem złożonym do CKK. Opisuję ten nieetyczny mechanizm posiadając wiedzę z własnych doświadczeń. Osobiście zostałam skrzywdzona przez tryb postępowania i decyzję CKK za rządów PO i PSL. W środowisku naukowym jest wiele osób skrzywdzonych z tego powodu. Informowałam o fakcie ministra Jarosława Gowina przesyłając kopie zażalenia adresowaną do CKK z nadzieją, że w trwającej kadencji rządu Prawa i Sprawiedliwości nie będzie dochodzić do tego rodzaju nieprawidłowości. Od 2016 r. nawet nie otrzymałam odpowiedzi. Kiedy działalność Komisji została zawieszona Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie wydało decyzji o powtórnym rozpatrzeniu złożonych zażaleń. Sytuacja może się powtórzyć o ile nie nastąpi zmiana zapisu w projekcie ustawy. Konieczne jest ustawowe wprowadzenie instrumentu kontroli RDN ze strony ministerstwa właściwego do spraw nauki i szkolnictwa wyższego. Nie było zasadne, przyjęte w projekcie ustawy, utajnianie nazwisk recenzentów. Cała procedura nadawania stopni i tytułów naukowych powinna być transparentna, obiektywna, sprawiedliwa i etyczna.
Procedura kontrolna działania Rady Doskonalenia Nauki nie jest zapisana w ustawie. W tym zakresie, w porównaniu do aktualnie obowiązującej ustawy – nic się nie zmieniło. Lobby dawnej Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej okazało się bardzo silne. Właściwie Rada nadal posiada nieograniczoną władzę, bez jakiejkolwiek kontroli jej decyzji przez ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego i nauki.
Awans uznaniowy
Ustawowo obniża się kryteria uzyskiwania stopni naukowych doktora i doktora habilitowanego oraz zatrudniania osób na stanowiska profesorów uczelni. Wprowadzone zostały uznaniowe, a nie obiektywne, kryteria awansu naukowego. Doktor nauk może nabyć uprawnienia doktora habilitowanego w przypadku pracy w innym państwie, kierując zespołami badawczymi. Czyżby doktor nauk, kierując zespołami polskich naukowców i rozwiązując problemy naukowe i gospodarcze w Polsce, nie zasługiwał na to samo wyróżnienie? Dlaczego naukowcy pracujący w Polsce mają być dyskryminowani.
Nie można zatracić czujność słuchając pięknych i porywających propagandowych słów Pana Ministra Jarosława Gowina. Należy przeczytać ustawę – dokładnie, ze zrozumieniem i wyobraźnią skutków zawartych w niej zapisów. „Diabeł tkwi w szczegółach”. Np. stwierdzenie Pana ministra Jarosława Gowina, że „ustawa daje ośrodkom naukowym więcej niezależności: Konstytucja dla nauki zdecydowanie zwiększa autonomię uczelni” jest nieprawdziwe w świetle zapisów ustawowych. Zarządzane przez biznesmenów uczelnie zostaną doprowadzone do upadku a następnie do prywatyzacji ogromnego majątku państwowego. Zostaje zniweczony dorobek wydziałów, jako gospodarzy majątku i środków finansowych. Wydziały zostaną zlikwidowane jakoby w imię integracji dyscyplinarnej uczelni. Jest to bardzo zły pomysł. Uczelnia może się rozwijać jako interdyscyplinarna organizacja bez likwidacji wydziałów. Zamierzona likwidacja wydziałów zmniejszy opór na drodze do liberalizacji i prywatyzacji uczelni.
Należy uszanować apel o zmiany w planie reformy nauki podpisany przez blisko 150 naukowców, pracowników instytucji naukowych i akademickich.
Mam nadzieję, że niezależnie od tego, która partia będzie u steru państwa polskie uczelnie pozostaną autonomiczne. Projekt przedstawiony przez ministra i wicepremiera w rządzie PIS, Jarosława Gowina, bez istotnych zmian, nie powinien zostać przyjęty.