Dlaczego rocznie buduje się kilkaset mieszkań komunalnych, mimo że w kolejkach stoją dziesiątki tysięcy osób? To nie zaniechanie, niewiedza, nieznajomość sytuacji mniej zamożnych osób, ani nawet ideologia. To czysty biznes i zysk dla nielicznych.
Jak spowodować, żeby cena jakiegoś towaru przebiła stratosferę? Tworzysz np. sztuczny niedobór. W przypadku mieszkań dusisz budownictwo publiczne, a to co jest próbujesz za wszelką cenę sprywatyzować, żeby czasem czynsz w mieszkaniach komunalnych za bardzo nie konkurował z czynszem rynkowym, albo ratą kredytu.
Po poprzednim systemie zostało ci jednak setki tysięcy mieszkań komunalnych, spółdzielczych, zakładowych. Więc latami rozdajesz je, sprzedajesz za grosze, nawet z ludźmi w środku (jak w przypadku mieszkań zakładowych, czy reprywatyzowanych komunalnych). Stajesz na głowie, żeby zaorać tę gałąź mieszkaniówki. Im bardziej zaorasz, tym więcej zarobisz na kredytach i najmie ty, twój kolega z partii, twoja koleżanka z banku, twoje dzieci dostaną większy majątek i będą opowiadać swoim dzieciom, jak to doszły samemu do wszystkiego.
Ludziom którym sprzedałeś mieszkania mówisz, że jeśli posiadają jedno, to ich interes jest tożsamy z twoim i powinni popierać niszczenie praw lokatorskich, albo przynajmniej, żeby nie protestowali. Wmawiasz im, że rzekomo z powodu „przywilejów lokatorów” tak trudno coś wynająć. A nie dlatego, że lata temu wpadłeś z kumplami na sprytny pomysł, żeby zaorać mieszkalnictwo komunalne.
Teraz ty i twoi koledzy siedzą w kolejnych administracjach rządowych, samorządowych, we wszystkich partiach i robicie wszystko, blokujecie każdą inicjatywę, która by dążyła do odtworzenia zasobów komunalnych. Opowiadacie bajki o tym, jak to się nie da, nie ma pieniędzy, nie można, że każdy powinien być właścicielem, a najlepiej wprowadzić program dopłat do kredytów. A mieszkalnictwo komunalne to „przeżytek komuny” i jego rozwijanie skończy się gułagiem.