11 grudnia 2024

loader

Sztuka nicnierobienia

Praca czyni wolnym

59928522_766204557113405_2029245023702220800_n

Kiedy jedni w Rzplitej rozważają, czy na wschodnich jej rubieżach nie wprowadzić stanu wyjątkowego w obawie przed szturmującą nas hordą uchodźców, inni, bawiący parędziesiąt kilometrów od Usnarza Górnego dumają, jakby tu odpiłować katolików od koryta. Jednym i drugim nic dobrego z ich poczynań nie wyjdzie. Jednym niestety, drugim zresztą też. Ten się jednak nie myli, który nic nie robi. A wystarczyłoby tak, jak my, lewica i jej psy…

Premier nastaje na prezydenta, żeby wprowadzić stan wyjątkowy, bo jesteśmy w trakcie wojny hybrydowej z Białorusią/Rosją, choć może jeszcze tego nie wiemy. Na razie stan wyjątkowy miałby objąć jedynie sto kilkanaście miejscowości na Podlasiu i Lubelszczyźnie, ale, w miarę postępów najazdu wrażych sił inspirowanych Koranem i Putinem, mógłby być rozszerzony na obszar całego kraju. Naturalnie, najwięcej do powiedzenia w tym temacie miałby wicepremier ds. bezpieczeństwa, a że ten jak na razie czuje się bezpiecznie w swoim żoliborskim Sulejówku, niespecjalnie chce zabierać głos na tematy, które go nie zajmują. I słusznie. Po co męczyć prosty lud wizją rozszarpania narodowej tkanki przez dzikusów z Bliskiego Wschodu. Wystarczy, że inflacja przebija już magiczne 20 proc. i za 500 plus można kupić najwyżej 350. Tak czy inaczej, należy się bacznie przyglądać poczynaniom rządzących, bo przy okazji rozprawy z obrońcami praw ludzkich na białoruskiej granicy, zwykli nie obrońcy mogą być też wzięci pod nóż; stan wyjątkowy, przypomnijmy, ten sam, którego domagano się w niektórych kręgach przy okazji pierwszej fali pandemii, pozwala m.in. na cenzurę prewencyjną, zakaz prowadzenia działalności partii i organizacji społecznych czy zakaz zgromadzeń wszelakich do odwołania. Oczywiście, kiedy się taki stan wprowadza, trzeba się liczyć z pozwami za bezzasadne tegoż stanu stosowanie, do czego ludzie względem państwa-ciemiężcy mają prawo i do czego osobiście zachęcam. Sam zresztą sprawdzę, najprawdopodobniej, stanu owego działanie na samym sobie, bo w przyszłym tygodniu wybieram się na wschód w celach zawodowych, a w ustawie o stanie wyjątkowym zapisano, że na ternach objętym jego władztwem, mogą przebywać wyłącznie osoby zameldowane. Gdybym więc zamilknął w następny piątek, szukajcie mnie dobrzy ludzie, w kazamatach Chełma, Lublina albo w Zakładzie Karnym we Włodawie, sekcja „polityczni”.

W Olsztynie, w trakcie trwania Campusu zorganizowanego przez Rafała Trzaskowskiego i Platformę, S. Nitras palnął głupotę. Tzn. powiedział prawdę, ale użył do tego niewłaściwych środków. Nie dziwota więc, że cała bogobojna część jego partii zatrząsła portkami i odżegnała się od słów kolegi. Należy bowiem Państwu przypominać, że Platforma to cały czas „Nike, która się waha”. Strach przed zajęciem konkretnego stanowiska, jak, nie przymierzając D. Tuska w sprawie małżeństw jednopłciowych, jest tam wszechobecny i totalny, żeby czasem nie wyjść na takich, którzy mają skrystalizowane poglądy. Po co zrażać do siebie niedecydowanych, lepiej hamletyzować na wciąż. Na tym samym Campusie prof. Grodzki zdiagnozował, jak przystało na znanego lekarza, główną chorobę toczącą polską służbę zdrowia, którą jest, jego zdaniem, zbyt duża liczba szpitali. Należy zmniejszyć ich sumę z ponad dziewięciuset do stu kilkudziesięciu, jak to zrobiono w Danii, i zrazu choremu się polepszy. Co ważne, wg. zaleceń profesora Grodzkiego, nikt przy tym nie straci pracy. A przynajmniej prawie nikt. Na tym samym Campusie puszył się jak paw Leszek Balcerowicz, co akurat dziwić nikogo nie powinno. Zbywał niewygodne pytania, krytykował młodzież, która ośmieliła się mieć inny pogląd na ekonomię niż on; do tego stopnia gwiazdorzył, że co bardziej niecierpliwi zaczęli opuszczać salę, co z kolei nie przeszkadzało Balcerowiczowi bajdurzyć, choćby o tym, że zmiany klimatyczne i podyktowane przezeń ograniczenia dla rządów i przedsiębiorców, są częstokroć dyktowane wbrew nauce. Prócz cytowanych, głos zabierali też inni, prezydenci miast, samorządowcy, naukowcy. Jedni gadali głupio, inni nieco mniej. Na wieczór przygrywała muzyka młodzieżowa. Swoją drogą, nie wyobrażam sobie, żeby moja kapela zagrała na jakimś parateitagu za kasę, ale dopuszczam taką możliwość u innych, bo muzycy też mają poglądy. Nieliczni, ale zawsze. Po co o tym wszystkim piszę? Nie po to, żeby naigrywać się z Balcerowicza czy Nitrasa. To robią inni, za lepsze pieniądze. Piszę o tym po to, żeby unaocznić czytelnikowi tej gazety, jak mniemam, o lewicowej wrażliwości, że w czasie, kiedy główna opozycyjna formacja próbuje coś robić, coś konstruktywnego, proponuję zmianę dyskursu, otwarcie na młode środowisko, my, lewica w Polsce, zastanawiamy się, kogo następnego wyrzuci Czarzasty z partii. W czasie, kiedy Platforma odrabia straty i lekcję, którą przespała przez ostatnie lata, lewica, nadzieja młodych, jeśli wierzyć badaniu preferencji wyborczych, zajmuje się sama sobą. I to głównie zajmują się nią starzy lub średnio starzy działacze, a młody elektorat odpływa na koncerty Krzyśka Zalewskiego czy Brodki. Pomyślcie o tym, kiedy jeszcze raz przeczytacie o wpadkach tego czy owego na platformianym Campusie. Nie myśli się ten, kto nic nie robi. Niektórzy pośród nas uczynili już z nic nierobienia prawdziwą sztukę!

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Okiem socjalliberała

Następny

Długie, ciekawe życie

Zostaw komentarz