25 kwietnia 2024

loader

Długie, ciekawe życie

Długie

Walentyna Janta-Połczyńska

Tytuł tego artykułu zaczerpnąłem z przeboju „Daj” autorstwa Adama Kreczmara śpiewanego przez Jerzego Połomskiego. Słowa te pasują doskonale do historii, którą chcę się z Czytelnikami podzielić.

W roku ubiegłym, drugiego kwietnia, w Nowym Jorku zmarła w wieku 107 lat Walentyna Janta-Połczyńska. Już sam wiek Zmarłej skłaniać winien do zainteresowania się Jej życiem, ale przecież i nazwisko budzi emocje i skojarzenia. Była Pani Walentyna wdową po Aleksandrze Janta-Połczyńskim (1908-1974). Zanim o Janta-Połczyńskich, którzy na różnych polach dobrze zapisali się w historii Polski na przełomie XIX i XX wieku, przedstawię postać Zmarłej, gdyż jest Ona zbyt mało, a wręcz prawie, u nas nieznana. Na pewno nie jest to jedynie „wdowa po…”.

Urodziła się we Lwowie jako córka Ludwika Stockera (1879-1932) i Karoliny Kochanowskiej. Ojciec, inżynier, był współtwórcą przemysłu naftowego w Polsce, między innymi dyrektorem koncernu „Dąbrowa” w Krośnie. Kontynuował zainteresowania zawodowe swego ojca Wilhelma, Anglika, który po ożenku z Polką, Marią Kwiecińską należał do grona pionierów polskiego naftownictwa. Dziadek – ze strony matki – Cyryl Józef Kochanowski, był leśnikiem, profesorem Uniwersytetu we Lwowie. W roku 1938 Walentyna Stocker wyjechała do Londynu, by rozpocząć naukę w cieszącej się renomą szkole sekretarek. Zapewne miała tam oparcie w rodzinie swego angielskiego ojca i dziadka. Jeszcze przed wybuchem wojny rozpoczęła pracę w polskiej ambasadzie w Londynie. Gdy w czerwcu 1940 generał Władysław Sikorski przybył wraz z rządem do Wielkiej Brytanii, otrzymała propozycję pracy w jego sekretariacie. Sikorski był nie tylko premierem, ale i naczelnym wodzem. Zyskała zaufanie Sikorskiego i była, jak wspominała Michałowi Foledze, kimś znacznie ważniejszym niż sekretarką – osobistą asystentką, tłumaczką, osobą cieszącą się jego najwyższym zaufaniem. Pisała na maszynie tajną korespondencję premiera, jego notatki, a także przepisywała tajne raporty Jana Karskiego, które otrzymywał Sikorski. Towarzyszyła premierowi w wielu oficjalnych spotkaniach i rozmowach, między innymi z Winstonem Churchillem. Ona także zajmowała się sprawami organizacyjnymi pogrzebu generała Sikorskiego.

Po śmierci generała, w latach 1943-1944 pracowała jako spikerka legendarnej radiostacji londyńskiej „Świt”. Była ponoć autorką nazwy radiostacji. Niewiele osób wiedziało wówczas, że radiostacja nadaje z okolic Londynu, gdyż dla dodania otuchy słuchaczom stwarzano wrażenie, iż siedzibą radia są tereny okupowanej Polski.

Jesienią 1940 roku Walentyna Stocker poślubiła Wilhelma Pacewicza (1913-2004), oficera marynarki wojennej, który zakończył służbę w stopniu komandora podporucznika. Pacewicz po ukończeniu w 1934 roku toruńskiej Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej służył jako oficer wachtowy kolejno na ORP Wicher, Rybitwa i Wilia. Wybuch wojny zastał go na żaglowcu szkolnym Iskra. Po wyokrętowaniu załogi w jednym z marokańskich portów Pacewicz poprzez Francję przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie od stycznia 1940 roku służył w Marynarce Wojennej. Brał udział w bitwie o Narwik, w ataku na niemiecką bazę w Rheine na Lofotach, w operacji desantowej pod Dieppe, a jako zastępca dowódcy ORP Ślązak osłaniał desant wojsk alianckich na Sycylii. Małżeństwo nie przetrwało, tuż po wojnie zakończyło się rozwodem. Pani Walentyna przyjaźniła się z Józefem Retingerem (1888-1960) pisarzem i politykiem, emisariuszem rządu londyńskiego, doradcą Sikorskiego. Postać to barwna, anegdotyczna ale i tajemnicza, wciąż nie są wyjaśnione do końca wszystkie jego misje i pośrednictwa. Retinger jest jednym z współtwórców idei Wspólnoty Europejskiej. To Retinger poznał Walentynę Stocker (Pacewiczową) ze swoim znajomym prozaikiem, poetą i reportażystą Aleksandrem Janta-Połczyńskim, który po ucieczce z niewoli niemieckiej i krótkim udziale we francuskim ruchu oporu dotarł w 1943 roku do Londynu. Po wojnie drogi Walentyny Stocker i Aleksandra Janta-Połczyńskiego na kilka lat rozminęły się. Pani Walentyna opuściła Wielką Brytanię i w latach 1945-1946 pracowała w dowództwie wojsk amerykańskich we Franfurkcie nad Menem, jako tłumaczka. W 1946 roku wraz z matką powróciła do Londynu, a w 1947 roku razem wyemigrowały do USA, gdzie w Nowym Jorku ponownie spotkała Janta-Połczyńskiego, z którym zawarła związek małżeński w 1949 roku. Jako miejsce ślubu wybrali, nieprzypadkowo, miasteczko Warsaw w stanie Nowy Jork.

* * *

Warto wiec przybliżyć postać Aleksandra Janta-Połczyńskiego. To trochę zapomniany, a jakże wybitny prozaik, eseista, twórca międzywojennego polskiego reportażu, poeta, dziennikarz, tłumacz, podróżnik, korespondent wojenny, bibliofil, propagator polskiej sztuki i literatury. Pochodził ze znanej na Pomorzu rodziny ziemiańskiej. Jego dziadek Adam (1839-1901), był posłem do Reichstagu, co niewątpliwie pomagało mu być obrońcą polskiego rolnictwa, handlu i przemysłu na Pomorzu. Po śmierci pierwszej żony, ożenił się z siostrą zmarłej małżonki. Aleksander był jego wnukiem z tego drugiego małżeństwa. Ojciec, Stanisław (1875-1936), był znanym kardiologiem, o sławie wykraczającej poza Poznań, o czym zaświadcza choćby to, iż leczył się u niego Władysław Reymont.

Aleksander urodził się w roku 1908 w Poznaniu, zmarł w roku 1974 na Long Island w USA. Jego życie toczyło się wieloma różnorodnymi torami, równoległymi lub splatającymi się, tworząc życiorys, którym obdarować można kilku bohaterów. Ojciec chciał, aby syn został jak on lekarzem lub prawnikiem. Ponoć odpowiadał: Dyplom mój, to będzie moje nazwisko. Jeżeli uda mi się wyrobić nazwisko piórem… Na dorobek Aleksandra Janty składają się: 23 tomy poezji, 10 tomów reportaży, 3 powieści, 2 dramaty, 7 tomów esejów oraz 1,5 tysiąca artykułów. Nie ukończył jednak żadnej wyższej uczelni, choć na kilku studiował; najpierw na Uniwersytecie Poznańskim polonistykę, później po odbyciu służby wojskowej ekonomię, następnie przez pewien czas zgłębiał dziennikarstwo w paryskiej Haute Ecole des Sciences Sociales. Debiutował w wieku 16 lat, kiedy dzięki protekcji Władysława Janty-Połczyńskiego (kuzyna ojca) w czasopismach „Przegląd Myśliwski” i „Łowiectwo Polskie” opublikowano artykuł Aleksandra „Dropie w Wielkopolsce”. Kolejne doświadczenie dziennikarskie to współpraca z Józefem Kisielewskim przy redakcji poznańskiego dwutygodnika „Życie Literackie”. Pierwsze swe wiersze zaprezentował w radiu poznańskim, w lutym 1928 roku. W Poznaniu był członkiem grup literackich „Loża” i „Klub szyderców”, publikował wówczas w „Kurierze Warszawskim” i „Gazecie Polskiej”. W latach trzydziestych odbył wiele podróży zagranicznych, odwiedzając kraje Azji, Afryki, Europy Zachodniej, oraz przemierzając USA (dwukrotnie) i ZSRR. Plonem tych podróży był cykl reportaży publikowanych w „Wiadomościach Literackich”. W tym miejscu trzeba przytoczyć słowa Ksawerego Prószyńskiego, który kolegę po piórze nazwał z uznaniem Rejem reportażu polskiego. Był także rozmówcą mężów stanu i wybitnych postaci kultury światowej.

Przeprowadził wywiady miedzy innymi z cesarzem Haile Selassie I, prezydentem Franklinem Delano Rooseveltem, Josephem Goebbelsem, czy Mahatmą Gandhim, z Andre Gidem, Charlie Chaplinem, Alfredem Douglasem (przyjacielem Oscara Wilde’a) i Siergiejem Eisensteinem.
Biograf Aleksandra Janty-Połczyńskiego, Michał Folega, zwraca uwagę na wpływ, jaki na młodego Aleksandra musiało mieć spotkanie, w klinice Ojca, Władysława Reymonta, ale także krótka znajomość ze Stanisławem Przybyszewskim, poznanym u starszego brata ciotecznego Józefa Znanieckiego. I Reymont, i Przybyszewski, potraktowali młodzieńca jak równego sobie partnera. Reymont obdarował go swym zbiorem nowel, a szczególną w dwójnasób wymowę ma dedykacja Przybyszewskiego, wpisana do jego wspomnień Moi współcześni. Dedykacja jest krótka: Aleksandrowi Janta-Połczyńskiemu z życzeniami bogatej przyszłości – Stanisław Przybyszewski, ale jakże prorocza; wszystko wskazuje, że były to ostatnie w życiu słowa, jakie napisał. Zdarzenie to miało miejsce dzień lub dwa dni przed śmiercią Przybyszewskiego.

W czasie II wojny był korespondentem wojennym, służył w sztabie 1 Dywizji Grenadierów (Wojsko Polskie we Francji) oraz we francuskim ruchu oporu, do którego wstąpił po ucieczce z niewoli niemieckiej, w której przebywał ponad dwa lata. Następnie przez Wielką Brytanię przedostał się do USA, skąd trafił z powrotem do Europy, by służyć w 1. Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka.

Postacią bardzo zasłużoną dla II RP był przyrodni stryj Aleksandra – Leon Janta-Połczyński (1867-1961), wiceminister w Ministerstwie byłej Dzielnicy Pruskiej 1919-1920, minister rolnictwa od 16 stycznia 1930 do 1 lipca 1932, senator w latach 1922-1927 i 1930-1935. Jego żona Maria z Komierowskich spowinowacona była z Henrykiem Sienkiewiczem – stryjeczny prawnuk pradziadka jej ojca był mężem siostry pisarza. W latach 1926-1937 Leonowa Połczyńska była przewodniczącą Towarzystwa Ziemianek Pomorskich. Dodam, pro domo sua, że następczynią na tej funkcji, a wcześniej wieloletnią współpracownicą pani Połczyńskiej była moja Babcia, Zofia Skąpska, autorka dwóch tomów wspomnień „Dziwne jest serce kobiece…”.

* * *

W Stanach Zjednoczonych, małżonkowie Janta-Połczyńscy byli aktywni w wielu polonijnych organizacjach, Aleksander pełnił m.in. funkcję Prezesa Polskich Klubów Kulturalnych. Wspomagał odzyskiwanie zbiorów wawelskich przechowywanych w Kanadzie. Utworzył komitet na rzecz ich powrotu, zostając sekretarzem Funduszu Skarbów Wawelskich.

W 1955 roku Walentyna Janta-Połczyńska rozpoczęła pracę jako sekretarka w przedstawicielstwie Iraku przy ONZ. Ich dom w Nowym Jorku stał się centrum spotkań polskich twórców i naukowców. Bywali tam Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz, Antoni Słonimski, Marek Hłasko, Tymon Terlecki czy Kazimierz Wierzyński. Pani Połczyńska wspólnie z mężem (i z pomocą Aleksandra Hertza – był on pierwszym mężem Izabelli Czajki-Stachowicz) prowadziła antykwariat z książkami o tematyce słowiańskiej (działalność tę kontynuowała także po śmierci męża). Pomagała w odnajdywaniu cennych poloników i przekazywaniu ich do Polski. Aleksander Janta-Połczyński publikował w prasie emigracyjnej, współpracował z Jerzym Giedroyciem i rozgłośnią Wolna Europa. Mimo to nie uważał się za emigranta, a jedynie za pisarza tworzącego poza granicami swego kraju. Głosił jedność i niepodzielność polskiej kultury, był przeciwnikiem zrywania kontaktów literackich i kulturalnych z Polską. Dał temu wyraz w opublikowanym przez Giedroycia reportażu Wracam z Polski, który był plonem pobytu Janty w Polsce w lecie 1948 roku. Część środowiska emigracyjnego zaprotestowała wobec braku w tekście jednoznacznego potępienia przez Jantę panującego w Polsce ustroju. Kontakty, co prawda na krótko, zerwali z nim, Jan Lechoń i Kazimierz Wierzyński. Aleksander Janta-Połczyński kilkakrotnie jeszcze odwiedził Polskę, po raz ostatni w 1972 roku. Rok po śmierci, Jego prochy zostały złożone w powązkowskich katakumbach. Sam wybrał sentencję Norwida, która została wykuta na tablicy: Z rzeczy tego świata ostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć i więcej nic. Przed śmiercią miał powiedzieć żonie: „gdybym nie mógł pisać, nie byłoby dla mnie życia”. To Jej zadedykował ostatnią swoją książkę „Nowe odkrycie Ameryki” pisząc Niezawodnemu Sprzymierzeńcowi każdej z prób jakie niosło życie.

* * *

Wśród dokumentów pozostawionych przez moją Mamę są listy od Jej siostry ciotecznej Eugenii Korfantowej, synowej Wojciecha. W jednym z nich Ciocia Eugenia wspomina o swoich kontaktach z małżonkami Janta-Połczyńskimi. Poznała ich poprzez siostrę swego męża Marię (Myszkę) z Korfantych Ullmanową, której mąż Tadeusz, podobnie jak i wuj Zbigniew Korfanty byli oficerami w sztabie Naczelnego Wodza. Zapewne wtedy obaj poznali Panią Walentynę, wtedy jeszcze Pacewiczową.

Po śmierci męża Walentyna Janta-Połczyńska kontynuowała rozpoczęte z nim działania. Wspomagała działalność Instytutu Piłsudskiego i Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku. Gromadzone za życia męża cenne zbiory, w tym stare polskie mapy, rękopisy, starodruki zdecydowała się przekazać Bibliotece Narodowej. Wydała także kilka książek męża, których nie zdążył opublikować przed śmiercią. Od 1995 roku wspierała Polską Szkołę Dokształcającą im. Aleksandra Janty-Połczyńskiego, działającą w Lakewood w stanie New Jersey. Śledziła i wspierała wszystkie inicjatywy umacniające pamięć o mężu i jego twórczości. Do Muzeum Powstania Warszawskiego ofiarowała listy oraz fotografie swojej siostry, Krystyny Dzierżanowskiej, która zginęła w czasie powstania wraz z ośmioletnim synem.

W 2011 roku została odznaczona odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej” nadaną przez ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskigo. Przyjmując Krzyż Oficerski Orderu Zasługi RP z rąk konsul generalnej w Nowym Jorku Ewy Junczyk-Ziomeckiej, powiedziała, że przyjmuje go przede wszystkim w imieniu swojego męża. W 2016 roku została pierwszą laureatką Nagrody Specjalnej Orła Jana Karskiego. Pośmiertnie odznaczona została Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP.

W roku 2015 i mnie dobry los splótł na chwilę z Panią Walentyną Janta-Połczyńską. Od wielu lat jestem członkiem zarządu Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami im. Jerzego Waldorffa. We wrześniu 2015 na ręce Pana Marcina Święcickiego, prezesa zarządu, nadszedł list z Nowego Jorku od Pani Valentine Janty, a w liście informacja, iż Pani Janta ofiarowuje 25 tysięcy dolarów na cele statutowe Komitetu. Ten zabytkowy cmentarz jest mi szczególnie bliski, bowiem mój zmarły mąż, Aleksander Janta-Połczyński, jest tam pochowany – napisała donatorka, prosząc, by ofiarowane pieniądze służyły renowacji nagrobków i historycznych katakumb. Takie dary, tej wysokości donacje zdarzają się nieczęsto.

Działalność i twórczość Aleksandra Janta-Połczyńskiego znałem, ale o jego żonie, przyznaję, nie wiedziałem nic. Po nadrobieniu tej zaległości opublikowałem artykuł o wspaniałej donatorce Powązek w miesięczniku Stolica. Od wspomnianego Michała Folegi wiem, że egzemplarz pisma z moim tekstem dotarł do Pani Walentyny i sprawił Jej przyjemność. Kończył się on życzeniami z okazji zbliżającej się wówczas 102 rocznicy urodzin. Dziś ze smutkiem żegnamy Panią Walentynę Janta-Połczyńską, osobę niezwykłą, o wielkich dla Polski zasługach. Jej prochy umieszczone będę 10 września obok urny męża na Starych Powązkach.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Sztuka nicnierobienia

Następny

Rząd ogoli polskich podatników

Zostaw komentarz