6 listopada 2024

loader

„Trwoga, ludzie, wielka trwoga…”

Tron bez ołtarza

foto do waniek

Ukraina wyłączyła się ze struktury ZSRR jako samodzielne państwo latem 1991 r. po puczu Janajewa, w tym samym czasie podobnie zachowały się pozostałe republiki radzieckie. Obszar niepodległej Ukrainy objął wówczas 603 628 km kw., zamieszkały był przez 48,5 mln ludzi. Po zajęciu przez Rosję Krymu w 2014 r. terytorium Ukrainy zmniejszyło się o 27 tys. km kw., a liczba ludności m.in. na skutek masowej emigracji zmalała w 2020 r. do 37, 3 mln ludzi. Zajęte przez wojska rosyjskie obwód ługański i doniecki obejmują kolejno 26 684 km kw. i 26 517 km kw. Według moich obliczeń Ukraina straciła już przed napaścią ze strony Rosji kontrolę nad 80 201 km kw. swojego pierwotnego terytorium.

Przypomnijmy również, że Polska jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy. 18 maja 1992r. między Rzecząpospolitą Polską a Ukrainą został zawarty TRAKTAT o dobrym sąsiedztwie, przyjaznych stosunkach i współpracy, podpisany przez prezydentów Lecha Wałęsę i Leonida Krawczuka.

Po wygraniu wyborów prezydenckich przez Aleksandra Kwaśniewskiego stosunki Rzeczypospolitej Polskiej z Ukrainą weszły w nową fazę. Osobiście mogłam obserwować zbliżenie prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Leonida Kuczmy, podejmowane również w sprawach historycznie trudnych, które należało uregulować w imię rozwijania współpracy w nowych warunkach politycznych i ustrojowych. O ile pamiętam, obaj prezydenci spotkali się po raz pierwszy w połowie stycznia 1996 r. w Paryżu, na uroczystościach pogrzebowych F. Mitterranda. Nasz prezydent niejednokrotnie później podkreślał przyjacielski wymiar tych kontaktów i ich otwarty charakter, u podstaw których bez wątpienia leżała wola zbliżenia obu narodów w nowych okolicznościach międzynarodowych, przezwyciężanie uprzedzeń, wynikających z trudnej historii. W połowie lat 90. zarówno Ukraina, jak i Rzeczpospolita Polska przygotowywały swoje nowe konstytucje państwowe. Rozmowy prezydentów dotyczyły również wypracowywanych wówczas regulacji prawnych, aczkolwiek Polskę i Ukrainę dzieliła m.in. ta cecha, że Ukraina jako suwerenne państwo po raz pierwszy tworzyła ustawę zasadniczą. Jej autorzy musieli pamiętać o ty, że jej wartości powinny uwzględniać wielokulturowość, wieloetniczność, a w tym również pluralizm religijny mieszkańców Ukrainy.

Według ostatniego spisu powszechnego z 2001 roku Ukrainę zamieszkiwało ponad 134 narodowości (!), mniejszości stanowiły ponad 22% ogółu mieszkańców. Taki był do niedawna model ludności Ukrainy, stąd mnóstwo rodzin mieszanych, stąd też m.in. wynikała zauważalna otwartość na zróżnicowanie etniczne, na inność. W czasie pobytu w 1996 r. prezydenta RP w Odessie dowiedzieliśmy się, że w tym mieście żyje pod wspólnym miejskim dachem ponad 20 narodowości.
W naszym przypadku kwestie etniczne wydawały się teoretycznie prostsze, ponieważ po II wojnie światowej Polska stała się krajem jednoetnicznym. Wprawdzie w ostatnich latach doświadczyliśmy ostrych podziałów społecznych, jednakże ich źródłem były spory historyczne, kulturowe i ideologiczno-polityczne, głównie na tle światopoglądowym. Ich głębokość i przebieg nie przynosił nam ani chwały, ani pożytku (patrz: fundamentalizm religijny i skłonności nacjonalistyczne).

Od początku 2022 roku w mediach pojawiały się sygnały o zbliżającym się konflikcie militarnym Rosji z Ukrainą. Dziś wiemy, że Amerykanie i niektórzy przywódcy europejscy wiedzieli o zamiarach Putina już w październiku ubiegłego roku. Premier Morawiecki o planowanej napaści został poinformowany przez dyrektorkę wywiadu narodowego USA- Avril Heines – 20 listopada 2021 r.

Prawicowe elity rządzące zareagowały na tę wiadomość w sposób wyzywający, ponieważ premier Morawiecki zaprosił 4 grudnia do Warszawy liderów europejskich partii konserwatywnych, w większości sympatyków Putina, m.in. Marine Le Pen, Viktora Orbana i kilku innych, w zasadzie nieznanych w Europie przedstawicieli partyjek prawicowo – populistycznych. Do stołu obrad zasiadł także J.Kaczyński. Do Warszawy nie przyjechał były premier Włoch, a dziś senator – M. Salvini, za coś obrażony na PiS. Kilka lat temu wystroił się na spacer po Placu Czerwonym w koszulkę z wizerunkiem dzielnego Putina! Wcześniej zaaprobował aneksję Krymu.

Nie znamy dokładnego przebiegu Warsaw Summit i późniejszego spotkania tego samego grona 22 stycznia w Madrycie, gdzie w deklaracji potępiono m.in. agresywne działania Rosji. Nie podpisała się pod tym punktem deklaracji madame Le Pen, mimo to premier Morawiecki wyjechał z Madrytu zadowolony, ponieważ- jak stwierdził dobrze jest być „wśród naszych przyjaciół” .

W przestrzeni publicznej w Polsce panował dziwny spokój, podobnie, jak w całej Europie zapewne nikt nie wierzył (nawet prezydent Ukrainy Włodzimierz Zełeński), aby w 2022 roku Rosja mogła wywołać wojnę i to nawet wówczas, gdy Putin zaczął butnie uzasadniać nie tylko żądania terytorialne wobec Ukrainy. Atakował również obranie przez przywódców Ukrainy kursu na przystąpienie do NATO i Unii Europejskiej, oczekiwał przeprowadzenia przez Ukrainę „demilitaryzacji i denazyfikacji”. W ustach Putina te ostatnie hasła zabrzmiały dziwnie, ponieważ kojarzyły się wyraźnie z aliancką strategią „czterech D”, nałożoną na Niemcy w 1945r. po zakończeniu II wojny światowej. Dziwnym trafem zapomniał n.p. o trzecim „D”, za którym kryło się zobowiązanie do demokratyzacji ustroju przyszłej Republiki Federalnej Niemiec. Stawianie takiego warunku Ukrainie mogłoby wszakże podziałać zaraźliwie i m.in. położyć kres wyszukiwaniu prawnych wygibasów, służących przedłużeniu Putinowi władzy w Federacji Rosyjskiej. Demokracja to przecież również kadencyjność, czyli możliwość wymiany politycznych elit, a tego Putin nie przewiduje.

Czwarte „D” dotyczyło w 1945 r. dekartelizacji, czyli rozbicia na mniejsze jednostki gospodarcze niemieckich koncernów przemysłowych, które w czasach III Rzeszy dawały wsparcie planom wojennym Hitlera, zawierając z państwem kontrakty zbrojeniowe oraz korzystając z niewolniczej pracy robotników przymusowych. Nie będę w tym miejscu rozwijać znanego powszechnie tematu, ale i to „D” dałoby się dziś skojarzyć n.p. z deoligarchizacją, czyli z zabraniem rosyjskim oligarchom ich złodziejskich majątków, których rozmiarem leczą swoje kompleksy głównie na Zachodzie. Swoją drogą, zaskakują mnie byli członkowie i funkcjonariusze KPZR oraz ich rodziny niebywałą skłonnością do pieniądza i zbytku…..

Po zajęciu Krymu w 2014 roku powszechnie zadawane były pytania, jak daleko może posunąć się Putin w militarnym „odbijaniu” kolejnych części terytorium Ukrainy, do których coraz wyraźniej zgłaszał pretensje natury historycznej, politycznej i.t.p. Być może ambitnemu Putinowi zabrakło w Moskwie korzeni, które ma Kijów, bo przecież to dzisiejsza stolica Ukrainy była pierwszą stolicą Rusi i głównym centrum prawosławia. To właśnie w Kijowie już w 945 roku rządził ruski kniaź Igor Rurykowicz, Moskwa nabrała znaczenia państwowego i politycznego jakieś trzysta lat później. Kijów ma ciekawą historię, przez jakiś czas był włączony w dzieje Polski. Dziś, tak, czy inaczej to miasto – serce Rusi Kijowskiej bije na rzecz Ukrainy, a nie Kremla.

Nad ranem 24 lutego 2022 roku ruszyła napaść Rosji na Ukrainę, eufemistycznie nazwaną przez Putina „operacją specjalną”. W ciągu kilku następnych dni obszar Ukrainy stał się jednym wielkim polem brutalnej, napastniczej wojny, która wypędziła tysiące ludzi poza granice własnego państwa. Europa zastygła z przerażenia, kiedy okazało się, że rosyjscy generałowie używają w tej wojnie pocisków hipersonicznych oraz bomb termobarycznych. Porażającym dziełem wojsk Putina stały się szkielety wypalonych domów, pożary, głód i brak wody w zadymionych opuszczonych miastach oraz zwłoki ofiar na ulicach. Chciałoby się w tym miejscu krzyknąć „trwoga, ludzie, wielka trwoga”, ponieważ działania wojenne przeciwko Ukrainie od początku prowadzone są z powietrza, lądu i morza, bezbronna ludność cywilna wywożona jest w głąb Rosji, lub mordowana przy pomocy rakiet, czołgów, min i bomb, dawno zakazanych przez konwencje międzynarodowe. Putinowi to nie przeszkadza, potwierdza się prawda, że terroryści uznają prawo tylko z własnego nadania.

Wywołaniem wojny z Ukrainą Putin odarł świat ze złudzeń, że po ponurym okresie stalinizmu życie ludzkie w Rosji nabrało wartości. Jeszcze niedawno oburzał się na dyskryminowanie rosyjskojęzycznych obywateli Ukrainy, dziś jego żołnierze nie przebierają w ofiarach według używanego języka, w Mariupolu i Charkowie bezwzględnie strzelają również do tych, którzy mówią tylko po rosyjsku, lub jeszcze nie nauczyli się mówić, bo zabijane są również dzieci! Ludobójstwo w tej wojnie stało się jej codziennością. Putin demonstruje pogardę dla życia nie tylko cywilów na Ukrainie, ale i własnych żołnierzy, którzy giną, właściwie w imię czego…? Trwoga, ludzie, wielka trwoga!

Kilka dni temu przeczytałam w internecie wypowiedź znanego polityka rosyjskiego D. Miedwiediewa (to ten zastępczy prezydent Federacji Rosyjskiej z lat 2008-2012), który w wywiadzie określił Polaków mianem „wspólnoty imbecyli”. Poszedł ostro, kropka. Po przeczytaniu tych słów pomyślałam, że w całej swej mnogości bogowie tego świata rzeczywiście nie obdarzyli ludzi po równo, n.p. rozumem, urodą, siłą charakteru, charyzmą i innymi cennymi przymiotami…, gołym okiem widać, że jednym dali ich więcej, drugim mniej. Nie mam ochoty zastanawiać się nad tym, ile przymiotów otrzymał całkiem zwyczajny Miedwiediew. Myślę, że zakwalifikowani do „wspólnoty imbecyli” jakoś damy sobie z tym radę, n.p. przy pomocy demokracji, wolnej konkurencji i uczciwych wyborów. Natomiast byłabym ciekawa, jak i kiedy obywatele Federacji Rosyjskiej przepędzą z Kremla szajkę zbrodniarzy wojennych, która bezbronnym ludziom funduje dziś okrutny, krwawy los.

Do szajki tej włączyłabym A. Łukaszenkę, który oficjalnie kłamliwie zapewniał, że białoruskie siły zbrojne nie będą brały udziału w „specjalnej operacji wojskowej”, chociaż od kilku miesięcy – o czym wszyscy wiedzą – użycza terytorium Białorusi wojskom rosyjskim, rozmieszczonym wzdłuż granicy z Ukrainą. Z doniesień wynika, że przed bezpośrednim włączeniem się w działania wojenne na Ukrainie hamują Łukaszenkę obawy o morale wojska białoruskiego, nie rozumiejącego w swej masie powodu zabijania mieszkańców sąsiedniego kraju, który przecież Republice Białorusi w niczym nie zawinił. Wprawdzie białoruscy buntownicy sprzed dwóch lat siedzą w koloniach karnych, ale to przecież ich rówieśnicy musieliby iść teraz na bezsensowną wojnę przeciwko Ukrainie. Niewątpliwie, bunt rekrutów mógłby zagrozić władzy Łukaszenki. Coś na rzeczy jest, bo kilka dni temu przeniósł Andżelikę Borys z więzienia do aresztu domowego. Liderka polskiej mniejszości na Białorusi przesiedziała rok bez wyroku, w areszcie domowym ma zakaz kontaktowania się z polską dyplomacją …. Dodam tylko, że n.p. 28 marca pociski na Łuck wystrzelono z terytorium Białorusi ! Trwoga, ludzie, wielka trwoga!

W świetle tego doświadczenia popatrzyłam od nowa na znane z historii II wojny światowej wydarzenia tragiczne dla Polaków i nie tylko. Zadawałam sobie w przeszłości pytania o zbrodniczy układ Mołotow – Ribbentrop, o zaatakowanie Polski z dwóch stron we wrześniu 1939 roku; o masowe wywózki Polaków na Sybir; o zbrodnię popełnioną na polskich jeńcach wojennych w Katyniu, Starobielsku i Ostaszkowie, pamięć o nich poraża kolejne pokolenia Polaków. A wreszcie o głód na radzieckiej Ukrainie w latach 30. i Budapeszt 1956, Praską Wiosnę 1968. Długo by jeszcze wyliczać.

Zbrodniczy system rządzenia tłumaczono na ogół porządkiem pojałtańskim i stalinizmem. Jednakże po 1956 roku uznawano, że ludzkość, w tym również Rosjanie wyrzekli się okrucieństw, charakterystycznych dla minionej epoki. Dowodem na to miały być zmiany z końca lat 80. w większości krajów Europy Środkowo-Wschodniej, zakończenie „zimnej wojny”, uwolnienie się spod kurateli ZSRR, wreszcie przystąpienie Polski, Czech, Węgier do NATO i UE.

Jednakże przebieg trwającej wojny Putina z Ukrainą każe nam zastanowić się nad niezmienną zdolnością przywódców rosyjskich do popełniania na oczach świata krwawych zbrodni, w imię zachowania mocarstwowej pozycji na scenie międzynarodowej; do stosowania w walce politycznej kłamliwej propagandy na niespotykaną już skalę wobec opinii międzynarodowej i własnego społeczeństwa.

W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję pokazującą, jak kłamliwa propaganda radziecka długo oddziaływała swego czasu na myślenie nawet przeciwników wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Spory na temat, czy wojska Układu Warszawskiego gotowe były wejść do Polski i zrobić porządek z „kontrrewolucją” trwają w zasadzie do dziś. Po czasie wszem i wobec zaprzeczali takim zamiarom byli „towarzysze radzieccy”, a w tym naczelny dowódca wojsk Układu Warszawskiego – marszałek Wiktor Kulikow! W pewnym momencie, koronnym dowodem na to, że członkom radzieckiego Politbiura nawet na myśl nie przyszło, aby w 1981 r. zbrojnie interweniować w Polsce, stał się „zeszyt roboczy” gen. W. Anoszkina (adiutanta marsz. Kulikowa), ujawniony w 1997r. na międzynarodowej konferencji w Jachrance, poświęconej okolicznościom wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Z notatek Anoszkina wynikało, że w 1981 r. nie było żadnego zagrożenia interwencją radziecką, „roboczym zeszytem” wymachiwał na konferencji nie kto inny, jak sam marszałek Kulikow, w obecności na sali gen. W.Jaruzelski, który gorąco zaprzeczał sensacjom, ujawnionym przez wojskowych ZSRR.

Za to Anoszkin przekonał m.in. reżysera Dariusza Jabłońskiego, który zbierał wówczas materiały do filmu „Gry wojenne”, poświęcił go bohaterstwu R. Kuklińskiego. Reżyser miał dostęp do tych notatek, słyszałam wówczas jego radiową wypowiedź, w której dawał wyraz swojemu „wzruszeniu”, kiedy dotykał „kart historii”, czyli notatek Anoszkina. Reżyser Jabłoński wyraźnie wolał zawierzyć „uczciwym świadectwom” radzieckich generałów, a nie Wojciechowi Jaruzelskiemu, który kawałek życia spędził przecież na Syberii . Z własnej woli tam przecież nie pojechał.
Dziwny jest ten świat…….

Cdn

Danuta Waniek

Poprzedni

Rośnie liczba chętnych na Złotego Buta

Następny

Gospodarka 48 godzin