W lustracyjnej grze stawką nie jest tylko dobre imię Wałęsy. Podejmowana próba rewizji historii ma na celu delegitymizację pokojowej formy zmiany władzy w 1989 roku i odzyskania suwerenności. Czyli czegoś, co było chlubnym wyjątkiem w pełnej niepotrzebnych ofiar historii Polski.
Trochę ponad dekadę temu uczestniczyłem w dyskusji o lustracji z udziałem czołowego historyka IPN. W jej trakcie pojawiła się kwestia publikacji stenogramów z przesłuchań studentów zatrzymanych w 1968 roku. Kilkoro z nich pękło w wyniku zastraszenia i szantażu ze strony SB. Wyraziłem wątpliwość, czy jest moralnie usprawiedliwione ujawnienie chwili słabości bardzo młodych ludzi w starciu z autorytarnym państwem, którzy w czasie marcowych wydarzeń (i w kolejnych dekadach PRL) wykazali się odwagą. Wskazywałem, że w 1968 r. mało kto wiedział, jak zachować się podczas przesłuchań: przecież zorganizowana opozycja praktycznie wówczas nie istniała. Sprawa dotyczyła też bardzo młodych i niedoświadczonych ludzi, którzy po raz pierwszy stanęli twarzą w twarz z organami represji niedemokratycznego państwa.
Mój interlokutor z IPN pozostał niewzruszony. Stwierdził, że nie ma żadnych przeciwwskazań, by takie dokumenty opublikować, bowiem młodzież w Marcus ‚68 miała przecież wzorce w postaci akowców sądzonych w okresie stalinizmu. Zdziwiło mnie, z jaką łatwością osoba urodzona w 1973 roku może wydawać moralne osądy dotyczące skomplikowanych i dramatycznych wydarzeń z przeszłości, których sam nie doświadczył. Wtedy też zrozumiałem diabelską logikę polskiej lustracji. Pod pręgierzem opinii publicznej stawiane są osoby, które w okresie PRL miały odwagę buntować się przeciw władzy. To ich teczki są ujawniane, to ich życiorysowe epizody są poddawane ocenom. Cenzurki z moralności wydają za to ci, którzy przed 1989 rokiem nie wychylali się (a było to doświadczeniem większości polskiego społeczeństwa).
Ta diabelska logika dotyczy też Lecha Wałęsy. Na forach internetowych opluwają go ludzie, którzy choćby w ułamku nie zaryzykowali i nie poświęcili tyle co on angażując się w działalność opozycyjną.
To diabelska logika lustracji pod względem moralnym. Ale jest jeszcze kwestia polityczna. Równie diabelska.
Wspomniana na początku dyskusja o lustracji sprzed dekady organizowana była przez środowisko prawicy, a jej tematem było pytanie, czy lustracja może być narzędziem wymiany pokoleniowej. Sądzę, że zaproponowany wtedy przez organizatorów temat najlepiej oddaje polityczne znaczenie lustracji, która stała się metodą na zmianę hierarchii autorytetów i wymiany elit
Wątpliwe wydaje się, że celem władz IPN zbliżonych do PiS jest obiektywne wyjaśnianie epizodów z historii najnowszej Polski. Fakt współpracy Wałęsy z bezpieką na początku lat 70. ma służyć zapewne pomniejszeniu jego roli w historii Solidarności; i bezkrwawej transformacji ustrojowej. Wzmocni to silnie obecną na polskiej prawicy narracją, że Wałęsa był figurantem SB przez całe lata 80. (i jako taki zasiadał przy Okrągłym Stole), a nawet w okresie swojej prezydentury. Zresztą echa takich poglądów było słychać w dzisiejszym wystąpieniu prezesa IPN.
W tej narracji zgodnie spotykają się dawni przeciwnicy Wałęsy z czasów pierwszej „Solidarności” oraz prawicowi historycy i publicyści, którzy w dorosłość wchodzili w latach 80. i tamten okres uformował ich jako nieprzejednanych antykomunistów. Gdy Wałęsa i inni liderzy opozycji ze starszych generacji (pamiętających konfrontacje skutkujące rozlewem krwi) siadali do Okrągłego Stołu, dla młodych radykałów była to zdrada. Dziś, posiadając stosowne narzędzia, wymierzają karę za tę rzekomą zdradę. A w instytucjonalne narzędzia wyposażył ich Jarosław Kaczyński, co wydaje się o tyle surrealistyczne wraz ze swoim bratem był w obozie okrągłostołowym, a potem w najbliższym otoczeniu Wałęsy.
Klimat do linczu na Wałęsie tworzyli jednak też ludzie dziś go broniący, jak i on sam. Obóz liberalny nie odcinał się od prawicowego antykomunizmu, wręcz przeciwnie: śpiewał w tym samym chórze. I dziś ta irracjonalna narracja sugerująca, że jedyną honorową postawą w PRL była partyzancka walka zbrojna z władzą, stała się dominującym poglądem propagowanym m.in. w szkołach, To prezydent Komorowski zapoczątkował Dzień Żołnierzy
Wyklętych. W takiej wizji przeszłości każda forma zaangażowania, współpracy, negocjacji etc. w okresie PRL traktowana jest jako zdrada. Sam Wałęsa również w tym uczestniczył. Ponadto po 1989 roku w mało elegancki traktował osoby, z którymi negocjował przy Okrągłym Stole.
Wałęsa to postać pod wieloma względami mało sympatyczna, z przerośniętym ego i kontrowersyjnymi poglądami. Jego prezydentura w latach 1990-2013; 1995 bywała i śmieszna, i niebezpieczna. Był dwór stworzony z dziwnych postaci, były też próby podważenia cywilnej kontroli nad armią (tzw. obiad drawski) oraz wykorzystanie służb specjalnych do obalenia premiera (tzw. sprawa Olina).
W tej grze stawką jednak nie jest tylko dobre imię Wałęsy. Podejmowana próba rewizji historii ma na celu delegitymizację pokojowej formy zmiany władzy w 1989 roku i odzyskania suwerenności. Czyli czegoś, co było chlubnym wyjątkiem w pełnej niepotrzebnych ofiar historii Polski.