8 listopada 2024

loader

Witaj szkoło!

Rozpoczynający się właśnie nowy rok szkolny oznacza nie tylko początek kolejnego etapu edukacji dla uczniów i pracy dla nauczycieli. Będzie on kolejną rewolucją w systemie oświaty.

Plany daleko idących zmian w systemie oświaty wzbudziły niepokój zarówno nauczycieli, jak i rodziców oraz uczniów. Zakładają one odejście od reformy, wprowadzonej przez rząd Jerzego Buzka w 1999 r. To wtedy właśnie, przypomnijmy, wprowadzono gimnazja, które rozbijały – od kilkudziesięciu lat 8-klasową – szkołę podstawową na dwie części. Od tego czasu młodsze dzieci kończyły edukację po sześciu latach, co kończło się egzaminem, który jednak nie miał (formalnie) wpływu na dalsze etapy nauki, ponieważ gimnazjum również mieści się w opłacanym przez państwo obowiązku szkolnym. Od nowego roku szkolnego takich egzaminów już nie będzie.
W wieku 12/13 lat uczniowie przechodzili do gimnazjum, w którym zmieniają się sposoby nauczania. W niektórych przypadkach gimnazja są częścią zespołów szkolnych, nawet znajdują się w tym samym budynku, w którym działa podstawówka. Z czasem jednak samorządy – bo to pod nie podlegają placówki oświatowe – wygospodarowały środki, aby wybudować oddzielne budynki przeznaczone na gimnazja. Im dalej od reformy z 1999 r., tym więcej ich powstawało. Wiele samorządów zaciągnęło na ten cel kredyty, niektóre zaś zdobyły dofinansowanie z funduszy Unii Europejskiej. Była to bowiem reforma, która musiała być wdrażana przez lata – zarówno pod względem zmian administracyjnych, podstawy programowej (która była co i rusz zmieniana wraz ze zmianami na stanowisku ministra odpowiedzialnego za oświatę), jak i logistycznym i organizacyjnym.
I właśnie na ten aspekt zwracają uwagę nauczycielskie związki zawodowe, które alarmują, że planowana reforma spowoduje niesłychany chaos w systemie oświaty. A także pociągnie za sobą bardzo wymierne koszty, mimo iż kierownictwo Ministerstwa Edukacji Narodowej uparcie twierdzi, że będą to koszty symboliczne.
W związku z planowanymi zmianami w systemie, środowiska nauczycielskie zapowiedziały zorganizowanie protestu 1 września, w dniu rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Formalnym organizatorem tego protestu jest Komitet Obrony Demokracji, ale przyłączają się do niego także inne organizacje reprezentujące interesy pracowników oświaty. Nie tylko nauczycieli, ale również pracowników administracyjnych. To właśnie ta ostatnia grupa poniesie największe koszty owej reformy, likwidującej obecne gimnazja.

Niepewność wśród nauczycieli

Jak dotąd, nauczycielskie związki zawodowe nie podjęły formalnie decyzji o tym, w jaki sposób odniosą się do reformy, która może uderzyć w interesy ich środowiska. A że są one zagrożone, wiadomo od momentu, gdy minister Anna Zalewska ogłosiła swoje rewolucyjne plany. Zrobiła to dzień po zakończeniu poprzedniego roku szkolnego. Według nauczycieli, z którymi rozmawialiśmy, wybór terminu na ogłoszenie takich planów nie był przypadkowy.
– Chodziło o to, by przekazać nam takie plany w momencie, gdy zaczynają się wakacje i wielu z nas, nauczycieli, nie przebywa w tym czasie w szkołach, zaczynamy urlopy i w związku z tym trudniej jest się nam naradzić czy zorganizować. Zakładam się, że ten termin został wybrany z premedytacją – mówi nam jedna z nauczycielek z wieloletnim doświadczeniem. – Rozjechaliśmy się na wakacje, także rodzice mieli przed sobą perspektywę dwóch miesięcy spokojnej głowy od problemów, jakie wkrótce mogą dotknąć ich dzieci a także ich samych oraz nas, nauczycieli. Przez te dwa miesiące przerwy szkolnej zapewne uspokoiły się nieco nastroje, mimo początkowego wzburzenia. I o to chodziło rządowi. Abyśmy nie mogli się postawić na pierwszej fali oburzenia – dodaje.
Opinię nauczycielki potwierdza prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, Sławomir Broniarz: – Konsekwencje tych zmian poniosą w pierwszej kolejności samorządy, pod które podlegają placówki oświatowe, a także nauczyciele, uczniowie oraz ich rodzice – ocenił prezes Broniarz w rozmowie z „Dziennikiem Trybuna”. – Z informacji upublicznionych przez MEN wynika, że w gimnazjach jest obecnie zatrudnionych ok. 100 tys. nauczycieli, do czego należy dodać pracowników administracyjnych. To właśnie w nich, w pierwszej kolejności, uderzą owe zmiany. Na razie jednak nie znamy szczegółów tej reformy i wszyscy z niepokojem na nie czekamy – stwierdza.

Dwa tygodnie niepewności

– Szczegółowe założenia reformy poznamy dopiero w połowie września, a więc już po rozpoczęciu nowego roku szkolnego. Dopiero wtedy będziemy mogli podjąć rzeczowe rozmowy na ten temat, zarówno we własnym gronie, jak i z przedstawicielami ministerstwa – zastrzega prezes ZNP. – W tej chwili dla nauczycieli największym problemem nie jest sam fakt likwidacji gimnazjów, ale zmiany w organizacji ich pracy. Każdy z nich czeka na informacje, ile godzin prowadzonego przez niego przedmiotu pozostanie w siatce godzin, bo od tego zależy jego zatrudnienie oraz wysokość zarobków – dodaje Broniarz.
Dokładną orientację w tej sprawie nauczyciele będą mieli dopiero wiosną przyszłego roku, po zakończeniu pierwszego semestru od dnia wprowadzenia w życie zapowiadanej przez MEN reformy. Dopiero wtedy będzie bowiem wiadomo, ilu z nich będzie musiało pożegnać się z pracą, ilu zaś zostaną ewentualnie obniżone zarobki w związku ze zmianą siatki godzin.
Kierownictwo resortu edukacji, po pierwszych sygnałach niezadowolenia w środowisku nauczycielskim zapewniało, iż reforma została przygotowana w taki sposób, aby maksymalnie ograniczyć zmniejszenie zatrudnienia. Nauczyciele pracujący w gimnazjach nie dowierzają jednak tym zapewnieniom, ponieważ sami najlepiej orientują się w zasadach, na jakich są zatrudniani. Minister Zalewska zapowiedziała bowiem, że zostaną oni przesunięci do innych placówek – część do szkół podstawowych, część zaś do szkół średnich. Słowa te jednak nie uspokoiły nastrojów w środowisku nauczycielskim.
– Przesuwać to sobie można meble w salonie, a nie pracowników w systemie oświaty – uważa prezes ZNP. – Największą ofiarę tej reformy poniosą pracownicy administracyjni oraz dyrektorzy gimnazjów. Ci pierwsi przestaną być po prostu potrzebni, bo przecież ta administracja już funkcjonuje w podstawówkach i szkołach średnich i po zmianie dojdzie im nieco więcej obowiązków. Problem będzie z dyrektorami likwidowanych placówek. Nie bardzo na razie wiadomo, co im zaproponować poza koniecznością zmiany pracy – stwierdza Broniarz.
Dodał on, że z tym problemem nie będzie się jednak borykać ministerstwo, które zaczęło wdrażać reformę, ale przede wszystkim samorządy, na których barkach spoczywa odpowiedzialność za prowadzenie publicznych placówek edukacyjnych. To właśnie samorządy są bezpośrednimi pracodawcami dla setek tysięcy pracowników oświaty i to one będą musiały szukać rozwiązania problemów pracowniczych, które pociągnie za sobą reforma PiS. To one będą musiały znaleźć w swoich budżetach środki na odprawy dla tych, którzy tę pracę utracą. Dla wielu z nich może to oznaczać znaczące kwoty w ich budżetach. A to właśnie prowadzenie placówek oświatowych jest najpoważniejszą pozycją w ich budżetach. Problem polega również na tym, iż wspomniane „przesunięcia” nauczycieli – do podstawówek bądź liceów – nie będą takie proste. Podstawówki i gimnazja podlegają bowiem gminom, ale szkoły średnie znajdują się już w gestii powiatów. W całym kraju te dwa szczeble samorządu będą musiały więc porozumieć się ze sobą w tej sprawie, co nie będzie takie proste.

Ilu nauczycieli przeżyje reformę?

Prezes ZNP poinformował nas, że właśnie uczestniczył w uroczystości otwarcia nowego gimnazjum w jednej z gmin. Jego wybudowanie kosztowało 9 mln zł. Oczywiście, decyzja o jego powstaniu zapadła zanim jeszcze obecne kierownictwo MEN ogłosiło „dobrą zmianę” w systemie oświaty. Nie zmienia to jednak faktu, że gmina została zmuszona do zaciągnięcia na ten cel kredytu na 4 lata. Zapowiedziana przez MEN reforma, likwidująca gimnazja, nie zwalnia gminy od obowiązku spłaty owego kredytu. W podobnej sytuacji są setki, jeśli nie tysiące, gmin w całej Polsce.
1 września 2016 r. naukę we wszystkich typach szkół podejmie ok. 4 626 tys. dzieci i młodzieży oraz 383 tys. osób dorosłych, w ok. 28,5 tys. szkołach dla dzieci i młodzieży i 3,8 tys. szkół dla dorosłych – informuje MEN na swojej stronie internetowej. 1 września pracę rozpocznie ok. 670 tys. nauczycieli. Nie wiadomo, ilu z nich dotrwa w swojej pracy do końca reformy.

trybuna.info

Poprzedni

Spokojnie, to komornik

Następny

CDU Angeli Merkel przegra z AfD?