NA LEWICY. W Polsce podzielonej między PiS i konserwatywno – liberalną opozycję na lewicy nie powinno być wroga – pisze w swoich „Opowieściach z krypty” publicysta Krytyki Politycznej, Jakub Majmurek.
Od dawna wielkim marzeniem Jakuba Majmurka jest „uśmiercenie” Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Już dwa lata temu twierdził, że: „najlepsze, co SLD może teraz zrobić, to ogłosić polityczne bankructwo i zacząć się zastanawiać, jak najlepiej spożytkować masę upadłościową”. Wówczas, w 2014 roku, pretekstem do ataku na Sojusz był raport amerykańskiego Senatu o tajnych więzieniach CIA. Ale jak czas pokazał, nie więzienia CIA były dla Majmurka problemem, lecz największa partia polskiej lewicy.
Zombie na sterydach
Był sierpień 2015 roku – dwa miesiące przed wyborami parlamentarnymi. Na łamach Krytyki Politycznej zadano – jakże złowieszcze – pytanie: „może potrzebujemy Sejmu bez lewicy, nawet podzielonego wyłącznie między PiS a PO?”. Artykuł Jakuba Majmurka „Po co trupowi kroplówka?” był reakcją na powstanie Zjednoczonej Lewicy. Dlaczego Zjednoczona Lewica, zdaniem publicysty, była zagrożeniem, a nie szansą dla lewicowych wyborców na polskiej scenie politycznej, zdominowanej przez prawicę? Bo było tam SLD! Wyjaśniał to w swoim ulubionym języku „z krypty”: „SLD jest dziś coraz bardziej politycznym zombie. (..) Zamiast szprycować trupa sterydami, może lepiej pozwolić mu umrzeć do końca?”
Jednym z „trupów” Majmurka, został okrzyknięty wicemarszałek Jerzy Wenderlich. Zdaniem publicysty, warto było trzymać kciuki za porażkę Zjednoczonej Lewicy tylko dlatego, by Wenderlich nie znalazł się ponownie w parlamencie. To, co Majmurek napisał na 60 dni przed wyborami było aż nazbyt jasne: „Naprawdę nie wiem, w czym będzie lepszy parlament z Wenderlichem od parlamentu bez Wenderlicha. Nie mam poczucia, że parlament ze Zjednoczoną Lewicą w jakikolwiek sposób lepiej będzie reprezentował moje interesy niż parlament bez niej.”
Upragniona porażka
Nie mam pojęcia, jakie koneksje ma Jakub Majmurek w zaświatach, ale jego życzenie, aby Sejm VIII kadencji został pozbawiony lewicy, spełniło się. Na pewno nieco popsuł mu humor wynik Jerzego Wenderlicha. W swoim okręgu wyborczym Wenderlich zdobył najwięcej głosów ze wszystkich kandydatów – ponad 25 tysięcy. Wygrał z całą trzynastką, która posłami została. Ale tak jak sobie Jakub Majmurek zamarzył, Wenderlicha w Sejmie nie ma. 25 października 2015 roku był jednym z najczarniejszych dni dla polskiej lewicy. Przegrana Zjednoczonej Lewicy oznaczała, że w Sejmie VIII kadencji zasiądą posłanki i posłowie prawicy, tylko prawicy i samej prawicy. Ale również na lewicy znaleźli się tacy, których ten stan rzeczy ucieszył. Do nich zaliczył sam siebie Jakub Majmurek. Nazajutrz po wyborach napisał na łamach Krytyki Politycznej: „Wolę sensowną lewicę poza parlamentem niż bezsensowny projekt utrzymania średniaków na Wiejskiej”. I najwyraźniej zdania nie zmienił do dzisiaj.
Freud o Majmurku
Potwór z filmu grozy, jakim dla Majmurka był i pozostaje Sojusz Lewicy Demokratycznej – żyje. „Podnosi się, wydaje z siebie przerażający ryk i po raz ostatni stwarza zagrożenie…” – skarży się w swoich „Opowieściach z krypty” przerażony publicysta Krytyki Politycznej. Nie mam dla szanownego kolegi dobrych wieści. Zaintrygowany wieloletnim snem kolegi o rzekomym umieraniu SLD, sięgnąłem do senników. Stoi w nich jasno: sen, w którym ktoś umiera, zapowiada długi żywot „truposza” z sennych marzeń. Nie wiem jak kolega, ale ja w sennikach się nie rozczytuję. Dlatego przewertowałem internet, by poczytać, co sądzi o kolegi przypadku twórca psychoanalizy – Sigmund Freud. Znalazłem! Twierdzi, że sen o śmierci wskazuje, iż w rzeczywistości do „uśmiercanego” delikwenta pałamy wrogością. Tę antypatię nie w pełni sobie uświadamiamy za dnia, ale wyraźnie pojawia się w snach.” Potrzeba więc, kolego, jakiejś terapii, by tę wrogość do SLD wyrugować. Gdybym był belfrem w szkole, zadałbym koledze zadanie domowe: „niech mi tu Majmurek na jutro 50 razy napisze: „nie ma wroga na lewicy”.
No to tyle w tym temacie. Resztę zostawmy psychoanalitykowi. Ewentualnie egzorcyście, bo on też zmaga się z różnymi potworami, zombie i takimi tam, chowającymi się po kryptach. Wróćmy do poważnej dyskusji. Zgadzam się z tym, co kolega Majmurek napisał cztery miesiące temu w weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej: „Zamiast ględzić, trzeba działać. Opozycjo, do roboty!” Choć nie mogę odmówić sobie drobnej złośliwości. Jak się tyle złego pisze o SLD, to i łamy Magazynu Świątecznego Gazety Wyborczej stają otworem.
Szary poseł
Pisząc w artykule „Po co trupowi kroplówka” o posłach SLD poprzedniej kadencji, nazywa ich kolega „szarymi, bezbarwnymi i pozbawionymi wizji”. Pytając równocześnie: „Jakie konkretne ustawy udało się im przeprowadzić, które nie przeszłyby, gdyby tych sił nie było w Sejmie?”. Otóż odpowiadam przykładem pierwszym z brzegu: to inicjatywa ustawodawcza Sojuszu Lewicy Demokratycznej doprowadziła do tego, że od 1 maja 2015 roku wielu emerytom wzrosły emerytury. Uznano wtedy urlopy wychowawcze za okresy składkowe, uwzględniono w kapitale początkowym okres studiów sprzed 1999 roku, dano możliwość wyboru korzystniejszej tablicy dalszego trwania życia. Te zmiany do ustawy o emeryturach wprowadzono z inicjatywy posłanki Anny Bańkowskiej.
Doprowadzenie do obniżenia haraczu na rzecz banków, zwanego interchange, płaconego przy transakcjach kartami płatniczymi. Od tamtego czasu miliard złotych rocznie pozostaje w kieszeniach kupujących. Błyskawiczna likwidacja bankowego tytułu egzekucyjnego – bez rocznego okresu przejściowego, zalecanego przez Trybunał Konstytucyjny. Korzystne zmiany w ustawie o zbiórkach publicznych, likwidujące zbędną biurokrację. To z kolei konsekwencje moich inicjatyw poselskich. I każda posłanka i każdy poseł potrafi koledze taką listę przedstawić.
Jest zwykłą nieuczciwością twierdzenie, że obecność SLD w Sejmie była „zbędna”. Rzeczywiście, nie wszyscy posłowie SLD, opisani przez kolegę Majmurka jako „szarzy i bezbarwni”, pojawiali się codziennie w telewizjach. Pracowali w komisjach sejmowych, zgłaszali poprawki, pisali interpelacje. Anna Bańkowska, Tadeusz Tomaszewski, Stanisława Prządka, Ryszard Zbrzyzny, Krystyna Łybacka i wielu innych. To posłanki i posłowie SLD będący w Sejmie kolejną kadencję. Lub pierwszą – jak ja, Małgorzata Szmajdzińska, uznana w plebiscytach tygodnika „Polityka” za najbardziej pracowitą posłankę w Sejmie, czy Cezary Olejniczak. Sęk w tym, że realna działalność w polityce to suma spraw drobnych i codziennych. Nie widać ich na ekranie telewizora, ani na „jedynkach” portali. Nie piszą o nich tabloidy. Ale publicysta Krytyki Politycznej powinien je znać.
Okulary Majmurka
Okulary już kolega ma, jak widzę. Bo dawniej komuś, kto nie dostrzegał rzeczy oczywistych, mówiło się: „kup se Pan okulary”. Więc niech kolega nie pisze w „Opowieściach z krypty”, że po wyborach „SLD gdzieś zniknęło”. Wręcz przeciwnie. W powszechnych wyborach partyjnych SLD uczciwie „przeliczyło się”. Do wyborów na szefa Sojuszu poszło 15 tysięcy spośród dwudziestu paru tysięcy członków płacących składki. A to „pójście do wyborów” w wielu wypadkach oznaczało sporą wyprawę w sobotnie przedpołudnie stycznia 2016 roku. Bo lokale wyborcze były tylko w miastach powiatowych. Jakaż inna partia ma dzisiaj tylu członków i takie struktury? Zresztą kolega to dostrzega, pisząc, że w powrocie do Sejmu: „potrzebna będzie pomoc jakiejś części aktywów Sojuszu”. Nasze „aktywa” to nasi członkowie. A w powrocie do Sejmu ich praca nie tylko będzie potrzebna, ale wręcz konieczna. Proszę wskazać inną partię lewicy niż SLD, która od wielu miesięcy pojawia się w Sejmie po sakramentalnych słowach każdej sondażowi: „gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę”.
Warto przetrzeć okulary, by dostrzec to, co robią nasi działacze na co dzień. Czy kolega coś wie o poprawkach przygotowanych przez Sojusz Lewicy Demokratycznej do ustawy o świadczeniach 500+? Sam je wręczałem posłom wszystkich klubów w Sejmie. Były zgłaszane na sali sejmowej. Czy kolega wie, że wraz z OPZZ walczymy o to, by pracujący w niedziele dostawali wynagrodzenie co najmniej dwa razy wyższe niż w dzień powszedni? Że nazajutrz po odrzuceniu przez Sejm projektu obywatelskiego „Ratujmy Kobiety”, SLD złożyło w Sejmie swój projekt (w formie petycji), dotyczący rozszerzenia dopuszczalności dokonywania aborcji. I tak dalej. Wymienienie wszystkiego, co Sojusz przez ten rok zrobił, zapełniłoby szpalty dzisiejszej Trybuny do cna. Nawet jak o tym nie pisali i nie mówili w mediach, publicysta Krytyki Politycznej powinien to wiedzieć.
Kłopot z amunicją?
Nie chcę się znęcać nad kolegi „Opowieściami z krypty”. Próbą deprecjonowania programu partii – mojej partii. Przeczytałem tekst dokładnie, nawet kilkakrotnie. I odnoszę wrażenie, że w wielu miejscach, miał kolega kłopot. Z jednej strony przemożną chęcią „dowalenia IM”. Z drugiej – brakiem amunicji. Skupmy się więc może tylko na tym jednym zdaniu artykułu: „Ponowne wejście lewicy do Sejmu jest konieczne, by PiS nie wzięło drugiej kadencji.” Podpisuję się pod nim obiema rękami. To powinien być nasz wspólny i najważniejszy cel. Wojna na lewicy go nie przybliża – też się na pewno zgadzamy obaj. Jak już musimy strzelać – to nie do siebie. Wszak rządzący codziennie dostarczają nam nowego zapasu amunicji. Starczy dla całej opozycji.
A na lewicy potrzebny jest pokój. A przynajmniej rozejm.