Rok 1993 był dla Polski wyjątkowy. Odzyskiwała ona pełnię suwerenności. Po blisko półwiecznej obecności wojsk rosyjskich na naszej ziemi wracały one do swego kraju.
W okresie PRL zabezpieczały one nie tylko hegemonię ZSRR w regionie Europy Wschodniej, ale także kwestionowaną często na Zachodzie, a szczególnie w RFN polską granicę na Odrze i Nysie. Dla powstałej w 1991 r. Federacji Rosyjskiej pozbywanie się tej hegemonii było trudne, ale dla Polski konieczne, aby z systemu bezpieczeństwa lat zimnej wojny /“równowagi strachu“ supermocarstw/ przejść do systemu bezpieczeństwa w oparciu o nasze członkostwo w NATO i Unii Europejskiej.
Dla mnie osobiście pamiętny rok 1993 też był czasem szczególnym.Będąc oficerem-nielegałem UOP podjąłem wówczas pracę w Ministerstwie, warto przypomnieć, Spraw Zagranicznych. Oczywiście nie mogłem skorzystać z żadnego poparcia instytucjonalnego, bowiem groziłoby to dekonspiracją. Jednak solidne wykształcenie akademickie, znajomość języków obcych i – co tu ukrywać – licznych wpływowych osób z tworzącej się wówczas elity politycznej RP spowodowało, że w maju owego roku podjąłem pracę w Departamencie Europa II zajmującym się stosunkami z Rosją jako radca ministra. Ponieważ specjalizowałem się w sowietologii, logiczne było zaangażowanie mnie do przygotowania dokumentów negocjacyjnych prowadzących ku tej historycznej, jak wówczas mówiono w żargonie ministerialnym, „wycofce“. Warto przypomnieć te wydarzenia i nie mniej ważne okoliczności, które im towarzyszyły.
Zanim doszło do symbolicznego, złożonego 17 września, w rocznicę najazdu Armii Czerwonej na Polskę w 1939 roku, meldunku gen.Leonida Kowaliowa, szefa Północnej Grupy Wojsk, którym powiadamiał prezydenta Lecha Wałęsę o tym, że ostatnie oddziały rosyjskie opuściły Rzeczpospolitą, nastąpiły przedtem bardzo istotne fakty.
Po pierwsze – konieczne było nowe określenie pozycji Polski w europejskiej strukturze bezpieczeństwa. Opracowywano więc strategię negocjacji na ten temat z prezydentem Rosji – Borysem Jelcynem, który miał przybyć do Polski w sierpniu 1993 r. Ówczesny minister spraw zagranicznych Polski – Krzysztof Skubiszewski, świetny prawnik, człowiek nienagannych manier i ostrożny polityk, zakładał, że wszystko, co uda się wytargować u Rosjan to to, że Rosja nie będzie gwarantem naszej niepodległości wraz z mocarstwami zachodnimi, na zasadzie „równego dystansu“. Pozwalałoby to w przyszłości nie pytać wschodniego sąsiada o zdanie co do przynależności do sojuszy. Taka była tonacja rozmów ministra z jego odpowiednikiem rosyjskim – Kozyriewem, wieczorem, pierwszego dnia wizyty Jelcyna w Warszawie, przebiegającej w dniach 24–26 sierpnia 1993 roku. Podobne sugestie otrzymał z MSZ prezydent Lech Wałęsa w sprawie swych bezpośrednich spotkań z prezydentem Rosji. Trudno się dziwić temu, co ludziom patrzącym dziś z ahistorycznej perspektywy wydawać się może politycznym minimalizmem. Ówcześnie było to bowiem zdroworozsądkowe maximum…
Jednak kolacja w Helenowie, na którą wieczorem i w nocy z 24 na 25 sierpnia prezydent RP zaprosił rosyjskiego gościa, zmieniła wszystko. Wałęsie udało się wtedy uzyskać od Jelcyna sformułowanie,że „zamiar wstąpienia Polski do NATO sprzyja stabilizacji politycznej w Europie i nie jest sprzeczny z interesem Rosji“. Mimo, że kolejnego dnia, 25 sierpnia, w Belwederze, minister Kozyriew i marszałek Graczow przekonywali Jelcyna, iż jego zapewnienia z Helenowa należy uznać za niebyłe, a minister Skubiszewski był zdania, że forsowanie tego sformułowania przez Wałęsę jest bez szans, to jednak Jelcyn pod konsekwentnym naciskiem polskiego prezydenta wyraził nań zgodę. Nastąpił wtedy fakt, absolutnie unikalny w historii współczesnej dyplomacji! Do gotowego tekstu deklaracji obu liderów odręcznie dopisano, nieco zmodyfikowane, owo historyczne zdanie. Było to wielkie polskie zwycięstwo na forum polityki międzynarodowej. Ono właśnie prowadziło zarówno do wycofania wojsk rosyjskich wtedy, jak i do dzisiejszej pozycji Rzeczypospolitej w strukturach NATO.
Po drugie – nim te oddziały wróciły do siebie, nastąpiło kilka istotnych gestów z ich strony, a faktycznie ze strony Federacji Rosyjskiej. Gestów mało znanych i jak wiadomo, poczynionych na prośbę władz polskich, premiera Tadeusza Mazowieckiego.
W końcu lat PRL, w 1989 roku udało się ówczesnym władzom polskim zakończyć kilkuletni, ostry i niebezpieczny także dla przyszłości stosunków polsko-niemieckich, zapomniany obecnie konflikt graniczny w Zatoce Pomorskiej. 22 maja 1989 roku podpisano umowę PRL-NRD w sprawie rozgraniczenia obszarów wodnych i kotwicowisk w Zatoce Pomorskiej, co spowodowało, że statki zdążające do Świnoujścia i Szczecina nie musiały przekraczać granicy międzypaństwowej na wodzie. Dopiero wtedy władze NRD poszły na rękę Polakom, jak wcześniej Duńczykom i Niemcom z RFN, odblokowując dojścia do ich portów /tory wodne i kotwicowiska/. Wcześniej, po rozszerzeniu w 1985 r. z 3 do 12 mil morskich swych granic morza terytorialnego, uporczywie nękały Polaków, łącznie z ostrzelaniem naszego toru wodnego, co zmusiło polską Marynarkę Wojenną do konwojowania statków.
Jednak w okresie zjednoczenia Niemiec, sprawa granicy na Odrze i Nysie stanęła na ostrzu noża, gdyż prawnicy niemieccy nie uznali układów granicznych PRL z NRD w 1950 r. i z RFN w 1970 roku, za wiążące dla zjednoczonych Niemiec. Kanclerz Kohl i władze RFN opóźniały cały proces ostatecznego uznania naszej zachodniej granicy, łącznie z ratyfikacją zawartego traktatu granicznego RP-RFN. Traktat przyjęty 14 listopada 1990 został ratyfikowany dopiero po roku, 16 grudnia 1991 r. Dlatego dwaj kolejni premierzy polscy Mazowiecki i Bielecki wykorzystywali obecność wojsk rosyjskich do naciskania na RFN. Mimo upadku prestiżu Rosji w tamtych latach, trudno było lekceważyć jej siłę zbrojną. Było to wyraźne „pogrożenie palcem“ tym, którzy liczyli jeszcze na zmianę terytorialnego status quo. Ostatnią rosyjską jednostką bojową, która opuściła Polskę 28 października 1992 r., była 24. Brygada Kutrów Rakietowo-Torpedowych Floty Bałtyckiej ze Świnoujścia. Po niej zwijano już tylko jednostki tyłowe i struktury dowodzenia. Nie bez kozery szczeciński arcybiskup Majdański, prosił wiernych, by „modlili się o polski Szczecin i o tor wodny“… Bywali wówczas hierarchowie dbający także o interes państwa. A pamiętamy znamienne słowa św. Papieża Jana XXIII w 1962 r., że Polska wróciła na „ziemie po wiekach odzyskane“.
Tak więc, gdy prezydent Wałęsa zaprosił cały zespół pracujący nad umowami z Rosją, dotyczącymi „wycofki“, do swej rezydencji w Otwocku, stawiliśmy się tam w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Obecni byli, nieżyjący już teraz, dyrektorzy departamentów Tomasz Lis i Jakub Wołąsiewicz, był wiceminister Iwo Byczewski, byłem i ja. Prezydent witał się z każdym osobiście i dziękował.
Nie obawiając się popadania w patetyczną tonację, byliśmy wówczas świadkami tryumfu polskiej racji stanu, zgody narodowej i strategicznego myślenia w kategoriach propaństwowych. Warto to przypomnieć i pamiętać dzisiaj, gdy niektórzy politycy negują prawno-międzynarodową kontynuację powojennej Polski i obowiązek przestrzegania międzynarodowo-prawnego jej następstwa przez obecną Rzeczpospolitą.
“Wycofka”rozpoczęła, zakończone niedawno, ponad ćwierćwiecze pełnej suwerenności Polski, podczas którego w naszym kraju nie stacjonowały, rotacyjnie lub permanentnie, jednostki obcych armii. Rozmieszczone,jak stanowi tekst zawartych ostatnio przez rządy Polski i USA umów, w bazach eksterytorialnych,na obszarze wyjętym spod podległości państwu polskiemu.
Personel kontyngentu amerykańskiego, w sprawach wynikających z pełnienia zadań służbowych, nie będzie podlegał prawu polskiemu. Ta zasada, owoc bilateralnych ustaleń, pozostawia bardzo szerokie pole interpretacyjne, sprowadzając ją de facto do statusu immunitetu wymienionych podmiotów. Przywileje te, tudzież gros infrastruktury, z której uprzywilejowani i ich sprzęt będą korzystali oraz koszty logistyki tych wojsk zostaną sfinansowane przez stronę polską lub mówiąc prościej – z kieszeni polskich podatników.
Tomasz Turowski – pułkownik polskiego wywiadu, wcześniej PRL, a później, jako pozytywnie zweryfikowany, w RP. Także dyplomata (m.in. ambasador RP na Kubie i min. pełnomocny oraz ambasador tytularny w Moskwie) i dziennikarz. Bohater paru filmów dokumentalnych zrealizowanych przez zachodnioeuropejskich producentów. Obecnie w stanie spoczynku, pisze książki. Współautor bestsellera „Kret w Watykanie“, który doczekał się kilku zagranicznych tłumaczeń. Autor sensacyjnej trylogii: „Dżungla we krwi“, „Krwawiące serce Azji“ i „Moskwa nie boi się krwi“. Wydał także książkę “Egzekucja”, z pogranicza sensacji i political fiction oraz …tomik poezji. Dwie kolejne pozycje z gatunku spy-story są przygotowywane do druku.