8 listopada 2024

loader

„Wyklęci” – czyli kto?

W hołdzie „Żołnierzom Wyklętym”- bohaterom antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienie dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób, przeciwstawili się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu- stanowi się co następuje:
Dzień 1 marca ustanawia się Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.
Ustawa z dnia 3 lutego 2011 r.

Poprzedni tekst- „zbrodnicze bandy”…mam taką nadzieję, że zwrócił Państwa uwagę na ten- po ludzku -bardzo bolesny i zarazem bardzo wrażliwy czas naszej powojennej historii. Jednocześnie czas 10 lat od wejścia w życie wiadomej ustawy i corocznego świętowania „wyklętych”, także pozostawił w naszej pamięci ślady. Choćby sięgania do rodzinnej pamięci sprzed 65-75 lat, odpowiadania na pytania dzieci i wnuków, o tym co usłyszały na lekcjach historii, nawet religii, gdzie uczestniczyły w składaniu wieńców, co księża mówili w kościele itp. Do tego komentarze medialne…środowiskowe dyskusje. Trudno znaleźć odpowiedź na pytanie- gdzie leży prawda? Dziwne to, ale łatwiej dostrzec „czyja” ta prawda jest i jaka. Że często rozmija się z faktami, których naocznymi świadkami byli nasi rodzice, dziadkowie- ku zdumieniu kilku milionów Polaków, jakby straciło sens, znaczenie. Może tylko czasowo …

Mając w pamięci podanych tylko kilka przykładów zbrodni, hańbiących istotę ludzką, proszę raz jeszcze przeczytać zacytowany fragment ustawy, by wspólnie zastanowić się nad znaczeniem użytych określeń i zwrotów.

„Wyklęci”- ustawą „czyści”

Słownik języka polskiego pojęcie „wyklęty” objaśnia jako „wyrzec się kogoś, potępić go przeklinając”. Logicznym jest, że w tych określeniach mieszczą się czyny, zachowania, postępowanie, zasługujące w ludzkiej ocenie właśnie na „potępienie”, na wyrzeczenie się go ze swej pamięci, rodziny, ze znajomości z nim, itp. Jednakże ustawa interpretuje odwrotnie, jako osobę zasługującą na uznanie, pochwałę, na przywrócenie do ludzkiej pamięci. Krótko mówiąc-czyny, które „kiedyś” były złe, wróciły do chwały! Mocą tej ustawy uzyskały nie tylko „nowe oblicze”. Na Polaków -głównie na młodzież szkolną, został nałożony obowiązek ich szanowania, czczenia, brania z nich przykład jako wzorzec wychowania i postępowania! Pokażcie Państwo w historiografii podobną interpretację. Stało się to w Polsce XXI wieku.

Przeczytajcie Państwo raz jeszcze- „w hołdzie żołnierzom wyklętym”; „bohaterom”; Pomyślcie – „żołnierz” zabijający bezbronne kobiety, dzieci, starców, palący ich żywcem (oszczędzał amunicję)-pisałem wcześniej. Przecież pytanie -czy to byli antykomuniści- to nie tylko obraza rozumu, a pytającego należy uznać durniem! Morderca- nazwany „żołnierzem”, teraz zasługuje na „hołd” czyli na wdzięczność, szacunek. Jak nazwać to bestialstwo, wprost barbarzyństwo? Teraz-od 1 marca 2011 r. „bohater” w powszechnie, pozytywnie rozumianym pojęciu. Postawcie sobie Państwo pytanie i pomyślcie- mając przed sobą choćby poprzedni tekst- dlaczego ewidentny zbrodniarz, oprawca uzyskał tytuł do chwały? Uzasadnienie tego, pokrętnego myślenia jest w cytowanym fragmencie. Skłania ono do postawienia takich pytań:

Czy „obronę niepodległego bytu Państwa Polskiego” można było realizować „dobrze i mądrze”, mordując osoby cywilne, napadając i okradając obiekty użyteczności publicznej? Czy napady na posterunki MO miały i mogły doprowadzić do „niepodległego bytu”? Czy tak „bronili niepodległego bytu Państwa”? Przecież to „Państwo” dopiero było terytorialnie i politycznie kształtowane – podkreślam- nie przez Polaków, ale przez Wielką Trójkę w Teheranie (1943), w Jałcie i Poczdamie 1945! Czy i na ile rząd londyński miał wpływ, był słuchany, mógł być inny ustrój a przynajmniej bardziej demokratyczny – szansa była, nie dziwcie się Państwo Czytelnicy. Skrótowo powiedzieć można tak – rząd londyński, czy to kierowany przez gen. Władysława Sikorskiego, Stanisława Mikołajczyka czy Tomasza Arciszewskiego był przeciwny, wrogi ZSRR, choć utrzymywał stosunki dyplomatyczne, zerwane po ujawnieniu Katynia w 1943 r. (Churchill gen. Sikorskiemu mówił- „Wiemy, że bolszewicy są zdolni do okrucieństwa. Ale martwcie się o żyjących, a nie o martwych”). Proszę sięgnąć po książkę Eugeniusza Guza „Londyński rodowód PRL”. Autor był wielokrotnie postponowany za sam tytuł- londyński rodowód! To ciężka obraza prawicy, by przypisywać jej jakąkolwiek odpowiedzialność za powojenne rządy w Polsce. Ta książka jest spisana na zapomnienie- od Czytelnika wymaga wyobraźni, zachęcam do przeczytania. Jej przesłanie-gdyby rząd londyński, jego przedstawiciele w kraju, różne polityczne partie chciały się „dogadać” ze sobą!- podkreślam-skład „rządu lubelskiego” pozwalałby uniknąć a przynajmniej osłabić skalę stalinizacji w Polsce, lata 1947-1953, nawet do 1956. Bierut i Gomułka- tak! czynili takie starania, oczywiście z myślą o przewadze w rządzie swoich zwolenników, obawiali się partyzantki, bratobójczej walki, a stąd i „pomocy” NKWD. Stalin i Churchill, podejmowali mediację, nie uzyskali wzniesienia się naszych polityków z różnych orientacji ponad często słuszne urazy i waśnie, które wtedy należało odłożyć na inny czas. Potrzebny był rozum i wyobraźnia o przyszłości Polski. Ale nie karabin i zbrojne podziemie!

Lata1944-1945, to „sowiecka agresja” czy okres walk o wyzwolenie Polski spod okupacji hitlerowskiej? Czytając te określenia, trudno uniknąć zdumienia – trzeba na głowę upaść, by coś takiego napisać w „Ustawie”- akcie prawa. Trzeba pogubić się w czasie, datach i faktach, by wprowadzać w błąd posłów i „zwykłych” Polaków.

Podziemie przeciwko ZSRR-„z czym do gości”! („chcecie pobić Rosję, zostawiamy to wam”- Churchill). Także tu potrzebny był rozum, nie karabin. Oczywiste jest, że Stalin będzie dążył, by ZSRR było mocarstwem i miało ogromne terytorium- jak carska Rosja! Od stworzenia świata wiadomo, że terytorialną wielkość kraju buduje się kosztem sąsiada, podbojów. Przecież w latach 1944- 1947, gdy trwała nasza krwawa bijatyka we wschodnich województwach- nie powstały samodzielne państwa- Litwa, Łotwa, Estonia, ale jako „republiki radzieckie”. Polska zachowała państwowość-od lat „poszerzając” uzyskaną sferę suwerenności, po 1956 r. Polityczni i „historyczni” pluje na PRL tego nie pamiętają, a wciąż obrzydzają młodemu pokoleniu Polaków.

Bohdan Piętka, w tekście „Polska albo republika radziecka”, Przegląd nr 27, 29.6-5.7.2020, pisze- „Do realizacji scenariusza z Polską jako republiką radziecką mogli doprowadzić ci, których dzisiaj określa się patetycznym mianem >żołnierzy wyklętych<, dążący do wywołania powstania narodowego przeciw ZSRR, naiwnie wierzący w pomoc Zachodu lub szybki wybuch III wojny światowej. Gdyby ich działalność uzyskała szerokie poparcie narodu, czyli gdyby w Polsce w 1945 r. doszło do wybuchu powstania antyradzieckiego, oczywista klęska tego powstania położyłaby kres jakiejkolwiek państwowości polskiej”. „wyklęty” -prawem „żołnierz” Proszę o analizę wspomnianej ustawy, w tym cytowanego fragmentu, z punktu widzenia prawa, wówczas i dziś obowiązującego, zwracając uwagę na dwa zasadnicze fakty. Pierwszy- 19 stycznia 1945 r. decyzją Komendanta Głównego AK, gen. Leopolda Okulickiego, AK- walcząca z hitlerowskim okupantem została rozwiązana. Tu ciekawostka- gen, Wojciech Jaruzelski i Aleksander Kwaśniewski, w przeddzień obchodów Dnia Zwycięstwa w Moskwie (maj 2005 r.), wspólnie złożyli kwiaty na grobach ofiar NKWD na Cmentarzu Dońskim- m.in. na grobie gen. Leopolda Okulickiego. Jak nazwać dowódców i ich oddziały, które nie podporządkowały się temu rozkazowi? Co złego by nie mówić o rządzie londyńskim, te oddziały nie były mu podporządkowane, nie wydawał im dyspozycji. Inną kwestią-oczywiście naganną, są różnego rodzaju inspiracje, „podpowiedzi”, zachęcające do- powiem oględnie-czynów zbrojnych. Także te oddziały nie podporządkowały się „rządowi lubelskiemu” i nie rozwiązały się. Podobnie oddziały NSZ, NZW. Gdyby tylko prowadziły akcje propagandowe, sabotażowe- co też byłoby naganne, można byłoby tłumaczyć takie zachowanie „przeświadczeniem ideowym”, itp. Przez fakt nie wykonania tego rozkazu- od 20 stycznia 1945, przyjmijmy, że od lutego- marca, stały się oddziałami samozwańczymi. Tu stawiam pytanie- jak w Polsce, w każdej armii na świecie-jest traktowany i nazywany żołnierz, który nie wykonuje rozkazu? Jeśli ktoś w tym miejscu chce podjąć dyskusję o „jakości i sensie” wydanego rozkazu- odpowiadam. Żołnierz, a więc każdy noszący mundur, ma prawo zażądać na piśmie wydania mu tego rozkazu, który w jego ocenie danej, konkretnej sytuacji jest sprzeczny z obowiązującym prawem, jego poczuciem żołnierskiego honoru, wewnętrznym, duchowym odczuciem, sumieniem. Po spełnieniu tego żądania- rozkaz powinien wykonać, a całą odpowiedzialność ponosi dowódca wydający rozkaz. Ktoś tu powie- to „piękna teoria”, a praktyka, życie codzienne jest złożone i trudne. I tu macie Państwo rację- jaką? Dla „wyklętych” punktem odniesienia jest II Rzeczpospolita, jej wojsko. To oczywiste, innej RP nie znali. Wtedy, głównie w latach 1923-1939 co najmniej kilkuset robotników i chłopów padło od kul Wojska i Policji w Krakowie, Tarnowie, Lwowie, Włocławku, województwie rzeszowskim, Małopolsce Wschodniej. Były tysiące rannych, pobitych i w różny sposób poszkodowanych. Nikt wtedy, przed wojną takich czynów wojska nie ocenił krytycznie, nie potępił! Tu jeszcze jeden przykład.

Podczas przewrotu majowego 1926 r. zginęło 215 oficerów i żołnierzy oraz 164 osoby cywilne. Dlaczego- bo żołnierz strzelał do żołnierza, do cywili, także do okien z których obserwowali uliczne zajścia. Proszę- oceńcie to Państwo sami. Może tym usprawiedliwicie postępowanie „wyklętych”. Rozumiem osoby dociekliwe, które postawią pytanie- co mieli robić w 1946 r. i latach następnych. Wyjścia były co najmniej trzy. Pierwsze- skorzystać z amnestii w styczniu 1945 r. i później- z lutego 1947 r. W obu przypadkach-front wschodni przechodził albo przeszedł przez Polskę. Było wiadomo, że Niemcy „padną”. I też było wiadomo, że Polska będzie tylko w strefie wpływów ZSRR. Dlaczego- bo Zachód, głównie USA nas nie chce. Już w marcu 1946 r. Churchill w Fulton „zaciągnął” żelazną kurtynę. Tę ocenę należy wbić sobie do głowy. Rozumiem -tego nie uświadamiali sobie „wyklęci” w lesie. Ale dobrze to wiedział rząd londyński, jego czołowe postacie. Pisałem o tym, powtarzam. 14 października 1944 r., (czyli po upadku Powstania Warszawskiego, za którego wybuch ten rząd odpowiada, co od lat się przemilcza w sierpniu każdego roku), Winston Churchill (wkurzony) podczas rozmowy z premierem Stanisławem Mikołajczykiem m.in. mówi-„Nie jesteście żadnym rządem, jeżeli nie możecie podjąć żadnej decyzji. Jesteście warchołami, którzy chcą zburzyć Europę. Odwołam się teraz do innych Polaków, zwłaszcza, że rząd lubelski może funkcjonować doskonale. On będzie rządem. Pana argumenty to tylko zbrodniczy pomysł wywołania rozłamu między sojusznikami za pomocą waszego liberum veto. Jeżeli chcecie pobić Rosję, zostawiamy to wam. Mam wrażenie, że jestem w domu obłąkanych. Nie wiem, czy rząd brytyjski będzie was nadal uznawał”.

Wybaczcie Państwo wprost banalne pytania- czy premier nie wiedział, że terytorialnie Polska leży między Rosją i Niemcami i którędy Armia Radziecka będzie szła na Berlin?; czy jeszcze wtedy liczył że Wielka Brytania i USA zapewnią temu rządowi „władanie” w Polsce; czy nie mógł pojąć, że trzeba się dogadać z „rządem lubelskim”. Tu taka ciekawostka. W sierpniu 1944 Stanisław Mikołajczyk był w Moskwie, rozmawiał ze Stalinem, który namawiał go na funkcję premiera w rządzie lubelskim- tak! Oczywiście, trzeba mieć świadomość, że jego zgoda wywołałaby wściekłość- jak dziś mówimy- „betonu” wśród swoich w Londynie i trudno przewidzieć ich reakcje. Ale wtedy jeszcze Churchill i Roosvelt popierali Mikołajczyka- była więc nić szansy, nadziei na „inny skład” rządu lubelskiego, wciąż pamiętając o znaczącym miejscu i roli osób bliskich ideowo Moskwie. Tuż po Jałcie, Stanisław Grabski opublikował apel-„dogadajmy się z Moskwą… bo to daje nam jedyną szansę po pierwsze, na Ziemie Zachodnie, po drugie – na przetrwanie państwa”. Oświadczył – „jadę do Warszawy, gdyż tylko tam jeszcze dla Polski da się coś zrobić”. Nawiasem wspomnę, iż był on i Mikołajczyk – członkami delegacji rządu na Konferencję w Poczdamie. Z USA przyjechał prof. Oskar Lange, ks. Orlemański, inni. Drugi wyjście – po prostu się rozejść, rozwiązać się, zakopać broń. Wrócić do domu rodzinnego, podjąć pracę lub wyjechać na Ziemie Odzyskane. Trzecie- teoretyczne: siedzieć cicho w lesie, jak długo? Czy chłopi z „dobrego serca” mieliby ich żywić, „po cichu”? Zapytam wyraźnie – proszę wskazać kraj, którego władza toleruje różne grupy, dopuszczające się rabunków, napadów, przestępstw, nie wykluczając morderstw – po prostu ich nie „widzi” i nie reaguje? Przecież te „grupy” nosiły żołnierskie mundury, występowały z bronią, co zaświadcza kilkaset zdjęć!

Znacie Państwo taki kraj? Dlaczego więc ci, którzy nie respektują władzy na danym terenie, nie mają być nazwani „bandami podziemia”? Dlaczego nazywa się ich „wyklętymi”? Drugą kwestią, barierą były Kresy Wschodnie. Czyli nowy kształt wschodniej granicy i konieczność przesiedlenia. Z politycznego i ludzkiego punktu widzenia to bardzo złożony i bolesny temat. Przez kilka wieków tzw. Kresy Wschodnie były częścią ziem Polski – od Unii Lubelskiej z 1 lipca 1569 r. Tak z ciekawości- zapytajcie Państwo dzieci i wnuków, co wiedzą o tym i jak rozumieją. Mieszkańcami byli Polacy, Ukraińcy, Tatarzy, Rosjanie. Ich współżycie w sensie narodowościowym układało się różnie-dla Polski to wstydliwa karta, władza miała dla nich „ciężką rękę”. Że tak było-dwa przykłady. W 1934 r. nacjonalista ukraiński dokonał zamachu w Warszawie (ul. Foksal) na szefa MSW Bronisława Pierackiego, mszcząc się za nasze surowe postępowanie wobec Ukraińców. Będę tu brutalny i zapytam- dlaczego podziemie „walcząc z komuną” nie organizowało zamachów na przedstawicieli władzy w Warszawie? Drugi- we wrześniu 1939 r. narodowe mniejszości witały Armię Czerwoną z flagami i kwiatami, jako wyzwolicieli spod „polskiego jarzma”. Znam to z kilku publikacji i od naocznego świadka, młodego Wojciecha Jaruzelskiego gdy rodzina uciekała na wschód, we wrześniu 1939. Straciliśmy te ziemie mocą decyzji Wielkiej Trójki. Nasz historyczny sentyment, pamięć itp. były bolesne. Nie mniej bolesna była konieczność opuszczenia „rodzinnych gniazd” przez Polaków i Ukraińców. Trzeba było zostawić przez lata gromadzony dobytek, groby bliskich … Zdecydować w mieszanych, polsko- ukraińskich rodzinach, gdzie dalej żyć. Tu szczegół- Generał Zdzisław Rozbicki opisał przypadek w ukraińsko- polskiej rodzinie. Syn, przyszedł do ojca z bronią i przekonywał że dowódca ukraiński polecił zabić Polkę – Jadwigę, jego matkę i żonę. Ojciec i mąż nie był w stanie zdeterminowanemu synowi wybić z głowy takiego czynu. Wreszcie wziął ten jego pistolet i zabił syna. Z żoną uciekli do Polski, na Ziemie Odzyskane. Zachęcam do refleksji i przeczytania tekstu w Trybunie. Proszę się zastanowić, czy oddziały zbrojnego podziemia miały na celu utrzymanie Kresów w polskich granicach? Nie spotkałem takich argumentów, poza „walką z komuną” oraz „nową okupacją”.

Tu taka, historyczna ciekawostka. Kresy Wschodnie w pewnym sensie symbolizuje „linia Curzona”. Była linią demarkacyjną między wojskami polskimi a Armią Czerwoną z lipca 1920 r., jaką uznali uczestnicy konferencji w Spa. Tu zwracam Państwu uwagę- kto pamięta, żeby mówiono o niej gdy obchodziliśmy 100. lecie odzyskania niepodległości 2-3 lata temu? Przecież ją Zachód ustalił, Churchill i Stalin uznawali za obowiązującą! Wskazana w nocie dyplomatycznej Szefa MSZ W. Brytanii, lorda Georga Curzona, do Szefa MSZ ZSRR (RFSRR), Gieorgija Cziczerina. „Linia” ta, była wcześniej, tj. 8 grudnia 1919 r. wskazana przez mocarstwa sprzymierzone w ich „deklaracji” w sprawie tymczasowej granicy wschodniej Polski, opartej na etnicznym rozmieszczeniu ludności. Właśnie ten szczegół-deklaracja państw zachodnich które już w 1919 r. ją wskazały, biorąc pod uwagę narodowość, czyli mieszkających tu Ukraińców, Polaków, Rosjan, itp Nie daje to Państwu nic do myślenia? Z tym Polska nie chciała się pogodzić. Stańmy przed lustrem, spójrzmy sobie w twarz. Wtedy rozdzielano Ukraińców i Rosjan od Polaków. Po co? Byśmy- w dzisiejszym języku-byli narodowo „czyści”. Bądźmy wobec siebie szczerzy. Trzeci- Ustawa jest przykładem działania prawa wstecz! Powtórzę, przyjęta 3 lutego 2011 r. Prawo wstecz. Które państwo w Europie, w UE honoruje takie prawo? Do tego ma ono na celu oczyszczenie zbrodniarzy z ewidentnych morderstw. To osobny, kolejny temat. Istota „żołnierzy wyklętych” Zapewne Państwo zauważyli, że od kilku lat jest pojęciem powszechnym. Osobiście go unikam, gdyż kojarzenie wyklęcia z „żołnierzem” jest barbarzyństwem w naszym, polskim przypadku. Żołnierz ma u nas historycznie konotacje patriotyczne, jako obrońca, wyzwoliciel walczący „za naszą i waszą wolność”. Żołnierz, osoba służąca społeczeństwu pomocą, np. poprzez prace na rzecz gospodarki narodowej (dziś tak wyśmiewaną) czy udział w akcjach ratowniczych, ochronie porządku. Tego nikt nie może, nie powinien wystawiać pokrętnie na doraźnie polityczne cele, nawet plując na PRL-fałszywie oceniać i tłumaczyć! Kto z b. żołnierzy służby zasadniczej pamięta promowanie czynów żołnierzy-bohaterów czasu pokoju.

Pierwsze pytanie-czy wszyscy z powojennego podziemia byli „bohaterami”, czy też zabójcami- kobiet, dzieci, starców? Jeśli byli rabusiami, po prostu złodziejami, napadającymi na sklepy, banki, listonoszy itp. to po 70 latach zasługują na szczytne miano żołnierza, do tego z przymiotnikiem „wyklęty”? Tu wręcz sensacja! Przegląd nr 9, 22-28 lutego br. opisuje jak Stanisław Matuszak, karany w latach 50-tych więzieniem za napady i kradzieże, oszukał IPN, wyłudzając jako od kilku lat „wyklęty”, sumę 355 tys. zł odszkodowań, za „krzywdy” jakich doznał. Szczęściem, dyrektor archiwum IPN Pan Rafał Dyrcz, przyznał przed Sądem w Krakowie, że historycy zostali oszukani. Słowa uznania, Panie Dyrektorze! Przeczytajcie Państwo ten tekst. Słowa podziękowania Redakcji Przegląd, za publikacje „zasług wyklętych” Choćby powyższe przykłady stanowczo przeczą uznaniu ich tym zaszczytnym tytułem. Żołnierz zawsze walczył z wrogiem, uzbrojonym żołnierzem. Czynem honorowym było udzielenie pomocy rannemu żołnierzowi wroga. Tak np. postąpił późniejszy gen. Stanisław Skalski, który 2 września 1939 r. zestrzelił niemiecki samolot, wyciągnął i opatrzył rannego pilota, do końca życia przyjaźnił się z jego rodziną. Zachęcam Państwa do przeczytania książki o tym asie polskiego lotnictwa, autorstwa Pani Katarzyny Ochabskiej. Czytanie tej książki będzie przyjemnością, przekonajcie się Państwo. Z lat ’90 pamiętam jak koledzy odbywający praktyki wojskowe w Bundeswehrze – były takie!- wskazywali na oburzenie niemieckich oficerów, gdy mówili, że podczas wojny Wehrmacht strzelał do cywili, żądali dowodów. Usprawiedliwiali, że to policja, gestapo, SS, nie liniowy żołnierz (byli uczuleni na „żołnierską postawę” nawet na wojnie).Choć dowody są ewidentne, np. w Bydgoszczy 3 września 1939 r. Kto z Państwa pamięta z podręcznika historii zdjęcie niemieckiego żołnierza strzelającego do kobiety, osłaniającej własnym ciałem dziecko? Do symboli hitlerowskiego barbarzyństwa podczas II wojny są zaliczane: zagłada wsi Sochy (podczas akcji wysiedlania z Zamojszczyzny), 1 czerwca 1943 (gm. Zwierzyniec, pow. Zamość), zginęło ok. 200 osób (88 mężczyzn, 52 kobiety, 45 dzieci) z rąk żołnierzy Wehrmachtu, wieś spalono, ocalał 1 dom. Ponadto- Michniów (kieleckie); Lidice (Czechy), Oradur- Sue-Glane (Francja).

Użycie broni przez Wojsko w okresie II RP, np. podczas przewrotu majowego czy innych, ulicznych protestach było na różne sposoby tłumaczone i wyjaśniane, regulaminy wojskowe -m.in. opracowane przez ppłk Grota Roweckiego wówczas użycie dopuszczały. Nigdy nie było przedmiotem uznania, tym bardziej dumy. Zawsze było traktowane jako bolesna skaza na mundurze, na żołnierskim honorze. Tak było w okresie PRL. Wojska nie używano bezpośrednio przeciwko cywilom. Nie ma przypadku, by żołnierz strzelał do kobiet i dzieci. Użycie w Grudniu ’70 opisałem wcześniej (21-22 grudnia 2020) Ostatnio zweryfikowane dane: walkę w podziemiu prowadziło w 1945- ok.13-17 tys. osób, w 1946-ok.8,6-8,8 tys. Po amnestii w 1945- 1947, już ok. 1,8 tys. Po 1950, walczyło zbrojnie ok.250-400 ludzi. Zabito 7672 „leśnych” (Maria Turlejska podaje 8668). W latach 1944-54, wydano ok. 5 tys. wyroków śmierci, wykonano ok. połowy. W walce ze zbrojnym podziemiem zginęło: 4018 milicjantów, 495 funkcjonariuszy ORMO oraz 1616 UB. Ponadto, 3729 żołnierzy WP, KBW, WOP. Ofiary wśród osób cywilnych: 5143, w tym 187 dzieci do lat 14. Łącznie ok. 15 tysięcy. Moralną ocenę walk „wyklętych” zawiera kolejny tekst.

Gabriel Zmarzliński

Poprzedni

Chiny: skuteczna walka z ubóstwem

Następny

Gospodarka 48 godzin

Zostaw komentarz