18 maja 2024

loader

Wzięli sprawy w swoje ręce

Związek Nauczycielstwa Polskiego złożył w Sejmie własny projekt ustawy, zakładający finansowanie pensji nauczycieli bezpośrednio z budżetu państwa. Takie rozwiązanie ma odciążyć budżety samorządów oraz zahamować likwidowanie przez nie placówek edukacyjnych.

Wniosek w tej sprawie nauczycielskie związki zawodowe zgłosiły już kilka miesięcy temu. Decyzję o zmianie finansowania pensji nauczycielskich podjęto m. in. po rozmowach z przedstawicielami samorządów, którzy od lat narzekają, że nie są w stanie utrzymać placówek oświatowych i są zmuszane do ich likwidacji bądź łączenia, co ma bardzo zły wpływ na codzienne funkcjonowanie uczniów i ich rodzin.

Własny projekt

Projekt zmian został zgłoszony jako inicjatywa obywatelska. Aby trafił on do Sejmu, związkowcy musieli zebrać pod nim co najmniej 100 tys. podpisów poparcia. W ciągu kilku miesięcy udało się ich zebrać ponad 340 tys., a to oznacza, że posłowie będą musieli taki projekt rozpatrzyć. W poniedziałek już oficjalnie został on przekazany na ręce Marszałka Sejmu. Teraz wszystko zależy od decyzji wybrańców narodu.
Opracowana przez ZNP ustawa zakłada zmiany w ustawach o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, o systemie oświaty oraz w Karcie Nauczyciela. Zmiany objęłyby nauczycieli zatrudnianych w placówkach podległych samorządom, a więc publicznych.
Proponowane zmiany oznaczają, że środki przeznaczone na średnie wynagrodzenia nauczycieli szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowo-wychowawczych wraz z pochodnymi, odpisem na fundusz socjalny, dodatek wiejski i fundusz na doskonalenie – gwarantowane są przez państwo w budżecie i przekazywane samorządom w formie dotacji celowej.

Na ratunek samorządom

Problem z nauczycielskimi pensjami rozpoczął się w miarę pogłębiania się niżu demograficznego, który był coraz bardziej odczuwalny przez poszczególne placówki. Do szkół trafiało coraz mniej uczniów, a co za tym idzie – spadały środki z dotacji celowej, która zależy od liczby uczniów w szkole. Były to główne środki, które samorządy miały na finansowanie placówek oświatowych. Jednocześnie nie zmniejszały się jednak stałe koszty, jakie samorządy ponosiły w związku z funkcjonowaniem tych placówek, takie jak m. in. koszty utrzymania budynków, personelu oraz właśnie pensje nauczycieli.
W wielu przypadkach samorządy były zmuszone – z powodu malejących środków na oświatę – likwidować co roku niektóre szkoły i przedszkola, na których działalność nie miały odpowiednich środków. Sytuację próbowano ratować przez łączenie szkół, co uderzało przede wszystkim w niewielkie, gminne szkoły. Dla uczniów i ich rodziców oznaczało to jednak konieczność codziennych dojazdów do placówek odległych od ich miejscowości często o kilkadziesiąt kilometrów. Z kolei dla wielu nauczycieli oznaczało to w najlepszym przypadku przeniesienie się do innego miasta, bądź utratę pracy.
Wiele do życzenia pozostawiały też warunki, w jakich odbywały się zajęcia w takich połączonych placówkach, gdzie lekcje odbywały się niekiedy w systemie zmianowym. Innym sposobem na ograniczanie przez samorządy pieniędzy przeznaczanych na oświatę jest przekazywanie placówek w ręce prywatnych fundacji i stowarzyszeń, a więc ich faktyczna prywatyzacja. Często do takich przekształceń dochodzi z inicjatywy samych rodziców, którzy wolą brać na swoje barki koszty utrzymania lokalnej szkoły niż skazywać dzieci na wielogodzinne dojazdy, co jest nie tylko uciążliwe, ale bywa też niebezpieczne, zwłaszcza w przypadku młodszych dzieci. W ten sposób jednak dokonuje się cicha prywatyzacja placówek oświatowych, wprowadzając podział uczniów na tych, których rodziców stać na współfinansowanie szkoły i biedniejszych, którzy są skazani na dojazdy do placówek publicznych.

Urzędnicy rozkładają ręce

Problem łączenia oraz likwidacji szkół i przedszkoli stał się tak powszechny, że nauczycielskie związki zawodowe zmusiły ministerstwo edukacji do zainteresowania się tym problemem. Niestety, w związku z nikłym zaangażowaniem urzędników, związkowcy postanowili wziąć sprawy we własne ręce i zaproponować rozwiązanie, które – w ich ocenie – mogłoby uratować sytuację, zarówno uczniów, jak i nauczycieli. ZNP zaproponował, by oddzielić fundusz przeznaczony na wynagrodzenia nauczycieli od pozostałych kosztów, jakie samorządy muszą przeznaczać na funkcjonowanie placówek oświatowych. Pomysł związkowców polega na tym, żeby środki przeznaczana na wynagrodzenia pochodziły bezpośrednio z budżetu państwa, a nie z budżetów samorządów, z których większość ma poważne problemy finansowe. Jednocześnie nie uległyby zmianie kompetencje samorządów w zakresie kształtowania wynagrodzeń nauczycieli i nadal otrzymywałyby one subwencję oświatową, wynikającą z liczby uczniów.
Jeszcze w trakcie prac nad ustawą, ZNP alarmowało, że przedstawiciele ministerstwa edukacji nie są zainteresowani zmianą sytuacji i zasłaniają się tym, że prowadzenie placówek oświatowych leży przede wszystkim w rękach samorządów i to na tym poziomie należy szukać rozwiązań. Nauczycielskie związki narzekały na trudne rozmowy zarówno z poprzednim, jak i obecnym kierownictwem resortu. Kiedy przygotowany przez nich projekt zmian w sposobie finansowania nauczycielskich wynagrodzeń trafi pod obrady Sejmu, decyzja w tej sprawie będzie zależała od opinii posłów rządzącej większości. Wówczas przekonamy się, czy zapowiedzi PiS o zahamowaniu procesów prywatyzacyjnych również w tej branży były poważne, czy też były jedynie kiełbasą wyborczą.

trybuna.info

Poprzedni

Chcą go mieć…

Następny

Życie na azbestowej petardzie