REKONSTRUKCJA RZĄDU. Umarł król, niech żyje król – a także ministrowie. Jedne gadające głowy już szczęśliwie uwolniły nas od swojej obecności, kolejne jeszcze zdążą napsuć nam krwi.
Serial pod tytułem „Rekonstrukcja” szczęśliwie dobrnął do finałowego odcinka. Zaskoczeniem roku z pewnością jest zmiana na stanowisku szefa MON. Złośliwi śmieją się, że prezes Kaczyński dopiero teraz przeczytał książkę Tomasza Piątka. Albo wreszcie dopatrzył się, że oprócz inwestycji w obronę terytorialną, ministerstwo nie poczyniło żadnych poważniejszych zakupów militarnych. Ale odwołanie Macierewicza to raczej ukłon nowego premiera w stronę prezydenta Dudy, z którym szef MON pozostawał w ostrym konflikcie. Oprócz Dudy odetchnął też z ulgą Maciej Lasek: – Jego działania w podkomisji smoleńskiej kompromitują Polskę na arenie międzynarodowej. Dobrze, żeby wraz z dymisją, zakończyły się też prace tego zespołu.
Tego niestety nikt nie ogłosił – przeciwnie, na wiosnę Macierewicz ma zaprezentować finalny raport na temat „prawdziwych” przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Nieoficjalnie szepcze się o podmiance Kuchcińskiego na Antoniego. Były szef MON miał dostać propozycję objęcia w posiadanie laski marszałkowskiej. Jednak nie potwierdziła tego rzeczniczka klubu Beata Mazurek.
Antoni mógłby objąć wprawdzie funkcję wicemarszałka, która zwolniła się po Joachimie Brudzińskim, ale ptaszki ćwierkają, że nie jest to wystarczająco godna posada dla tropiciela smoleńskiego zamachu.
Ze stanowiskiem pożegnał się Jan Szyszko – zastąpi go Henryk Kowalczyk. W środowisku obrońców praw zwierząt i ekologów zmianę przyjęto bez entuzjazmu. Spodziewana jest raczej kontynuacja polityki spod znaku „lex Szyszko” – z tym, że nowy minister na wejściu będzie się zapewne starał nieco złagodzić powstałe za sprawą poprzednika napięcia pomiędzy Polską i Komisją Europejską.
Anna Streżyńska straciła ministerstwo cyfryzacji, a jej resort, pomimo sukcesów, uznano za zbędny.
Mariusz Błaszczak również pożegnał się ze swoimi współpracownikami – ale tylko po to, aby spakować walizki i pójść „w kamasze” – czyli do MON. I choć „Mariuszek”, „Płaszczak” był przez policjantów uważany raczej za postać komiczną, to najwyraźniej zarówno Prezes, jak i prezydent byli pod wrażeniem jego reform. To on jest odpowiedzialny za „dekzubekizację” w szeregach policji, cięcia emerytur i rent, a także zmiany w BOR. Jest też zdecydowanym przeciwnikiem przyjmowania jakichkolwiek uchodźców.
Ciekawe jak dogada się z Beatą Kempą – szefową nowego resortu zajmującego się pomocą humanitarną.
Do dymisji poszedł również… sam premier Morawiecki. Ale, spokojnie, tylko jako minister. W resortach finansów oraz rozwoju zastąpili go Teresa Czerwińska oraz Jerzy Kwieciński. Nowym ministrem przedsiębiorczości i technologii została Jadwiga Emilewicz.
Poległ w boju (głównie z rezydentami) minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Zastąpi go Łukasz Szumowski, dotychczasowy wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego. Nie wiemy o nim wiele. Jest kardiologiem, przez wiele lat był członkiem rady naukowej Instytutu Kardiologii w Warszawie. Specjalizuje się w leczeniu arytmii serca. Czy w leczeniu arytmii niedofinansowanego ministerstwa również sobie poradzi – dopiero się okaże. Podobnie jak minister Radziwiłł, jest entuzjastą rodzin wielodzietnych (ma czwórkę dzieci). Zapewne w kwestiach światopoglądowych będzie, podobnie jak Radziwiłł, prezentował raczej konserwatywny kurs.
Witold Waszczykowski już nie zaskoczy nas kolejnym odkryciem na miarę San Escobar. I co ciekawe, wcale nie zastąpił go, jak szumnie zapowiadano, prezydencki minister Krzysztof Szczerski. Nowym szefem dyplomacji został 62-letni profesor politologii Jacek Czaputowicz. Co o nim wiemy? W latach 90. był dyrektorem Departamentu Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej w ówczesnym MSZ. Był również wiceprzewodniczącym Rady Służby Publicznej oraz Rady Administracyjnej Europejskiego Instytutu Administracji Publicznej w Maastricht. W latach 2008-2012 był dyrektorem Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, placówki tak ukochanej przez Lecha Kaczyńskiego, że dziś nosi jego imię.
Z rekonstrukcji płynie kilka ważnych wniosków. Pierwszy to taki, że pisowska administracja niebezpiecznie się rozdęła. W rządzie Mateusza Morawieckiego mamy aż 22 ministrów oraz 106 wiceministrów. To zabawne, zważywszy na fakt, iż PiS zawsze głośno krzyczało o „tanim państwie” i oskarżało Donalda Tuska o tworzenie republiki urzędników.
Drugi wniosek jest taki, że rzeczywiście głowy stracili z nowym rokiem wszyscy najmniej popularni ministrowie (może za wyjątkiem Anny Streżyńskiej). Z tego zaś płynie wniosek trzeci: PiS powtórzył manewr sprzed wyborów – schował swoich „flagowych” polityków, a wyeksponował cichych, rozważnych profesjonalistów. W ten sposób ma szansę utrzymać poparcie na poziomie 50 procent jeszcze przez długi czas. Niestety.