Sojusz Lewicy Demokratycznej zaprezentował swoje propozycje programowe. Jedną z nich jest zwolnienie mniej zamożnych podatników z płacenia podatku dochodowego.
Podatki były, są i będą. Wszyscy znamy powiedzenie Beniamina Franklina sprzed prawie trzystu lat, iż na tym świecie pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. Franklin nie odpowiedział jednak na pytanie, kto i ile powinien płacić podatków. Jako liberał, był zapewne zwolennikiem podatku liniowego, w jednakowym procencie obciążającego biednych i bogatych. Lewica twierdzi, że podatki, oprócz funkcji fiskalnej, powinny również pełnić funkcje społeczne. Czyli krótko mówiąc – być sprawiedliwe. Dyskutując o podatkach warto, oprócz ołówka i kalkulatora, mieć przy sobie Konstytucję. A artykuł drugi Konstytucji winien być punktem odniesienia dla każdego ministra finansów majstrującego przy podatkach: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.” Zmiany w podatkach, proponowane przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, mają zrealizować ten konstytucyjny zapis o sprawiedliwości społecznej.
Pięć progów
Dzisiaj niemal wszyscy płacimy liniowy podatek dochodowy. W ustawie zapisano co prawda dwa progi podatkowe: 18 i 32 proc., ale ten drugi dotyczy znikomej części podatników. Jeszcze kilka lat temu podatek w wysokości 32 proc. płacił zaledwie co setny Polak. Dzisiaj ten odsetek zbliża się do 3 proc., przy czym w jakimś stopniu jest to skutek wieloletniego niewaloryzowania progów podatkowych.
SLD proponuje wprowadzenie pięciostopniowej skali podatkowej, zaczynającej się od 15-procentowego podatku dla zarabiających do 30 tys. złotych i stopniowo rosnącego (18, 25, 32 proc.), aż do 40 procent dla zarabiających powyżej 200 tys. złotych. Wielostopniowa skala podatkowa jest raczej normą w krajach, w których nie funkcjonuje podatek liniowy. We Francji podatnicy płacą od 5,5 proc. do 45 proc. podatku, potykając się po drodze o pięć progów podatkowych. Siedem progów podatkowych mają podatnicy amerykańscy. Ale koniec końców nie chodzi o to, by „małpować” rozwiązania innych krajów, ale doprowadzić do tego, że progresja podatkowa będzie normą dla znacznej części podatników. Propozycję SLD można podsumować krótko: niższe podatki dla mniej zarabiających, wyższe dla bardzo dobrze zarabiających.
Proste podatki?
Czy większa ilość progów podatkowych, to komplikowanie podatku dochodowego, zamiast oczekiwanego przez wszystkich upraszczania? Zdecydowanie nie! O tym, że polski system podatkowy jest skomplikowany decyduje ogromna ilość „szczególnych przypadków”, zapisanych w ustawie podatkowej. Tylko jeden artykuł 21 ustawy o PIT, zawierający katalog odstępstw od opodatkowania podatkiem dochodowym, liczy ponad 150 pozycji. O tym, że system podatkowy jest niejasny, świadczy kosmiczna ilość indywidualnych interpretacji podatkowych. W ubiegłych latach wydawano ich rocznie grubo ponad 30 tysięcy. Przeliczając na godziny pracy urzędów skarbowych, oznacza to, że co trzy minuty pojawiała się nowa interpretacja podatkowa. Co gorsze, nie zawsze zgodna z wydaną wcześniej. To nie ilość progów podatkowych komplikuje podatki, ale złe prawo podatkowe.
24 000 zł bez podatku
Trybunał Konstytucyjny uznał kwotę wolną od podatku dochodowego, wynoszącą w Polsce 3089 złotych rocznie, za niezgodną z Konstytucją. Sędziowie Trybunału powołali się właśnie na artykuł 2 Konstytucji i na zapisaną w nim zasadę sprawiedliwości społecznej. Dlaczego?
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych od wielu lat oblicza wartość tzw. minimum egzystencji. To zestaw ponad 300 towarów i usług niezbędnych, zdaniem ekspertów, do zaspokojenia potrzeb człowieka na najniższym poziomie. W zestawieniu dominują wydatki na żywność i koszty eksploatacji mieszkania. W roku 2015 w jednoosobowym emeryckim gospodarstwie domowym żyjącym na poziomie minimum egzystencji wydawano na jedzenie 177 zł miesięcznie (5,80 zł dziennie) oraz około 250 zł na mieszkanie (czynsz, ogrzewanie, prąd, wywóz śmieci itd.) W sumie miesięczne minimum egzystencji dla takiego gospodarstwa wyliczono na 518 złotych.
Gdy ten głodowy dochód, pozwalający jedynie na przeżycie, porówna się z kwotą wolną od podatku, to okaże się, że jest ona o połowę niższa. Miesięczna kwota wolna od podatku wynosi bowiem 257 złotych. Wniosek jest szokujący: państwo polskie ściąga podatki nawet od tych, którym na jedzenie zostaje mniej niż 6 złotych dziennie. I to właśnie zakwestionował Trybunał Konstytucyjny, orzekając, że taki stan rzeczy ma niewiele wspólnego z „zasadami sprawiedliwości społecznej”. Szkoda, że na wyrok Trybunału, kwestionujący wysokość kwoty wolnej od podatku, czekaliśmy całe lata.
Niedawne zmiany kwoty wolnej od podatku, wprowadzone przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, dotyczą jedynie nielicznych podatników. Nadal kwota wolna od podatku dla ogółu polskich podatników jest jedną z najniższych w Europie. W Finlandii jest 21 razy wyższa, w Wielkiej Brytanii – 14 razy, a w Niemczech 11 razy wyższa. Ale znów nie chodzi o przyrównywanie się do innych, zamożniejszych krajów, ale o elementarną sprawiedliwość. Podatek dochodowy nie może drenować kieszeni najmniej zarabiających. Dlatego Sojusz Lewicy Demokratycznej proponuje, aby kwota wolna od podatku dochodowego była równa rocznej płacy minimalnej. W bieżącym roku byłoby to 24 000 złotych. I wszyscy ci, których dochód jest niższy, nie płaciliby podatku dochodowego w ogóle.
Emerytura bez podatku
Taka sama kwota wolna dotyczyłaby również wypłat rent i emerytur. Oznaczałoby to, że wszyscy emeryci otrzymujący świadczenia poniżej 2 tysięcy złotych miesięcznie, nie płaciliby żadnego podatku. Przy okazji, przynajmniej dla niższych wypłat, zlikwidowany zostałby dzisiejszy absurd: państwo wypłaca emeryturę lub rentę i od razu część wypłaty zabiera dla siebie w postaci podatku dochodowego.
Ekonomiści, słysząc o kwocie wolnej od podatku osiem razy wyższej niż obecnie, niezawodnie podniosą larum. Budżet tego nie wytrzyma – orzekną. W odpowiedzi przytoczę dane, mówiące o tym, jak wskutek zaniechania waloryzacji kwoty wolnej przez kolejne rządy, jej relacja do płacy minimalnej przez lata spadała. Na początku lat dziewięćdziesiątych kwota wolna od podatku odpowiadała ośmiomiesięcznej płacy minimalnej. W roku 2000 była równa czterem płacom minimalnym. A w roku 2017, obowiązująca ogół podatników kwota wolna, to zaledwie 1,5 miesięcznej płacy minimalnej.
Liniowy z pracownikami
Wśród lewicowego elektoratu, wiele emocji budzi podatek liniowy dla drobnych przedsiębiorców, wprowadzony przez rząd Leszka Millera w 2003 roku. To naruszenie jednego z filarów socjaldemokratycznej tożsamości – od lat oburzają się lewicowi ideolodzy. Jako drobny przedsiębiorca z ponad 30-letnim stażem będę bronił tego podatku, bo jego przeciwnicy nie do końca rozumieją specyfikę działania małych przedsiębiorców i firm rodzinnych. Mam świadomość, że formuła podatku liniowego dla przedsiębiorców jest dzisiaj mocno nadużywana przy tak zwanym samozatrudnieniu. Często „wypycha się” pracowników etatowych z firm, prowadząc do tworzenia fikcyjnych „przedsiębiorców”. Dlatego SLD proponuje pozostawienie podatku liniowego 19 proc. jedynie dla przedsiębiorców zatrudniających pracowników na umowę o pracę. Per saldo będzie to rozwiązanie korzystne dla pracowników, nierzadko pracujących „na czarno” w firmach opodatkowanych liniowo.
Dlaczego sugeruję pozostawienie podatku liniowego dla przedsiębiorców? Ten podatek pełni inną funkcję, niż podatek od dochodów osobistych podatnika pracującego na etacie. Dla takiego podatnika kwota po opodatkowaniu może być w całości przeznaczana na konsumpcję. W przypadku przedsiębiorcy, osiągnięty dochód musi pozwolić na rozwój firmy, odnowienie parku maszynowego i wiele innych wydatków związanych z firmą. Optymalnym rozwiązaniem byłoby rozdzielenie dochodów osobistych i prowadzonej firmy, tak jak to funkcjonuje powszechnie na przykład w Wielkiej Brytanii. Ale to już zupełnie inny temat.
Opodatkowanie transakcji finansowych
Bez paniki. Tego podatku nie będą płacili posiadacze kont w bankach. Chodzi o podatek od transakcji spekulacyjnych na giełdzie. Codziennie takich transakcji, na przykład na walutach, dokonywanych są miliony. Kupuje się dolary parę groszy taniej, by za chwilę je sprzedać i kupić coś innego. Podatek od transakcji finansowych wprowadziło już 11 państw Unii Europejskiej. W Polsce przeciwny podatkowi był minister Rostowski. W poprzedniej kadencji Sejmu, projekt ustawy o podatku od transakcji finansowych autorstwa SLD, Platforma Obywatelska wyrzuciła do kosza. Podatek bankowy, niedawno wprowadzony przez PiS, nie ma nic wspólnego z podatkiem od transakcji finansowych, jest bowiem podatkiem od aktywów bankowych.
Wpływy do budżetu z tytułu podatku od transakcji finansowych byłyby zależne od przyjętych stawek, ale mówimy o kwotach liczonych w miliardach. Komisja Europejska szacuje, że wpływy z podatku od transakcji finansowych w krajach Unii, które go wprowadziły, zasilą budżety tych krajów sumą rzędu 30 – 35 mld euro (130 – 150 mld zł).
Przywróćmy normalność
Z pewnością nocne eskapady Misiewicza, podobno złamane żebro Pani Premier i rozkładanie na czynniki pierwsze każdego zdania wypowiedzianego przez Prezesa – są ciekawsze dla mediów od propozycji podatkowych partii pozaparlamentarnej. Ale jak całe to szaleństwo już przeminie, powróci czas normalności. I przyjdzie czas na poważną debatę. Również o podatkach. Jak je kształtować, by realizowały konstytucyjną zasadę sprawiedliwości społecznej. Bo to, że podatki pozostaną – to pewne. Od czasów Beniamina Franklina nic się nie zmieniło.
Przedstawione propozycje zmian podatkowych zostały zaprezentowane podczas Rady Krajowej SLD w dniu 4 lutego br. Są to propozycje do dyskusji.