W czwartek wieczorem Stadion Narodowy w Warszawie zamieni się w największą siatkarską arenę na świecie. W meczu otwarcia mistrzostw Europy Polska zmierzy się z Serbią. Organizatorzy spodziewają się na trybunach ponad 62 tysięcy kibiców.
Reprezentacja Polski siatkarzy w finałach mistrzostw Europy zagra po raz 22. Do tej pory w europejskim czempionacie biało-czerwoni wywalczyli osiem medali – jeden złoty, pięć srebrnych i dwa brązowe. Jedyny jak dotąd tytuł mistrza Starego Kontynentu nasza drużyna prowadzona wówczas przez Daniela Castellaniego zdobyła osiem lat temu w Turcji, pokonując w finale Francję. Dwa lata później, w turnieju rozgrywanym w Austrii i Czechach, biało-czerwoni wywalczyli trzecie miejsce, ale w dwóch kolejnych imprezach, w 2013 roku i 2015 nie odegrali już roli. Kibice liczą, że tym razem będzie inaczej, bo tegoroczna edycja mistrzostw Europy odbywa się w naszym kraju, więc oczekują powtórki sukcesu z 2014 roku, kiedy to Polska była gospodarzem mistrzostw świata i pod wodzą Stephane’a Antigi wygrała ten turniej.
Finały mistrzostw Europy nad Wisłą odbędą się po raz drugi. W roku 2013 Polska pomagała organizacyjnie Danii, mecze rozgrywano w Szczecinie i Gdańsku (gdzie nasz zespół przegrał z Bułgarią dramatyczny baraż 2:3), a finały odbyły się w Kopenhadze. W tym roku nasz kraj organizuje turniej samodzielnie, co ciekawe, po raz pierwszy od 2009 roku, gdy gospodarzem była Turcja. Kolejne trzy turnieje miały po dwóch gospodarzy, a teraz znów jednego.
Wśród gospodarzy ME nie brakuje państw, z którymi nie kojarzy się na co dzień siatkarskich zmagań na najwyższym poziomie: Turcji, Finlandii, Austrii, Szwecji czy wspomnianej Danii. Najwięcej czempionatów zorganizowali Włosi – cztery, a więcej niż Polska mają ich na koncie na przykład Czesi, Niemcy i Bułgarzy. Ani razu, co również jest ciekawostką, mistrzostwa Europy nie odbyły się w ZSRR, choć reprezentacja tego kraju wygrywała tę imprezę aż 12 razy. Rosja jak do tej pory tylko raz, w 2007 roku, była gospodarzem europejskiego czempionatu, ale na jej terenie triumfowali Hiszpanie.
Przed czwartkową potyczką z Serbią w obozie biało-czerwonych zapanowało małe zamieszanie spowodowane kontuzją Mateusza Bieńka. Trener naszej reprezentacji Ferninado Di Giorgi na wszelki wypadek powołał na zgrupowanie Andrzeja Wronę, ale z ostateczną decyzją czekał do ostatniej chwili.
Kłopoty kadrowe nie ominęły też serbskiej drużyny. Jej trener Nikola Grbić w ostatniej chwili musiał wykreślić ze składu 26-letniego przyjmującego Marko Ivovicia. Ten znany polskim kibicom z występów w barwach Asseco Resovii Rzeszów zawodnik nabawił się kontuzji stawu skokowego w kończącym przygotowania towarzyskim spotkaniu z aktualnym wicemistrzem Europy Słowenią.
Polacy i Serbowie w turnieju będą rywalizować w grupie A z zespołami Finlandii i Estonii.