Do końca roku powinna rozstrzygnąć się przyszłość trenera Czesława Michniewicza w reprezentacji Polski. Decyzję podejmie prezes federacji Cezary Kulesza. Media i kibice muszą uzbroić się w cierpliwość, bo nastroje są mieszane. Jeden obóz mówi o minimalizmie i antyfutbolu, a drugi o wykonanym zdaniu i wyjściu z grupy pierwszy raz po 36 latach. Skomplikowaną już sytuację zaogniają medialne doniesienia o awanturze w sprawie wypłat premii za turniej w Katarze.
Reprezentacja Polski wróciła w poniedziałek wieczorem z mistrzostw świata w Katarze. Do Warszawy przyleciało tylko 13 kadrowiczów plus bramkarz Kacper Tobiasz (nie był zgłoszony do turnieju). Pozostali udali się bezpośrednio z Kataru na wakacje lub do swoich klubów. Na pokładzie czarteru nie było kilku czołowych zawodników kadry, m.in. kapitana Roberta Lewandowskiego, który rozpoczął już urlop, a także Wojciecha Szczęsnego i Grzegorza Krychowiaka.
W poprzednich latach jeszcze za kadencji prezesa Zbigniewa Bońka, krótko po powrocie Polaków z turnieju PZPN organizował konferencję prasową. Po mundialu w Rosji najważniejsza podczas spotkania z mediami – 3 lipca 2018 roku – była informacja o zakończeniu pracy z reprezentacją przez trenera Adama Nawałkę. Trzy lata później, po przełożonych o 12 miesięcy z powodu pandemii mistrzostwach Europy, Boniek spotkał się z mediami dzień po ostatnim meczu fazy grupowej (2:3 ze Szwecją).
Z informacji uzyskanych w poniedziałkowy wieczór wynika, że teraz taka konferencja prasowa – jeżeli nic się w najbliższych dniach nie zmieni – nie jest planowana. Prezes Kulesza znajduje się w lepszej sytuacji od swojego poprzednika, ponieważ tym razem kadra wyszła z grupy. Ważnych pytań jednak nie brakuje – zwłaszcza dotyczących kontraktu trenera Michniewicza.
W PZPN nie ma na razie żadnego „przecieku” w tej sprawie. Decyzja należy do Kuleszy. Wiadomo na pewno, że w najbliższych dniach szef federacji spotka się z selekcjonerem. Decyzja powinna zapaść do końca roku, gdy – według wielu źródeł – kończy się umowa obecnego trenera kadry, zatrudnionego prawie 11 miesięcy temu po nagłym odejściu Portugalczyka Paulo Sousy. W mistrzostwach świata podopieczni Michniewicza dotarli do 1/8 finału, gdzie przegrali w niedzielę z broniącą tytułu Francją 1:3. Wcześniej w grupie kolejno: zremisowali z Meksykiem 0:0, pokonali Arabię Saudyjską 2:0 i przegrali z Argentyną 0:2.
W kraju trwa teraz wielka debata czy Czesław Michniewicz powinien pozostać na stanowisku.
Oni zatrzymali posady
Leo Beenhakker, Adam Nawałka i Paulo Sousa to selekcjonerzy piłkarskiej reprezentacji Polski, którzy po ważnych turniejach w XXI wieku pozostali na tym stanowisku. Każdy z nich – po mistrzostwach Europy. Holender Beenhakker kontynuował pracę po nieudanym Euro 2008, Nawałka – po osiągnięciu ćwierćfinału osiem lat później, a Portugalczyk Sousa – po odpadnięciu w grupie w ubiegłorocznych ME. Teraz Michniewicz osiągnął 1/8 finału mistrzostw świata, lecz nie może być pewny utrzymania swojego stanowiska.
Awantura o kasę
Być może sportowe osiągnięcia naszej kadry zejdą na drugi plan przy podejmowaniu decyzji o przyszłość Czesława Michniewicza. Dziennikarze Wirtualnej Polski ujawnili, że: „przed MŚ premier Mateusz Morawiecki obiecał kadrze, że w przypadku wyjścia z grupy zostanie ona nagrodzona premią wynoszącą co najmniej 30 mln zł. Informację potwierdziliśmy w trzech niezależnych źródłach”. Serwis Sportowe Fakty podaje: „Szef rządu spotkał się z piłkarzami tuż przed ich wyjazdem na mistrzostwa. Pieniądze najprawdopodobniej mają trafić nie do PZPN, a bezpośrednio do członków drużyny, tj. piłkarzy, selekcjonera i całego sztabu”. Dziennikarze zapytali o premię Prezesa PZPN Cezarego Kuleszę. Ten odpowiedział, że o pomyśle premiera Morawieckiego słyszał. Ale nie zna żadnych ustaleń czy szczegółów porozumienia z szefem rządu. Nie brał udziału w spotkaniu i osobiście nie słyszał o obiecanych milionach.
Dużo nowych informacji ujawnił Tomasz Włodarczyk z serwisu meczyki.pl. Temat premii wrócił w czasie mistrzostw w Katarze. „(…)po meczu z Argentyną (temat został wywołany – red.) przez Czesława Michniewicza z prośbą o ustalenie konkretnego systemu podziału kwot pomiędzy piłkarzy i sztab. Część zawodników chciała podziału ze względu na udział minutowy w meczach. Jak słyszymy z kilku źródeł wewnątrz drużyny, takiej opcji sprzeciwił się jednak Robert Lewandowski. Wbrew pojawiającym się informacjom, kapitan przekonywał do solidarnego podziału z uwzględnieniem zawodników rezerwowych, a nie w oparciu o rozegrane minuty. Ostatecznie grupa zawodników doszła do porozumienia.
Wypracowana propozycja drużyny zakładała również, że 10 procent premii miałoby trafić do sztabu. W trakcie spotkania z zawodnikami trener powiedział, że chciałby aby sztab otrzymał 20 procent. W rozmowach aktywnie uczestniczył też asystent trenera, Kamil Potrykus, który naciskał na jak najszybsze wypracowanie zasad podziału. W trakcie dyskusji Lewandowski w końcu powiedział „stop” na takie wytwarzanie presji i zaapelował, aby nie prowadzić tych rozmów przed meczami mistrzostw świata, bo trzeba się skupić na przygotowaniach do nich. Będzie czas, aby o tym rozmawiać po mundialu”.
Najważniejsze jednak w całym tym zamieszaniu jest doniesienie, że premie miały być wypłacone z pominięciem piłkarskiej centrali. Czyli prosto do kieszeni piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Na taki obrót spraw miał zareagować Cezary Kulesza – i nie był to z całą pewnością głoś poparcia.
W dramatycznym zwrocie akcji we wtorek po południu szef rządu opublikował na ten temat wpis na Facebooku.
”Udany występ Polaków na Mundialu jest dobrą okazją do rozpoczęcia dyskusji na temat przyszłości polskiej piłki. Jestem przekonany, że bez zwiększenia budżetu na polską piłkę trudno nam będzie rywalizować z najlepszymi, a przecież nasi piłkarze pokazali, że to możliwe. Pokazali, że jest to w naszym zasięgu. Uważam również, że nagradzanie za wyniki na najbardziej prestiżowych turniejach jest ważnym elementem całości systemu i zarazem rolą Związku oraz głównych sponsorów” – zaznaczył Morawiecki.
„Na koniec wprost: nie będzie rządowych środków na premie dla piłkarzy” – oświadczył premier.